Trzy medale - dwa złote i srebro oraz zwycięstwo w Pucharze Federacji. Taki jest dorobek medalowy Marcina Szymańskiego, nowego Indywidualnego Wicemistrza Świata w speedrowerze, który w Lesznie uległ tylko Benowi Mouldowi.
Wrocławianin, który od kilku lat ściga się w barwach częstochowskich Lwów, choć ma już prawie czterdziestkę na karku to wciąż ma w sobie tyle sił i energii, że jest w stanie nie tylko ścigać się w lewo na rowerze bez hamulców, ale robić to też bardzo skutecznie. W zakończonych niedawno Mistrzostwach Świata, które odbyły się na polskiej ziemi zdobył m.in. Indywidualne Wicemistrzostwo Świata w kategorii Open, złoto Mistrzostw Świata Par oraz Drużynowych Mistrzostw Świata. Do tego dorzucił triumf w Drużynowym Pucharze Federacji, wobec czego w każdej imprezie, w której mógł startować – stawał na podium.
Konrad Cinkowski, speedwaynews.pl: Przede wszystkim na początku gratuluję kolejnych sukcesów i medali na arenie międzynarodowej. Nim porozmawiamy o wątkach typowo sportowych powiedz mi, jak oceniasz całą otoczkę tych mistrzostw i ich organizację.
Marcin Szymański, zawodnik Lwów Avia i reprezentant Polski: – Przyznam, że w Toruniu, Poczesnej oraz Kaletach było naprawdę super jedzenie (śmiech – dop. aut.). Po zawodach można było naładować węglowodanów i było bardzo smacznie. Organizacyjnie wszystko wyszło naprawdę bardzo dobrze. Świętochłowice – klasa, w Toruniu trochę pokrycie się z żużlem sprawiło, że nie było tak dużo kibiców, choć słyszałem, że pojawili się jacyś żużlowcy drużyny Get Well.
– Na pewno był Chris Holder, bo jego zdjęcie z toru należącego do TSŻ krążyło po mediach społecznościowych.
– To też świadczy, że ta organizacja im tutaj wypaliła. W Lesznie można było się spodziewać takiej frekwencji. Nie jest to duże miasto, każdy wie co to jest speedrower i że odbywa się tutaj taka impreza. Dodatkowo tor sprzyjający walce, mijankom. Dawno nie jeździłem w takich zawodach, by były one przy tak licznej publiczności.
– Pamiętasz jak dawno?
– W 2004 roku w Bydgoszczy było naprawdę sporo kibiców, ale także w Rawiczu w 1999. Nie było miejsca, aby usiąść.
– To teraz przejdźmy do wyników sportowych. Jak podsumujesz te mistrzostwa w swoim wykonaniu?
– Trzy złote i jeden srebrny medal na cztery możliwe do zdobycia to uważam, że wynik jest świetny. Jest mały niedosyt, bowiem uważam, że byłem na siłach zdobyć złoto. W jednym z wyścigów uważam, że sędzia mnie trochę skrzywdził. Było to w momencie, gdy Remigiusz Burchardt stracił panowanie nad rowerem i w momencie, gdy go wyprzedzałem to stojący na torze zahaczył mnie łokciem i w mojej opinii jest to bieg do powtórzenia z wykluczeniem Remigiusza. Taka jest moja ocena tej sytuacji z perspektywy toru i wyścigu, bowiem nie widziałem tych zawodów jeszcze. Mogło to się inaczej potoczyć, ale nie roztrząsajmy tego. Sam jeździłem w wielu mistrzostwach i gdy byłem młodszy to się podpalałem w niektórych atakach i traciłem wszystko. Srebro w wieku 39 lat w kategorii Open to jest naprawdę bardzo dobry wynik.
– Jak już mówisz o tym wieku… Dociera do Ciebie, że za rok możesz startować już także w Weteranach?
– Dociera, ale to jest naturale. Czas dla każdego leci tak samo i dla mnie też. Kwestia tego jak to pogodzić.
– Co masz na myśli?
– Czy atakować jeszcze kategorię Open czy skupić się już na kategorii Weteranów. Jeśli będę w formie to wydaje mi się, że będę wykorzystywany w zawodach drużynowych, ale zobaczymy co przyniesie czas, zima i jeszcze trwający sezon.
– Czy triumf Bena Moulda możemy uznać za niespodziankę? Przed zawodami śmiało można było stawiać czy usłyszeć, że będzie polskie podium w IMŚ Open.
– Nie, myślę, że nie. Ben jest doświadczonym zawodnikiem, a tor jest poniekąd jego (Ben Mould jest zawodnikiem LKS Szawera Leszno – dop. red.). Nie jest w ciemię bity facet. Nie był faworytem, ale takiego nie było przed tymi zawodami. Dla mnie? Nie jest to żadne zaskoczenie.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!