Dla wielu fanów żużla obecnie sobota kojarzy się z programem „R1”. W ostatnim odcinku mieliśmy szansę usłyszeć między innymi Macieja Janowskiego, kapitana wrocławskiej drużyny.
Jednym z gości był również kierowca Formuły 1 oraz fan speedwaya, Mark Webber. W jego wypowiedziach bardzo dosadnie dało się odczuć, że czuje do żużla sympatię, ale również ma pewne zastrzeżenia co do przebiegu różnego rodzaju imprez. Dla niego zawody Grand Prix trwają… za długo. Jak sam stwierdził, większość widowisk sportowych zamyka się w półtorej godziny.
Do wypowiedzi Webbera odniósł się Maciej Janowski. Z perspektywy zawodnika może się wydawać, że taki natłok emocji oraz nerwów może niezbyt korzystnie wpływać na psychikę. Sam Janowski nie ukrywa, że to wcale nie było takie złe, jak się wydaje: – Na pewno zgadzam się z tym, że nasze zawody są wydłużane. Pamiętam zawody w Målilli, gdzie baliśmy się, że spadnie deszcz. Tak naprawdę w momencie kiedy kończył się bieg, otwierana była brama i zanim zawodnicy zjechali do parkingu, już drudzy wyjeżdżali pod taśmę. Zdecydowanie dawaliśmy radę. Było to dla nas, zawodników, bardzo korzystne pod tym kątem, że cały czas byliśmy rozgrzani, skoncentrowani, nie wypadaliśmy z takiego rytmu jazdy.
Jednak to nie jedyna wypowiedź zawodnika Formuły 1, którą skomentował wrocławianin. Ciekawym tematem poruszonym przez Australijczyka były również nowoczesne rozwiązania, które mogłyby wydawać się nietypowe. Chodzi tu o zrezygnowanie z taśmy startowej i zastąpienie jej laserami czy czujnikami na przednich kołach. Czy taki pomysł ma prawo bytu? Z pewnością ciężko byłoby przyzwyczaić kibiców do nowego sposobu startowania, ponieważ taśma to pewnego rodzaju „symbol” czarnego sportu.
Podobną opinią dzieli się Maciej Janowski i sugeruje zacząć zmiany od innego punktu: – Ja raczej tę taśmę bym zostawił, bo tak jak mówimy, jest to mocna część naszej dyscypliny. Ale jeżeli mamy iść do przodu i coś zmieniać… No nie wiem. Może najpierw zacząłbym próbować, żeby nasze maszyny były bardziej sprawne.
Nie możemy zapomnieć również o problemie, który był często poruszany w rozmowach między prowadzącymi oraz ich gośćmi. Mowa tutaj o lidze angielskiej, która, zdaniem wielu, chyli się ku upadkowi i nie jest już tak atrakcyjna jak kiedyś. Dlaczego zatem tak się dzieje? Co kieruje zawodnikami, którzy rezygnują z jazdy na Wyspach?
„Magic” wyjaśnia to następująco: – W momencie, kiedy ja jeszcze jeździłem w Anglii i jeździliśmy na Arenę Essex, przebieraliśmy się w baraku, gdzie często nie było światła, były dziury w podłodze, pod prysznicem nie było wody. To na pewno troszeczkę odpychało. Wielu zawodników obawia się tej Anglii. Ja miałem wtedy 17–18 lat i była to dla mnie ogromna przygoda.
Później „Magic” nie decydował się już na dalsze reprezentowanie angielskich drużyn. – Wszystkie turnieje czy zawody były rozłożone przez cały tydzień. Z tego, co teraz widzę, Anglia jedzie przez dwa dni. Wtedy bywało, że jechałem poniedziałek, środa, czwartek, piątek… Każdy klub jechał w inny dzień. Więc jeśli chodzi o organizację logistyki z Grand Prix, to nam to troszeczkę utrudniało.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!