Przed sezonem 2019 Mikkel Michelsen podjął bardzo ważną dla siebie decyzję. Po dwóch nieudanych próbach startów w Najlepszej Lidze Świata postanowił do niej wrócić i bronić barw Speed Car Motoru Lublin. Wybór, który nie każdy oceniał pozytywnie, okazał się słuszny i w PGE Ekstralidze Duńczyk się odnalazł.
Ostatnie dwa mecze „Koziołków” to dla niego swoisty roller coaster. W wygranym, wyjazdowym starciu w Toruniu zdobył on 14 punktów, aby tydzień później, w przegranym meczu ze Stelmet Falubazem Zielona Góra przy swoim nazwisku zapisać 7 „oczek” z bonusem. Jak się okazuje lepiej wychodzą mu mecze wyjazdowe, a z powodu statusu „meczu zagrożonego” tor prawie nigdy nie był sprzymierzeńcem lublinian. – Jeśli spojrzymy na moją średnią i wyniki, byłem do tej pory znacznie lepszy na wyjazdach, niż w meczach w Lublinie. Gdybym znał przyczynę, na domowym torze również jeździłbym bardzo dobrze. Niestety mieliśmy kilka meczów, które miały status „zagrożonego”, wówczas tor był inny niż zazwyczaj. Wiem jednak, że tak nie było przed ostatnim pojedynkiem, więc to nie jest wymówka. Mieliśmy trening w piątek, a zawody w niedzielę. To jest żużel. Tor jest taki, jaki jest – nie mogę powiedzieć o nim nic złego. Cieszę się z tego, że jestem w Lublinie. W tym klubie są świetni ludzie. Mamy prawdopodobnie najlepszych kibiców na świecie. Mecze domowe jednak nie są zbyt dobre dla wszystkich zawodników. Zmagamy się z jakimiś problemami. Było kilka dobrych spotkań tu i tam. Sam miałem takie na domowym torze – być może dwa, po których byłem zadowolony. To ciężki tor, jednak mam nadzieję, że dwa ostatnie spotkania domowe będą inne. Zostały nam mecze z Częstochową i Gorzowem. Dosyć mocno potrzebujemy w nich zwycięstw. Dodatkowo mamy jeszcze dwa wyjazdowe pojedynki, które będą bardzo ciężkie – w Lesznie i Grudziądzu. Rywale są bardzo mocni u siebie. Nasze dwa kolejne domowe mecze będą bardzo ważne, jeśli chodzi o naszą przyszłość w Ekstralidze – mówił, o swoich ostatnich występach w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce i przed kolejnymi, Mikkel Michelsen.
Czy zatem można coś zmienić w przygotowaniu toru tak, aby przed decydującymi o utrzymaniu w gronie najlepszych drużyn w Polsce, stanowił on przewagę Speed Car Motoru? – Każdy jest inny. Niektórzy lubią tor na jeden sposób, pozostali na odmienny. Uważam, że powinniśmy mieć pewną przewagę, co widzimy na przykład w Grudziądzu. Gdy weszli do Ekstraligi, wygrywali więcej spotkań, bo mają specyficzny tor, który jest bardzo twardy. Nie mogę stwierdzić, co się stanie. Teraz czeka nas przerwa w rozgrywkach, ponad miesiąc między dwoma kolejnymi ligowymi meczami na własnym torze. Być może będzie nieco inaczej, ale to zobaczymy dopiero przy następnym pojedynku (uśmiech).
