Z niepokojem spoglądam na rozwój sytuacji w cyklu Speedway Grand Prix. Po odwołanej wiele tygodni temu rundzie w Cardiff, przyszła kolej na pożegnanie z terminarza warszawskiej rundy, która miała gościć na PGE Narodowym. To już czwarta z zakładanych jedenastu lokalizacji, w której nie zobaczymy zmagań najlepszych żużlowców globu. Kalendarz cyklu niebezpiecznie się kurczy i coraz realniejszy staje się scenariusz, który poznaliśmy w ubiegłym sezonie.
Rundy w trzech miastach w Polsce, jedna lub dwie lokacje zagraniczne i prawdopodobnie na tym się zakończy rywalizacja o mistrzowski tytuł. Organizatorzy cyklu Speedway Grand Prix w porównaniu z kolegami w innych dyscyplinach wypadają, delikatnie mówiąc, blado. Imprezy rangi mistrzowskiej w sportach motorowych, jak Formuła 1, Moto GP czy choćby Indy Car udało się w bieżącym roku zorganizować, mimo nieobecności kibiców na trybunach. Oczywiście nie bez przeszkód, bo zorganizowanie kalendarzy w każdej z tych serii było rzecz jasna wyzwaniem dla władz.
Zarządcy niektórych torów nie zdecydowali się na organizowanie rund w pandemicznym czasie i rzecz jasna trzeba było liczyć na łaskę bogatszych ośrodków wyścigowych. Niemniej udało się przygotować atrakcyjny dla kibiców terminarz, bez większych luk. Uprzedzę uwagi – organizacyjnie i finansowo wymienione serie wyścigowe to zupełnie inna bajka niż żużel. Odmienne, dużo bogatsze zaplecze marek, sponsorów, znacznie większe dochody z praw telewizyjnych, ogromne budżety. Dlatego też udało się spiąć organizacyjnie sezon mimo tych trudnych czasów, a także łatwiej było przekonać zarządców obiektów do opłacalności organizacji zawodów w czasie pandemii.
Ale zestawię też żużel z inną, bliską wielu Polakom dyscypliną, również niszową. Skoki narciarskie czyli dyscyplina w której od lat zawsze któryś z naszych reprezentantów przywozi choćby jeden medal z wielkiego turnieju, a w czołówce Pucharu Świata przeważnie jest choćby jedna czy dwie polskie flagi. Tak jak żużel, skoki są sportem, w którym odnosimy wielkie sukcesy. Miniony sezon nie należał do idealnych. Odpadły wszystkie konkursy w Norwegii, a tamtejsze władze powody odwołania tłumaczyły dosyć niejasny sposób. Zabrakło także planowanych konkursów w Japonii i Chinach.
W większości przypadków znaleziono jednak za nie zastępcze lokalizacje w Polsce i Niemczech, a także dołożono konkurs w słoweńskiej Planicy. W przekroju całego terminarza, te zmiany i brakujące rundy nie miały większego oddziaływania na długość i atrakcyjność rywalizacji. Znaczną większość zaplanowanych zawodów udało się rozegrać, co można uznać za spory i jednocześnie niespodziewany sukces. W trakcie sezonu było wiele obaw o to potencjalne wykruszanie się na bieżąco kolejnych ośrodków. Jednak organizatorzy stanęli na wysokości zadania i do tego jednak nie doszło.
Koszty organizacyjne takich zawodów nie są małe, gdyż przeważnie rozpoczynają się od około miliona, a niekiedy osiągają lekko ponad dwukrotną wartość tego. Mimo braku kibiców i sytuacji pandemicznej, restrykcji sanitarnych, większość ośrodków podjęła się organizacji konkursów Pucharu Świata. Dzięki odpowiedniej współpracy, pozyskaniu sponsorów, transmisjom telewizyjnym musiały się rozgrywki jakkolwiek opłacić, skoro się tego podjęto. Ba, Puchar Kontynentalny oraz FIS Cup, czyli międzynarodowe rozgrywki niższych kategorii, również udało się przeprowadzić. Puchar Świata kobiet także został zorganizowany, choć tu też nie odbyło się bez odwołania części konkursów. Jednakże podjęto się przeprowadzenia rywalizacji, mimo iż teoretycznie skoki pań cieszą się mniejszą popularnością niż odpowiednik u panów.
Jak na tle powyższych dyscyplin prezentuje się żużel? Krajowe rozgrywki stanęły na wysokości zadania i pod rygorem obostrzeń sanitarnych, z transmisją większości spotkań udało się rozpocząć rywalizację we wszystkich trzech ligach. I chwała im za to. Można się przyczepić pewne niedogodności, jak do niedawna brak możliwości skorzystania z pryszniców, czy mocno ograniczona liczba przedstawicieli mediów oraz zamknięty dla nich park maszyn. Jednakże sam fakt, że żużlowcy mogą cieszyć kibiców swoja jazdą jest zjawiskiem pozytywnym pod kątem organizacji. Dużo gorzej ma się jednak cykl Speedway Grand Prix.
Po latach dojenia przez BSI pieniędzy przede wszystkim z polskich ośrodków, kolejny sezon z odwoływanymi na bieżąco rundami jest nie do przyjęcia. Odnoszę wrażenie, że włodarze, w przeciwieństwie do zarządzających w pozostałych dyscyplinach, kompletnie nie wyciągnęli wniosków z poprzedniego roku. Nie przepracowali odpowiednio przerwy zimowej i nie skonstruowali rozgrywek na sezon 2021 w taki sposób, aby uniknąć luk pojawiających się w trakcie sezonu w terminarzu. Zabrakło pomysłu na zastępcze kandydatury dla ośrodków, w których ryzyko odwołania było największe. Wszystko jest takie bez ładu i składu.
Tłumaczenie się nieopłacalnością jest dla mnie tanią zasłoną dymną. Są sponsorzy, przede wszystkim wielki koncern Monster, który wspiera cały cykl. Jest umowa na transmisję rozgrywek, jest BSI, które przez lata zgarniało krocie, przede wszystkim za polskie rundy. Gdzie się zatem podziały te pieniądze? Czy z tej przelewanej do Wielkiej Brytanii fortuny nie pozostało nic, czym można by było wesprzeć poszczególne ośrodki, gdzie nie ma wielkich pieniędzy na żużel? Jak o dyscyplinie świadczy sytuacja, gdzie drugi sezon nie można uporać się z w miarę normalną organizacją cyklu rangi mistrzowskiej?
Jak ten sport ma być traktowany poważnie? Skrajny tumiwisizm BSI w ostatnim roku organizacji cyklu SGP nie wpływa pozytywnie na promocję dyscypliny. Rozgrywki wyglądają jak międzynarodowe mistrzostwa Polski. Jedno IMME już mamy, a BSI funduje nam kolejne o poszerzonym terminarzu i za dużo większe pieniądze. Czy tak powinna wyglądać teoretycznie najbardziej prestiżowa rywalizacja tego sportu?
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!