Jak doskonale wiemy, lodowa odmiana speedwaya po latach przerwy ponownie zagości w Sanoku. Po ośmiu sezonach, tor lodowy "Błonie" znów będzie gospodarzem wielkiej ice racingowej imprezy. Czy będzie ona początkiem nowej, dobrej ery tej dyscypliny w Polsce? Dziś przedstawiamy Wam odrobinę historii, która ustanowiła w niej największe krajowe sukcesy...
Dzisiaj zapewne jest niewiele osób, które zdają sobie sprawę, że Polacy już kilkakrotnie w przeszłości zaznaczyli swój udział w lodowej elicie. Początek historii polskiego ice speedwaya wiąże się nierozerwalnie z Bronisławem Ratajczykiem – znanym polskim działaczem Polskiego Związku Motorowego, który po obejrzeniu zawodów na lodzie w ZSRR w 1964 roku, przywiózł materiał zdjęciowy do Polski. Na jego podstawie ówczesny mechanik BKS Polonii Bydgoszcz – Paweł Łabicki przygotował specjalne ramy dla bydgoskich zawodnikow. Na jazdę na kolcach zdecydowali się wówczas tacy zawodnicy, jak Mieczysław Połukard, Norbert i Rajmund Świtałowie, Edward Kupczyński i Zygfryd Friedek.
24 stycznia 1965 roku, po przygotowaniu lodu na bydgoskim torze żużlowym, odbyły się tam pierwsze jazdy próbne. Pierwsze historyczne zawody w naszym kraju rozegrano właśnie w tym mieście 21 lutego tego samego roku. Rywalizacja o „Srebrny Kolec IKP” polegała na jeździe w pojedynkę. Wygrywał zawodnik z najlepszym czasem, a stał się nim Mieczysław Połukard. Duże zainteresowanie sprawiło, że podobną imprezę zorganizowano jeszcze w Zakopanem.
Później, grupa naszych „lodowców” zdecydowała się na podbój ZSRR. Zimą 1966 bracia Świtałowie oraz Mieczysław Połukard startowali tam w kilku zawodach, m.in. w Leningradzie, Bernau, Tallinie, Krasnojarsku, czy Nowosybirsku. Spróbowali także swoich sił w eliminacjach do mistrzostw świata. Awans do finałowych rund wywalczył Połukard, który w końcowym rozrachunku zajął piętnaste miejsce. Rok później miejsce w elicie zdołał uzyskać Norbert Świtała. Serię finałową ukończył na bardzo wysokim, siódmym miejscu. Jednorazowo zajął czwarte miejsce w turnieju, tuż za trójką rajderów z ZSRR. Pokonał tego dnia takie tuzy, jak Kadyrow, Westlund, czy Svab senior.
Niestety, kolejnej zimy zawodnicy nie zdecydowali się na podróż do Związku Radzieckiego i tym samym „zdjęli kolce” z opon na następne kilkanaście lat. Od początku lat osiemdziesiątych, jazdy na lodzie rozpoczął Zdzisław Żerdziński, aktywny wówczas żużlowiec z Opola. Jednak dopiero w 1994 roku zobaczyliśmy w Polsce jakikolwiek przejaw ice racingowej działalności. Grupa działaczy PZM podjęła się organizacji rund eliminacyjnych do IMŚ na warszawskim torze lodowym „Stegny”. Imprezy Grand Prix rozgrywano również w 1995 i 1996, jednak bez udziału polskich uczestników. Z biało-czerwoną flagą startowali wówczas Rosjanie – Siergiej i Jurij Iwanow. Brak rodzimych zawodników spowodował, że Stegny świeciły pustkami.
Wspomniany wcześniej Zdzisław Żerdziński na udział w oficjalnych zawodach czekał zaś aż do 1998 roku. Wystąpił wówczas w eliminacjach do berlińskiego turnieju „Master of Spikes”. Nie dysponował on jednak profesjonalnym sprzętem, co spowodowało brak dobrych rezultatów. Sytuacja zmieniła się dziewięć lat później, kiedy to świat obiegła nowina o pierwszych w historii zawodach na torze lodowym „Błonie” w Sanoku. To weekend 13-14 stycznia 2007 przeszedł do historii jako oficjalny początek lat świetności polskiego ice racingu.
