Na nieco lepszy powrót na obiekt im. Alfreda Smoczyka liczył zapewne Grzegorz Zengota. Reprezentant Unii Leszno w latach (2013-17) wywalczył tylko dziewięć punktów, a jego drużyna poległa w Lesznie.
Spotkanie dla Zengoty rozpoczęło się bardzo optymistycznie. Z Jacobem Thorssellem udało im się podwójnie pokonać Jarosława Hampela. W kolejnych startach było jednak mocno w kratkę. „Zengi” przywiózł co prawda jeszcze jedną trójkę czy dwójkę, ale i jedynkę z dwoma zerami. Ostatecznie skończyło się na dziewięciu „oczkach".
– Dużo rzeczy się złożyło na ten dzisiejszy występ. Przyjechałem na tor, na którym startowałem przez ostatnie pięć lat i startowałem przed kibicami, którzy bili mnie brawo, choć byłem z drużyny przeciwnej. Chciałem im wszystkim podziękować za to, że tak mnie przyjęli. Pierwszy wyścig co prawda wygrany, ale to była taka nerwowa, szarpana jazda. Potem zdarzyło mi się jakieś zero. Ta nierówna jazda, wybijała na pewno z rytmu. Czasem tak bywa i myślę, że na tle takiego rywala jak Unia, gdzie nie ma słabych punktów i wraca Piotr po kontuzji i robi komplet punktów, to wypada pogratulować i wziąć się do pracy – przyznał po meczu zielonogórzanin.
Żużlowiec pierwotnie miał rywalizować w eliminacjach SEC, które przełożono na piątek, lecz zrezygnował z występu w Bałakowie, by wspomóc swoją drużynę w Lesznie. Miał być liderem na torze, który przecież doskonale zna, miał wielokrotnie okazję się na nim ścigać. Tymczasem, nie wyszło. – Dziewięć punktów w sześciu startach to nie jest rewelacyjny wynik. Gospodarze mieli handicap własnego toru i owszem można powiedzieć, że ja ten tor dobrze znam, ale często bywa tak, że goście przyjeżdżają tutaj raz w sezonie i czują się rewelacyjnie. Bierzemy się do pracy, mieliśmy okazję się sprawdzić na tle silnego rywala i pokrótce mamy odpowiedź, w którym miejscu jesteśmy. Jeszcze sporo spotkań przed nami, wyciągniemy wnioski i to nam pomoże osiągnąć wynik.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!