Żeby sport był sportem, nie trzeba mieć scenariusza z dokładnie zaplanowanym splotem zdarzeń, nie trzeba mieć planów awaryjnych "B", "C" czy "D". Sport jest piękny w swojej prostocie, w rywalizacji między zawodnikami, drużynami czy w wyścigu z czasem. To samo się tyczy zwłaszcza żużla, dyscypliny gdzie dużą rolę odgrywają czynniki zewnętrzne takie jak sprzęt i pogoda.
Obserwując ostatnie wydarzenia na arenach międzynarodowych oraz czytając komentarze czytelników na portalowym fan page'u, odnoszę wrażenie, że poziom perfekcjonizmu, jaki PGE Ekstraliga chce osiągnąć, stwarza dość niebezpieczny precedens zadufania w sobie i czynienia z polskiej ligi "pępka świata", przed którym wszyscy muszą chylić czoła. Mierzymy wszystkie organizacje swoją miarą i uważamy, że są gorsze. Bo u nas zawodnicy najwięcej zarabiają, więc…
We wszystkich państwach, gdzie speedway istnieje i zawodnicy w mniej lub bardziej profesjonalny sposób kręcą kółka na swoich motocyklach, na stadionach czuć atmosferę pikniku, gdzie rodziny czas spędzony na zawodach żużlowych traktują jako świetną zabawę i doskonały relaks po trudach dnia codziennego. No właśnie, wszędzie tylko nie w Polsce. W naszym kraju balonik sukcesu dmuchany jest na wszystkie możliwe sposoby, do tego stopnia, że srebrny medal zdobyty w niedzielę przez polską "Husarię" w Speedway od Nations przez większość jest odbierana jako porażka. Przecież to jest chore. Pojechała tam cała ekipa naszych chłopaków, chciała wygrać, ale się nie udało. Tomasz Gollob setki razy podkreślał, że na tym polega ten sport, że ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. Dlaczego nie słuchamy jego słów? Obwinianie któregokolwiek z zawodników o "porażkę", przerzucanie się wyzwiskami między sympatykami poszczególnych rajderów, "gdybanie" o wyborze pól… Ludzie, dajcie sobie na luz, zwolnijcie swoje oczekiwania w stosunku do reprezentantów naszego kraju, bo dojdzie kiedyś do takiej sytuacji, że nawet złoto to będzie dla Was za mało. I co wtedy? Czego będziecie od nich wymagać?
Przy sobotnich wydarzeniach we francuskim Mâcon, przy okazji finału DMEJ i w oczekiwaniu na start zawodów, pokusiłem się na zerknięcie na popularne grupy "fejsbukowe" o tematyce żużla. Z przykrością zauważam, że piętnujemy zachowanie organizatorów, zapominając, że podczas tego finałowego turnieju we Francji nie stało się nic niezwykłego. Dwie potężne ulewy, które nadciągnęły nad stadion nie były z winy organizatora, to że hektolitry wody dostały się wszędzie, zalewając instalacje elektryczne to też nie ich wina. W Polsce gasły światła na stadionach przy niekorzystnych wynikach dla gospodarzy, maszyny startowe psuły się do tego stopnia, że startowano na chorągiewki, a na stadionie, gdzie był dach i profesjonalna ekipa od toru, przerwano rundę Grand Prix, ze względu na tragiczny stan owalu. W Mâcon tor po grubszej kosmetyce nadawał się do jazdy, oświetlenie i taśma startowa zostały naprawione, ale późna godzina, brak dobrej woli Duńczyków i niekorzystne prognozy pogody spowodowały, że zawody ostatecznie odwołano. Zrobiono wszystko, żeby je odjechać! To ja się teraz pytam, gdzie mamy do czynienia z większym profesjonalizmem? Jak by się zachowały służby stadionowe wraz z organizatorem w Polsce?
Nie jesteśmy pępkiem świata, żeby dyktować warunki innym organizacjom, mało tego, my się jeszcze od innych musimy wiele uczyć, a przede wszystkim musimy zrozumieć, że w sporcie najważniejsza jest rywalizacja, a nie otoczka, błysk fleszy i dziesiątki kamer na stadionie.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!