Mikkel Michelsen jest jednym z objawień tegorocznego sezonu. Świetnie spisuje się w zasadzie we wszystkich rozgrywkach, w których występuje – od ligi polskiej, przez szwedzką, aż po cykl SEC. Ostatnio błysnął także w turnieju Grand Prix.
Czy to jest przełomowy sezon w karierze Duńczyka i na stałe wskoczy on do żużlowej elity? Michelsen do polskiej ligi trafił bardzo wcześnie, bo już w wieku 19 lat. Wówczas to związał się kontraktem z Unią Leszno. Początki miał jednak niezwykle trudne – w przeciągu dwóch spędzonych w „biało-niebieskich” barwach sezonów wygrał ledwie pięć biegów. W lepszym, tym debiutanckim, osiągnął średnią biegową na poziomie 1,00 pkt./wyścig. W potencjał Duńczyka nikt jednak nie wątpił. W 2014 roku Michelsen został przecież trzecim juniorem świata, ulegając w końcowej klasyfikacji trzyturniejowego cyklu tylko dwójce Polaków – Piotrowi Pawlickiemu i Kacprowi Gomólskiemu. Za jego plecami znaleźli się natomiast m.in. Václav Milík, Krystian Pieszczek czy Szymon Woźniak.
Kiedy w sezonie 2015 Mikkel Michelsen swoją dobrą postawą (średnia 2,02 pkt./wyścig) poprowadził Ostrovię Ostrów do triumfu w rozgrywkach pierwszej ligi, wydawało się, że sportowo dojrzał do tego, by ponownie ścigać się w ekstralidze i – co istotne – odgrywać w niej poważniejsze role, bo z tym wcześniej w Lesznie bywało nie najlepiej. Transfer do innej Unii, tej z Tarnowa, przyniósł jednak kolejne duże rozczarowanie. 14 meczów, 48 punktów i średnia przeciętna na poziomie 0,95 pkt./wyścig – to bilans Michelsena w barwach „Jaskółek” w rozgrywkach ekstraligowych. Bilans, który mówi wiele: Duńczyk na najwyższą klasę rozgrywkową cały czas nie był gotowy. Skorzystał on jednak na fakcie, że tarnowianie spadli z PGE Ekstraligi i pozostał w Unii na kolejny rok.
Niestety, Mikkel Michelsen stał się ofiarą niezwykle wyrównanej i silnej – jak na realia pierwszoligowe – kadry „Jaskółek”. Pomimo świetnych wyników i imponującej wręcz średniej biegowej 2,25 pkt./wyścig, na przestrzeni całego sezonu wystąpił w zaledwie dziewięciu spotkaniach. Już w trakcie rozgrywek mówiło się jednak wiele o tym, że Duńczyk popadł w konflikt z trenerem Unii, Pawłem Baranem. Kolejna, trzecia już zmiana barw klubowych nikogo więc nie dziwiła.
Jako czwarty przystanek w polskiej lidze Michelsen zdecydował się wybrać Wybrzeże Gdańsk, choć przez moment wśród klubów zainteresowanych jego zatrudnieniem wymieniany był m.in. Włókniarz Częstochowa. Z perspektywy czasu ruch Duńczyka ocenić jednak trzeba było jak najbardziej pozytywnie. Nad morzem jego dyspozycja eksplodowała na dobre – średnia 2,34 pkt./wyścig w rozgrywkach Nice 1. Ligi Żużlowej oraz czwarte miejsce w indywidualnych mistrzostwach Europy, zaraz za Madsenem, Hampelem i Lambertem, to rezultaty, wobec których nikt nie mógł przejść obojętnie.
Nie przeszedł przede wszystkim beniaminek PGE Ekstraligi – Motor Lublin, który w Mikkelu Michelsenie dostrzegł potencjał na lidera swojej drużyny i zdecydował się go zakontraktować. Choć mając na uwadze dwa poprzednie, zupełnie nieudane podejścia Duńczyka do startów w najwyższej klasie rozgrywkowej, można było mieć pewne obawy, czy udźwignie on ten ciężar, to jednak w zasadzie już pierwsze spotkania w nowych barwach te obawy rozwiały. 8+2 z GKM-em, 9+1 ze Stalą, 11+1 z Włókniarzem – w taki sposób z kibicami Motoru przywitał się 25-latek. Później wcale nie było gorzej. Po trzynastu spotkaniach bieżącego sezonu Michelsen legitymuje się średnią biegową na poziomie 2,01 pkt./wyścig i jest w tym aspekcie lepszy m.in. od Fredrika Lindgrena, Nielsa Kristiana Iversena czy Jarosława Hampela.
Na arenie międzynarodowej Duńczyk także spisuje się doskonale. W szwedzkiej Elitserien, ulega pod względem średniej tylko Zmarzlikowi, Woffindenowi, Janowskiemu i Drabikowi. W cyklu SEC z kolei, lepsi od niego są w tym momencie jedynie Grigorij Łaguta oraz Pedersen. Co przy tym rzuca się w oczy? To, że nazwisko Mikkela Michelsena wymieniane jest już na równi z tymi największymi. Że jest on już żużlowcem z najwyższej możliwej półki. A miejsce takich żużlowców jest nigdzie indziej, jak w cyklu Grand Prix.
I jeśli ktoś uważa, że zmagania o tytuł indywidualnego mistrza świata to jeszcze zbyt wysokie progi dla zawodnika, który w Ekstralidze dobrze spisuje się dopiero po raz pierwszy w karierze, to wystarczy wspomnieć ostatni turniej GP, rozegrany w szwedzkiej Målilli. W nim Michelsen, jako jeden z kwalifikowanych rezerwowych, zastąpił kontuzjowanego Antonio Lindbäcka i wypadł co najmniej dobrze – z dziewięcioma punktami zajął wysokie, 5. miejsce.
Można więc rzec, że Duńczyk swoim występem w Målilli potwierdził, że w cyklu by sobie poradził i niejako zaliczył generalną próbę przed ewentualnym awansem do elity na stałe. Już w najbliższą sobotę stanie on bowiem przed taką szansą – na torze w Goričan weźmie udział w turnieju Grand Prix Challenge, którego to będzie jednym z głównych faworytów.
I jeśli niejednokrotnie mówi się o tym, że cykl GP potrzebuje nieco odświeżenia, to wydaje się, że miejsce Mikkela Michelsena w czołowej trójce chorwackich zawodów powinno zadowolić wszystkich. Do elity wskoczyłby bowiem zawodnik, który nie tylko odmłodziłby stawkę, ale i nie zaniżyłby jej poziomu sportowego. Duńczyk zdaje się być żużlowcem, którego już teraz stać na walkę o podia poszczególnych turniejów, a po „okrzepnięciu” jako stały uczestnik cyklu, może i o medale indywidualnych mistrzostw świata.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!