Przed sezonem rozmawialiśmy z Duńczykiem o jego decyzji, związanej z powrotem na tory ekstraligowe. Jak się okazuje to całkiem szeroka historia, w wyniku której ściga się on z najlepszymi z takim, a nie innym skutkiem. – Mówiłem już o tym wiele razy. Przyszedłem do Leszna, jako młody chłopak, w ogóle nie gotowy do jazdy w Ekstralidze. Nie byłem przygotowany mentalnie, pod kątem formy fizycznej, mój sprzęt również nie był wystarczająco dobry do tych startów. W tamtym czasie byłem bardzo młody i niedoświadczony. Przeszedłem do Ostrowa, miałem tam świetny rok i pomyślałem – teraz jestem gotowy. Następnie trafiłem do Tarnowa, gdzie miałem kolejny bardzo słaby sezon, z chyba jednym lub dwoma przyzwoitymi występami w Ekstralidze. Wówczas zdecydowałem, że potrzebuję dwóch lat w pierwszej lidze, aby odbudować wszystko, co trzeba. Nawet po sezonie 2017 miałem możliwość, aby przejść do Ekstraligi, jednak na to się nie zdecydowałem. Nieważne gdzie mogłem wówczas trafić, nie ma to teraz znaczenia (uśmiech). Miałem taką szansę, jednak zdecydowałem się pozostać na kolejny rok w pierwszej lidze, aby zbudować pewność siebie. Dodatkowo chciałem właściwie przygotować swój team, mechaników, motocykle i wszystkie sprawy. Byłem szczęśliwy w ubiegłym roku w Gdańsku. Sądzę, że to świetny klub, który również ma zaangażowanych wielu świetnych ludzi. W speedwayu chodzi również o czerpanie z tego radości, nie zawsze rozchodzi się o pieniądze. Ludzie mogą mówić, że ktoś idzie do Ekstraligi, ponieważ tam można więcej zarobić. Szansa, jaką dostałem w Lublinie, to starty mniej więcej w każdym spotkaniu, tak naprawdę bez presji. Mieli oni jeden cel – pozostanie w Ekstralidze. Nie planowali awansować do play-offów. Uznałem, że to jest dla mnie dobry punkt zaczepienia – wrócić do Ekstraligi, odnaleźć w niej swoją drogę. Chciałem znaleźć klub, w którym po meczu nikt nie krzyczy, ludzie nie są źli z powodu braku zwycięstw. Tak bywa w Polsce. W tym kraju jest w to inwestowane sporo pieniędzy. Każdy szef klubu chce, aby jego zespół wygrywał wszystkie spotkania. Wtedy rodzi się spora presja. To całkowicie niezdrowa sytuacja. Dlatego dobrze mi w Lublinie, nie ma tam zbyt wielkiej presji. W tym momencie czuję się tam, jak w domu. Jak już mówiłem, kibice są naprawdę niesamowici. To nie ma tak naprawdę znaczenia, czy chodzi o mecze w Lublinie, czy wyjazdowe. Jak widzieliśmy w Toruniu i Wrocławiu, ponad 700 osób podróżowało z Lublina, aby nas oglądać. Nawet, jeśli były to wyjazdowe pojedynki, czuliśmy się, jak w domu. Bardzo cieszę się z tego, że tam jestem. Mam nadzieję, że zostanę tam na kilka kolejnych sezonów (uśmiech).
Jak wspomniał Duńczyk, decydujące o przyszłości „Koziołków” w Najlepszej Lidze Świata mecze, czekają ten zespół w Lublinie. Przeciwnikami będą forBET Włókniarz Częstochowa oraz truly.work Stal Gorzów. Zwłaszcza to drugie spotkanie będzie bardzo ciężkiej wagi, ponieważ jeśli udałoby się zgarnąć punkt bonusowy (w pierwszym spotkaniu padł wynik 49:41 dla „Stalowców”), to wówczas podopieczni Jacka Ziółkowskiego mogą uniknąć nawet baraży o utrzymanie. Czy stać na to zespół z Lublina? – To byłoby idealne rozwiązanie – skończyć sezon poza barażami i nie być zmuszonym w nich jechać. Te mecze zawsze są trudne. To jakby spotkania o być, albo nie być. Każdy ściga się, jakby to były mistrzostwa świata, ponieważ to bardzo ważne dla obu klubów – dla jednego, aby zostać, a dla drugiego, aby awansować. Mam nadzieję, że uda nam się zebrać wszystkim razem, zwłaszcza na ostatnie domowe spotkanie i zabezpieczymy Ekstraligę dla Lublina na sezon 2020 – tym optymistycznym akcentem, zakończył rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Mikkel Michelsen.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!