Przebojem wdarł się w sferę polskiego YouTube’a, tworząc program, jakiego nadwiślański żużel nie widział. Jedni na widok charakterystycznego prowadzącego czmychali, kryjąc się w najciemniejszych zakamarkach parku maszyn, inni zaś wiedzieli, iż jego mikrofon to tylko przyczółek do dobrej zabawy utrzymanej w niekonwencjonalnym klimacie.
O tym, jak się zaczął, przebiegał oraz skończył projekt „Na Żużlu Pytamy” i dlaczego przedstawiciele mediów z Piły byli niechętnie widziani w Łodzi, opowiada Kuba Barański.
Tomasz Wojaczek, speedwaynews.pl: – Zacznijmy może od samego końca. Dlaczego coś, co, kolokwialnie mówiąc „żarło”, było popularne i jak na tamten okres szalenie oryginalne, przestało się ukazywać? Ostatni materiał został wyemitowany niespełna trzy lata temu. Od tamtej pory posucha jak na, nie przymierzając, gnieźnieńskim owalu. Istnieje cień nadziei, że „Na Żużlu Pytamy” powróci?
Kuba Barański, twórca „Na Żużlu Pytamy”: – Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego przestałem nagrywać „Na Żużlu Pytamy”. Być może wpływ na to miało to, że brakowało już świeżych pomysłów, żeby program dalej zaskakiwał. Na poważnie zacząłem również traktować fotografię na stadionach i brakowało jednak czasu, aby te dwie rzeczy pogodzić. Tak jak mówisz, minęło już sporo czasu od ostatniego odcinka, więc trochę żartów w głowie jest i być może w niedalekiej przyszłości coś nagram.
– Jak w ogóle narodził się pomysł na stworzenie takiego kanału z konwencją, w której poprawność, miłe słówka i wszelkie schematy zostawiałeś za bramą stadionu?
– W marcu 2013 roku byłem gościem audycji radiowej PTOK w radiu TOK FM, którego gospodarzem byli chłopaki ze starej ekipy pyta.pl z Kozą, Jaokiem i Gradem na czele. Brzydko mówiąc, „zajarałem” się tym, jak i co oni tworzą, więc stwierdziłem, że spróbuję zrobić taki format na żużlu, gdzie, jak wiadomo, było smutno i ponuro.
– Jak na samym początku Twojej działalności reagowali zawodnicy? Żużlowcy, przyzwyczajeni do sztampowych, jednakowych pytań zadawanych przez telewizyjnych dziennikarzy, byli zaskoczeni, zniesmaczeni niektórymi zagadnieniami czy raczej wchodzili w narrację i wspólnie się nakręcaliście? Ciężko było Ci przełamać wstydliwość przed rozmówcą czy wręcz przeciwnie, musiałeś się hamować, by nie powiedzieć zbyt dużo?
– Od 2009 roku działałem na stadionie jako fotograf-amator, podczas wizyt w parku maszyn poznałem trochę zawodników prywatnie. Nie było więc problemów, żeby na luzie z nimi porozmawiać przed kamerą, bo większość mnie znała. Zdarzały się jednak przy pierwszych odcinkach sytuacje, że któryś z zawodników był mocno zdziwiony pytaniami, bo mnie po prostu nie kojarzył. Z czasem „Na Żużlu Pytamy” było na tyle rozpoznawalne, że większość zawodników wiedziała, czego można się po mnie spodziewać. Jedni od razu mówili, że nie chcą w tym brać udziału – co szanowałem, inni rozmawiali ze mną na luzie, czasami jednak musiałem przy montażu wycinać niektóre wypowiedzi i moje i zawodników, aby nikt nie miał nieprzyjemności.

Kuba Barański w rozmowie z Adamem Skórnickim (źródło: facebook.com)
– Czy na przestrzeni tych kilku lat Twojej działalności miałeś swojego ulubionego rozmówcę, z którym wiedziałeś, że przed kamerą możesz pozwolić sobie na absolutnie wszystko i w wyniku czego wyjdzie świetna rozmowa, przepełniona satyrą i dobrym humorem? Który odcinek bądź konkretny rozmówca wywołuje z miejsca na Twojej twarzy uśmiech i przywołuje nostalgiczne wspomnienia?
– Zawsze świetnie rozmawiało mi się z Tomkiem Gapińskim, Jarkiem Hampelem i Patrykiem Dudkiem, z nimi zawsze było sporo zabawy. Czasami sam nie wytrzymywałem i wybuchałem śmiechem, gdy rozmowa poszła w dziwnym kierunku. Krzysiek Kasprzak oraz Piotr Protasiewicz to też zawodnicy, z którymi można rozmawiać o wszystkim, niekoniecznie poważnie. Wszystkie odcinki i wszyscy rozmówcy są dla mnie szczególni. Mam nadzieję, że nikt przeze mnie nigdy nie miał nieprzyjemności.
– Skoro było pytanie o najlepszego rozmówcę, to muszę zapytać o przeciwległy biegun. Znalazłeś na swojej ścieżce kogoś, kto ewidentnie nie chciał wejść z Tobą na ten „właściwy” pułap i po jednej rozmowie wiedziałeś już, iż następnym razem nie warto podchodzić do niego z mikrofonem?
