W ubiegłym sezonie mankamentem Janusza Kołodzieja były starty na małych owalach. Zawodnik przyznaje, że to właśnie nad postawą na krótkich torach zamierza pracować w sezonie 2020. O cyklu Grand Prix, planach na nadchodzący rok i szukaniu nowego kontraktu „Koldi” mówił w poniedziałkowym magazynie żużlowym leszczyńskiego Radia Elka.
Za Kołodziejem jeden z najlepszych sezonów w ostatnich latach. Zawodnik Fogo Unii Leszno zdobył ze swoim klubem DMP, indywidualnie wywalczył czwarty tytuł mistrza kraju i zdołał po raz pierwszy w swojej bogatej karierze zwyciężyć w turnieju z cyklu Speedway Grand Prix. Sam zawodnik żałuje tylko słabych występów w pozostałych rundach i wypadnięcia ze stawki mistrzostw świata.
Nieudane występy w Grand Prix nie zniechęciły wychowanka tarnowskich „Jaskółek”. Na pytanie, czy będzie próbował wrócić do światowej elity, odpowiada zdecydowanie: – Tak, oczywiście, nadal myślę o Grand Prix, tylko w tym roku na pewno bardziej skupię się na tym, żeby ćwiczyć na krótszych torach, żeby robić dodatkowe treningi i mam nadzieję, że liga na tym nie ucierpi. (…) Będę starał się dużo trenować na owalach, na których zwykle nie trenuję.
Kołodziej wie jednak, co jest przyczyną jego problemów: – Podczas treningów na krótkim torze zauważyłem, że do połowy sesji robiłem progres, ale później wszystko szło w drugą stronę. Dzień później łapałem zakwasy, inne mięśnie zaczynały pracować. Kiedy na małym torze bardziej „zawijasz” motocykl, to przy moim stylu jazdy coś działa nie tak, jak powinno. Muszę albo zmienić styl jazdy, albo wzmocnić coś w sobie – mówi Kołodziej.
Kibice zastanawiali się, jak to możliwe, że po problemach w sobotę zawodnik Fogo Unii jak gdyby nigdy nic wsiadał na motocykl dzień później i bywał nieuchwytny, jak choćby podczas finału PGE Ekstraligi. Kołodziej twierdzi, że po słabszych momentach potrafił zmotywować się i zapomnieć o niepowodzeniach. – Jedyne, co mnie w tym wszystkim cieszy, to że następnego dnia nie przenosiłem złej formy na ligę, odcinałem to. (…) Gdy w sobotę jechaliśmy na torze, na którym sobie nie radziłem, to w momencie przyjazdu na ligę było mi dużo łatwiej. Działała też taka sportowa złość. Myślałem sobie: „ja cię kręcę, przecież ty potrafisz jeździć, potrafisz zdobywać punkty” – wspomina „Koldi”.
Indywidualny mistrz Polski przyznaje, że receptą na problem z małymi torami mógłby być kontrakt w Szwecji, o który zabiegał pod koniec ubiegłego roku: – Pod koniec zeszłego sezonu próbowaliśmy się razem z Krzysztofem (Cegielskim – przyp.red.) porozumieć z Elit Vetlandą. Były wielkie chęci, aby się dogadać, ale coś poszło nie tak. Krzysztof próbował tam wiele razy dzwonić, ale nie mogliśmy złapać kontaktu. (…) Teraz taktyka jest prosta: czekamy na rozpoczęcie sezonu i jeśli awansuję w różnych eliminacjach, to wszystko zostanie tak, jak jest. Jeśli bym niestety poodpadał, to będziemy próbować dobić się do Szwecji – zapowiada zawodnik „Byków”.
Na antenie Radia Elka pytania Kołodziejowi mogli zadawać także kibice. Jeden z fanów spytał lidera Fogo Unii o to, czy zamierza nadal korzystać z silników Ashleya Hollowaya. Zawodnik potwierdza: – Ashley jest podstawą. Widać było, że zmiana tunera wyszła na dobre, bo było dużo strachu, co będzie, gdy zabraknie Janka (Anderssona – przyp.red.). Na szczęście Ashley dobrze przygotowuje silniki i jest bardzo powtarzalny, więc nie mam na co narzekać. (…) Mam nadzieję, że nadal nasza współpraca będzie szła w dobrym kierunku. Będziemy też, jak co roku, zamawiać silniki od różnych tunerów. W tym roku zmieniłem również mechaników. Dobrze się dogadujemy, dobrze się razem czujemy, więc jestem po prostu ciekaw tego sezonu – mówi z entuzjazmem Janusz Kołodziej.
źródło: Radio Elka
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!