Z inicjatywy Pawła Ruszkiewicza i Bronisława Hahna, zorganizowano pierwszą edycję Ice Racing Sanok Cup. Dla kibiców było to coś zupełnie nowego. Inauguracyjny turniej zgromadził już wtedy bardzo interesującą, międzynarodową stawkę. Nie zabrakło takich nazwisk jak Daniił Iwanow, Harald Simon, czy Franz Zorn. Jedynym wówczas reprezentantem Polski był Zdzisław Żerdziński, który na ten turniej miał do dyspozycji już zdecydowanie lepszy jakościowo sprzęt, dzięki pomocy Arkadiusza Kucharskiego.
W międzyczasie swoje siły na lodowym torze próbował Grzegorz Knapp. Dobre efekty podczas wyścigów pokazowych zmotywowały do bardziej poważnego podejścia do tego sportu. Pod koniec 2007 roku na północy Szwecji, nie żyjący dziś nasz reprezentant przez trzy dni trenował pod okiem fachowców. Zebrał wówczas ogrom nieocenionego doświadczenia, które zaprocentowało szybciej, niż się wszyscy spodziewali. Pobyt w Funasdalen (700 km na północ od Sztokholmu) zakończony został dniem wyścigowym, gdzie Knapp spisywał się rewelacyjnie i pokonywał zawodników mających przeszłość w ME i MŚ. Nietrudno się domyśleć, że stąd już droga nie była daleka, aby otrzymać powołanie na finał Indywidualnych Mistrzostw Europy, który odbył się w 2008 roku w Sanoku.
To właśnie nawiązanie do tej historycznej imprezy, będzie miało miejsce w lutym przyszłego roku. Po latach przerwy lodowy żużel ponownie zagości do Sanoka. Impreza, która odbyła się wówczas była początkiem wspaniałej ery dla polskiego ice speedwaya. Zapisała się także w kartach historii jako jedyny finał czempionatu Starego Kontynentu, w którym nie zwyciężył zawodnik z Rosji. W kolejnych latach na „Błoniach” gościły kolejne edycje Ice Racing Sanok Cup, a także Rundy Kwalifikacyjne do Indywidualnych Mistrzostw Świata. Grzegorz Knapp zaczął odnosić coraz lepsze wyniki, a kadra Polski się nieco poszerzała. Oprócz wspomnianych wcześniej dwóch „rajderów” ścigali się Piotr Hejnowski, Mirosław Daniszewski, Michał Widera, czy Paweł Strugała. To, na co czekano najbardziej, nastąpiło w 2013 roku. Wówczas w Polsce zagościł finał Drużynowych Mistrzostw Świata.
Biało-czerwoni zajęli w tym turnieju miejsce czwarte – tuż za podium. – Tafla lodowa zawsze była tam w bardzo dobrym stanie. Chłopaki wkładali wszelkie starania, by wszystko dopięte było na „ostatni guzik”. W Sanoku naprawdę był wysoki poziom. Jeździłem po wielu torach w Europie i jestem w stanie stwierdzić, że ten był jednym z lepiej przygotowywanych. Nawet w holenderskim Assen nieraz nie było tak dobrego lodu, jak w Sanoku – mówił w rozmowie z naszym portalem były reprezentant Polski – Paweł Strugała.
Czy „nowy początek” na „Błoniach” poprowadzi ice speedway podobną ścieżką? Sytuacja wydaje się być o tyle dobra, że mamy aktualnie dwa obiekty, na których rozgrywane mogą być imprezy. Cały czas czynny będzie Tomaszów Mazowiecki, który już dwukrotnie ugościł lodowych specjalistów. Brakuje natomiast innej ważnej kwestii – zawodników. Czy ktoś „złapie bakcyla” i dołączy do Michała Knappa? On, jak i cała ta dyscyplina z pewnością na to oczekuje…
Źródło: inf. własna / zdjęcia: archiwalne programy zawodów z Sanoka
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!