– Byli tacy zawodnicy, którzy nie chcieli ze mną rozmawiać, ale z biegiem czasu rozumiem ich. Nie każdego to mogło bawić, nie każdy chciał w tym uczestniczyć. Wtedy wydawało mi się, że jest to ich obowiązek, żeby rozmawiać z dziennikarzami. Teraz wiem, że jak zawodnik nie chce, to nie musi rozmawiać z mediami.
– Niektóre z Twoich pytań czy wypowiedzi były szalenie niepoprawne i kontrowersyjne. Miałeś z tego powodu jakieś nieprzyjemności? Któryś z zawodników, działaczy próbował wpłynąć na emisję odcinka „NŻP”? Jak wyglądał cały proces akredytacyjny na zawody, czy organizatorzy czasem odmawiali Ci wejścia na dany obiekt tylko z tytułu prowadzonej aktywności?
– Raz została mi nieudzielona akredytacja na finał PGE Ekstraligi ze względu na zbyt dużą ilość dziennikarzy, a tak to nigdy nie było z tym problemu. Głośno było po odcinku, który nagraliśmy w Pile podczas meczu z Włókniarzem Częstochowa, gdzie razem z Tomkiem Soterem żartowaliśmy sobie z Łodzi. Odcinek finalnie zniknął z kanału, a pokłosiem tego filmu był brak akredytacji dla wszystkich mediów z Piły na spotkanie w Łodzi.

Kuba Barański jako kibic. Jak sam przyznaje, stawia aktywny doping nad spokojne, „piknikowe” śledzenie zawodów (źródło: Instagram)
– Czego praca przed kamerą programu „NŻP” nauczyła Cię o żużlowym światku? Jak wiele dowiedziałeś się o życiu i zwyczajach panujących w parku maszyn i jak ta wizja konfrontowała się z obrazem, który miałeś przed oczami zasiadając jeszcze na trybunie, jako zwykły kibic?
– Najważniejszą rzeczą jaką zobaczyłem to to, że zawodnicy są normalnymi ludźmi. Nikt z nich nie czuje się gwiazdą. Każdy zawsze się przywita z każdym – kolegami z toru, mechanikami, dziennikarzami czy nawet osobami funkcyjnymi.
– Odzywają się do Ciebie czasem byli rozmówcy? Gdy widujesz ich na żywo, podchodzą, „zbijają piątki” i dobrze wspominają tamten okres czy raczej, nieco parafrazując Macieja Janowskiego, „to ten gościu z tego głupiego programu” i uciekają przed Tobą?
– Jako że jestem obecny cały czas w światku żużlowym, mamy ciągły kontakt ze sobą. Zawsze się ze starymi znajomymi przywitam, porozmawiam krótką chwilkę przed zawodami, żeby nie przeszkadzać im w przygotowaniach. Znajomość z zawodnikami pomaga też w tym, aby zrobić ciekawe zdjęcia. Zawsze jak poproszę, to mogą szczególnie „zapozować” przed obiektywem.
– Zostawmy na chwilę przeszłość, a przyjrzyjmy się teraźniejszości. Czy w obecnych realiach Twój program wciąż miałby taką samą popularność? W czasach mediów społecznościowych kibic niemal żyje z zawodnikiem, jest w stanie wejść z idolem w interakcję, zobaczyć, gdzie spędza wakacje bądź co jadł na śniadanie. I czy w momencie, w którym liga poszła w stronę „profesjonalizacji”, dronów nad torem i dyskutowania o mikroruchach na starcie, widziałbyś gdzieś tam siebie, z charakterystycznym mikrofonem i kapturem na głowie?
– Na ten moment jest tak dużo „śmieszków” w Internecie, że ciężko byłoby się przebić, startując od zera. Szczerze mówiąc, PGE Ekstraliga nie pociąga mnie tak mocno, jak np. eWinner 1. Liga Żużlowa, gdzie speedway wygląda tak samo, zawodnicy są równie dobrzy, a otoczka jest bardziej na luzie.
– Jako że w mediach społecznościowych dopisałeś sobie „samozwańczy dziennikarzyna”, nie sposób nie zapytać Cię o aktualną kondycję owych mediów. Jak patrzysz i oceniasz coraz to nowsze sposoby dojścia do kibica, które coraz mniej mają wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem, a opierają się na domysłach, zmyślonych historiach i niczym niepopartych hipotezach?
– Media żużlowe na szczęście idą w dobrą stronę. Telewizja pokazuje żużel na tak dobrym poziomie, że jeszcze 10 lat temu mogliśmy o tym tylko pomarzyć. W parku maszyn mamy świetnych dziennikarzy, którzy nie zadają już pytań sztampowych, tylko potrafią wydobyć z zawodników ciekawe wypowiedzi. Wiele osób narzeka na komentatorów, ale powiem szczerze, że ja jestem fanem Michała Korościela i Piotra Olkowicza. Panowie opowiadają to, o czym ja chcę słuchać w przerwach zawodów.
