Ostatni mecz eWinner 1. Ligi był wielkim świętem dla drużyny Cellfast Wilków Krosno. Ekipa z podkarpacia po raz pierwszy awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej, a duży udział w ostatecznym sukcesie miał Mateusz Szczepaniak.
Jak sam przyznaje, żużlowiec nie zawsze ma okazję jechać w meczu o tak dużym napięciu. – Dramaturgia tego spotkania była bardzo duża. Mogę powiedzieć, że wręcz był to jeden z najbardziej dramatycznych meczów w mojej karierze. Losy awansu ważyły się aż do ostatniego biegu. W piętnastym biegu serce waliło niesamowicie mocno.
W biegu jedenastym zaliczka punktowa drużyny gości stopniała do zera i wydawało się, że Stelmet Falubaz może nabrać rozpędu i rozstrzygnąć sprawę awansu jeszcze przed ostatnim wyścigiem. Zawodników i sztab Wilków nie opuszczała jednak nadzieja. – Nie było żadnego zwątpienia. W pewnym momencie zaczęła się nerwówka, bo gospodarze odrobili stratę z pierwszego meczu, ale my byliśmy w miarę spasowani. Do tego Andrzej Lebiediew wykonał świetną pracę, rezerwy taktyczne działały. Była męska walka.
Feralny wyścig czternasty
Pierwsza odsłona biegu czternastego zakończyła się fatalnie wyglądającym wypadkiem, w którym udział wzięli Mateusz Szczepaniak i Max Fricke. Jak zawodnik Wilków widział tę sytuację? – Na poprzednim łuku Max wyjechał szerzej, a ja wyskoczyłem z krawężnika. Zacząłem wysuwać się pod bandę, ale nie chciałem zamykać rywalowi bramy. Gdybym to zrobił, to on musiałby wcześniej zamknąć gaz. Tak się nie stało i mógł jechać dalej, podjechał pode mnie i na wejściu w łuk zahaczył o moją prawą rękę. Nic już nie mogłem zrobić. Pociągnął mnie w prawą stronę. Nie mogłem ani zamknąć gazu, ani zeskoczyć z motocykla. Zupełnie nie spodziewałem się tego kontaktu. W powtórce biegu musiałem zmienić motocykl, ponieważ tamten bardzo ucierpiał po kontakcie z bandą. Szkoda tylko, że był on gorzej spasowany z torem. W drugim podejściu do tego wyścigu jechałem już tylko tak, żeby dojechać. Nie mogłem nic więcej z tego wyciągnąć.
Walczyli do końca
Mecz nie do końca układał się po myśli przyjezdnych, jednak nikt nie składał broni. Szczepaniak uważa, że wola walki i ,,team spirit” były kluczami do ostatecznego sukcesu. – Wszyscy cały czas szukaliśmy jeszcze większej prędkości. Tobiasz Musielak znalazł dobre ustawienia przed ostatnim wyścigiem i od razu było widać efekt. Przez cały sezon tworzyliśmy monolit. Kiedy ktoś pojechał słabiej, to reszta go zastępowała. Tak samo było w tym meczu. Jeszcze kilka dni temu większość na pewno stawiała na Falubaz. Ja do końca wierzyłem w naszą drużynę – kończy z dumą Mateusz Szczepaniak.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!