Pierwsze żużlowe nauki pobierał pod okiem Mirosława Cierniaka w zespole UKS Jaskółki Tarnów, lecz później wyjechał wraz z rodziną do Wielkiej Brytanii i tam przez kolejne miesiące starał się rozwijać sportowo. Na jego koncie szybko pojawiły się pierwsze zwycięstwa, trofea i pochlebne artykuły. Jak sam przyznaje, z początku pojawiło się u niego w związku z tym nieco stresu.
Na początku 2015 roku, media zaczęły rozpisywać się na temat tego, iż na Wyspach rośnie nam wielki talent – Eryk Borczuch. Trudno się nie było z tym nie zgodzić, gdy docierały do nas informacje o kolejnych bardzo dobrych występach młodego zawodnika. W tym samym sezonie zajął m.in. drugie miejsce w cyklu „Winter Series” ze stratą trzech „oczek” do Jacka Parkinsona. Mógł żałować, że z siedmiu planowanych rund, udało się rozegrać tylko trzy. Korzystał z zaproszeń na różnego rodzaju mecze towarzyskie, w których wykręcał wyniki w okolicach kompletu. Nic więc dziwnego, że zainteresowanie jego osobą wzrastało z miesiąca na miesiąc. Sytuacja powtórzyła się przed minionym sezonem, gdy trafił na wypożyczenie do ARGE Speedway Wandy Kraków. – Z początku było tak, że pojawiał się stres. Dotyczyło to głównie tego, co pomyślą kibice jak się nie uda albo jak już się nie układało po naszej myśli. Z czasem uświadomiłem sobie jednak, że nie warto sobie bałaganić głowy takimi sprawami. Trzeba się skupić na tym, co się dzieje w danej chwili, na jeździe i przygotowaniu sprzętu – mówi w rozmowie z portalem speedwaynews.pl.
Niestety, o ile na Wyspach radził sobie doskonale, o tyle w Polsce wręcz nie istniał. Żużlowiec nie obraża się o to stwierdzenie, nie ukrywa, że wiele spraw rozwiązał nie tak jak powinien i stąd wzięły się problemy. Niekorzystnie na niego wpłynął także fakt, że w trakcie sezonu musiał tymczasowo zawiesić swoją przygodę z „czarnym sportem”, a powód był prosty – finanse. Żużlowiec wyciągnął już wnioski z tego co było i wierzy, że sezon 2018 będzie już należyty w jego wykonaniu. – Głównym moim problemem przede wszystkim były kwestie finansowe, które powodowały z kolei mniejszą ilość startów, niż pierwotnie zakładałem. Nie jest tajemnicą, że musiałem zawiesić tymczasowo swoją przygodę, ale na szczęście było to naprawdę chwilowe. Gdy już jeździłem, miałem problem, by dopasować motocykle do warunków torowych – dodaje nasz rozmówca.
Borczuch wystąpił w czterech spotkaniach Nice 1. Ligi Żużlowej, w których wywalczył tylko dwa punkty, zatem o tym musi jak najszybciej zapomnieć. Pozytywnie spisał się w eliminacjach Brązowego Kasku, gdzie w Opolu wywalczył osiem punktów i zajął siódme miejsce. Powinien awansować do finału, który rozegrany był w Świętochłowicach, ale tak się jednak nie stało. „Dziką kartę” na turniej dostali Kamil Wieczorek i Robert Chmiel, którzy mieli wystąpić w tym turnieju, lecz tego dnia walczyli o punkty w zaległym meczu PGE Ekstraligi. Wobec tego awansowała piątka zawodników. W tym roku chce ponownie zawalczyć o finał imprezy dla żużlowców do lat 19, a także chce namieszać w Srebrnym Kasku. O startach w lidze nie myśli, bowiem zdaje sobie sprawę, że „wygryźć” Oskara Bobera lub Wiktora Lamparta będzie mu piekielnie ciężko, choć nie można mówić nigdy „nie”. – Chciałbym w tym roku awansować do finału Brązowego oraz Srebrnego Kasku i sporo w tych turniejach namieszać, zajmując miejsce minimum w połowie stawki. Na ligę się zasadniczo nie napalam, bowiem wiadomo, że Oskar ze względu na doświadczenie ma gwarantowane miejsce w składzie, a Wiktor jak wiemy też nie jeździ wcale gorzej. Na pewno jednak na treningach postaram się pokazać „lwi pazur” i nie będę odpuszczał. Więcej nadziei wiążę z Drużynowymi Mistrzostwami Polski Juniorów, gdzie liczę, że awansujemy przynajmniej do półfinałów. – komentuje tarnowianin.
Zawodnik nadal będzie łączył starty na Wyspach Brytyjskich z jazdą w Polsce. W jego kalendarzu można odnotować kilka „kolizji” terminów i o tym, gdzie ostatecznie wystąpi zadecyduje trener Dariusz Śledź. Jeśli Drużynowy Wicemistrz Świata z 1994 roku uzna, że 18-latek nie jest mu potrzebny na rzecz Motoru Lublin, ten nie zamierza marnować czasu, co jak najbardziej można uznać za właściwą ścieżkę rozwoju kariery. – Póki mam szansę startować i tutaj w Anglii i w Polsce, będę starał się to wykorzystywać. Im więcej jazdy tym lepiej, a w nadchodzącym sezonie zapowiada się dużo, o ile nawet nie bardzo dużo startów. Kiedyś zapewne skupie się tylko na Polsce, możliwe, że nawet już za rok, gdyż mam zamiar iść na studia na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie – kończy Borczuch.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!