– Widzom Twojego kanału w pamięć zapadły nie tylko powiedzonka czy konkretne rozmowy, ale również i tatuaże, których masz niezliczoną wręcz ilość.
– Fakt, kilka tatuaży zdobi moje ciało, są nawet o tematyce żużlowej. Na nodze widnieje Piotr Świst, który zawsze śmiał się z moich tatuaży, gdy pracował w Pile. Stwierdziłem, że zobaczymy, jak będzie się śmiał, gdy zobaczy gdzieś na moim ciele samego siebie. Jest to oldschoolowy portrecik „Twisty'ego” z jego cytatem po meczu w Lublinie z 2009 roku, kiedy wspominał zarządzających lubelskim klubem w czasach, kiedy on tam miał nieprzyjemności jeździć – „dupki wzięli kasę, a pan Świst robi punkty”. Drugim tatuażem związanym z żużlem jest wizerunek Jarka Hampela, który ma już trochę lat za sobą i trzeba będzie go powoli zacząć poprawiać. Często jednak tak z tatuażami bywa, że lepiej jest zrobić coś nowego, a na starsze kiedyś przyjdzie pora, z tym że to „kiedyś” nie wiadomo kiedy nadejdzie. Jako że moja żona, Kama, jest tatuażystką, to zaraziłem się tym „hobby” i co jakiś czas coś nowego się pojawia. Mieszkamy niedaleko Piły, w Wałczu, gdzie Kama pracuje w studio tatuażu Vini Tattoo i zdarzyło się jej ozdobić kilka osób ze środowiska żużlowego – między innymi Tomasa Jonassona, Sindy Weber, Adriana Cyfera czy Dawida Kownackiego.

Piotr Świst często śmiał się z tatuaży Kuby Barańskiego. Nie przypuszczał wówczas, że sam za jakiś czas stanie się bohaterem „dziary” (źródło: Instagram)
– Skoro wspomniałeś już o Pile, naturalnie nasuwa się pytanie, kiedy znów ujrzymy ligowe ściganie na tym najczarniejszym bodaj torze w Polsce? Jak ocenisz aktualnie panującą sytuację w pilskiej Polonii oraz klimat wokół klubu? Uchyl rąbka tajemnicy i zdradź, jakim kibicem był Kuba Barański, nim wziął się za przepytywanie zawodników – bardziej „piknikiem” z prażonym słonecznikiem w dłoni czy raczej „ultrasem”, który za żółto-czerwono-zielone barwy byłby w stanie się „pokroić”?
– Ciężko się na to wszystko patrzy, co się dzieje w tej Pile. Serce się kraja, że znowu nie będziemy mieli ligowego ścigania przy Bydgoskiej. Nie mamy szczęścia do tego sportu, zawsze są jakieś przeciwności. Mam nadzieję, że uda się wszystko ogarnąć i w 2021 staniemy na nogi. A jakim jestem kibicem? Chyba można mnie nazwać „ultrasem”, zawsze wybieram krzyczenie i aktywne kibicowanie zamiast grzecznego siedzenia z programem w ręku. Zdarzyło mi się po nocy szyć flagi czy malować oprawy, do tego zawsze mnie ciągnęło.
– Nasz portal, speedwaynews.pl, jest medium tworzonym głównie przez młodych zapaleńców, którzy są dopiero na początku swojej przygody z dziennikarstwem. Zważywszy na Twoje doświadczenie zobrazowane rozmowami z największymi tego sportu, co byś im doradził, jako starszy stażem kolega po fachu?
– Myślę, że ja, który cztery razy był na pierwszym roku studiów dziennikarskich, nie jest dobrą osobą do doradzania w kwestiach medialnych (śmiech).
– W ostatnim czasie modnym stało się tworzenie drużyn swoich marzeń. Jak zatem prezentowałaby się siódemka wspaniałych pod batutą Kuby Barańskiego?
– Szczerze mówiąc, nigdy się nie zastanawiałem, jak wyglądałaby taka drużyna. Nigdy w „menedżery żużlowe” nie byłem dobry, zawsze przegrywałem wszystko jak leci. Powiem najprościej jak się da – skład Polonii Piła z drugiego finałowego meczu z 1999 roku to ta drużyna.

Jarosław Hampel również został „przelany” na skórę naszego rozmówcy. Jak sam przyznaje, po siedmiu latach wypadałoby nieco odświeżyć portret „Małego” (źródło: prywatne zbiory Kuby Barańskiego)
– Na zakończenie chciałbym, abyś popuścił nieco wodze fantazji i wskazał jednego zawodnika oraz działacza – niezależnie, z której żużlowej epoki – z którymi chciałbyś przeprowadzić wywiad w konwencji towarzyszącej „NŻP”. Dlaczego wybór padłby akurat na nich?
– Może nie jedna osoba, a dwie, z którymi miałem okazje już rozmawiać. Tomasz Karolak kontra senator Dowhan i ja z mikrofonem. Myślę, że byłoby ciekawie.
– Dziękuję za rozmowę i poświęcony mi czas.
– Również dziękuję i pozdrawiam wszystkich kibiców żużla.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!