Robert Kempiński w tym sezonie jest bardzo krytykowany przez własnych kibiców. Fani zarzucają swojemu szkoleniowcowi brak sukcesów i błędy w taktyce. Popularny Kempes na konferencji prasowej z kibicami zdecydował się odnieść do tych zarzutów.
Były wyjazdowe spotkania podczas których spokojnie można było skorzystać np. z rezerwy taktycznej. W niektórych meczach brakowało takiego rozwiązania. Teraz może być ciężko o oczka bonusowe. Przywołany został przykład z Zielonej Góry. Okazuje się, że Artiom Łaguta nie mógł pomóc swojej drużynie w dodatkowym wyścigu. – Uważam, że wszystko zrobiłem dobrze. Jeżeli ktoś uważa, że popełniłem błąd, to ma rację. Każdy ma prawo do swojego zdania. Punkt bonusowy możemy zdobyć z Toruniem. Dlaczego nie? Wszystko jest możliwe. Mówicie, że wygraliśmy ze słabym Tarnowem. Przed meczem jednak wszyscy się modlili, aby było zwycięstwo i nie mówiono o bonusie. Nie będę mówił w prasie, że jak jedziemy do Zielonej Góry, to zawodnik mówi, że źle się czuje i nie wyjedzie z rezerwy taktycznej. Powiedział, że nie chce jechać, więc co ja mam zrobić? – zapytał kibiców Robert Kempiński.
Trener żółto-niebieskich nie chce, aby sport był porównywany do zwykłej pracy. – Pojechaliśmy do Wrocławia i przegraliśmy 52:20. Taktyczna po co była potrzebna? Regulamin pozwalał na dokonanie rezerwy, ale uważam, że jej nie potrzebowaliśmy. Łaguta w Zielonej Gorze nie powiedział, że nie chce jechać, tylko że źle się czuje. To jest różnica. Nie porównujmy zakładu pracy do sportu. Żużel jest niebezpieczny, a sprzedawanie bułek w sklepie to coś innego. Nie mogłem po prostu z niego skorzystać – dodał.
Poruszana została kwestia wagi Dawida Wawrzyniaka. Fani uważają, że pozostawia ona sporo do życzenia. – Nie oszukujmy się. Wawrzyniak ma dużą nadwagę. Robert Kościecha dzisiaj go ważył. Nie będę mówił, ile wyszło, bo to nie o to chodzi. Jako trenerzy nie jesteśmy w stanie chodzić z nim 24 godziny na dobę i pilnować go czy w nocy je, czy nie. Taka jest prawda. Jak jeździłem na żużlu, to pilnowałem swojej wagi. Wawrzyniak może wrócić do Gniezna i co mam zrobić, jeśli po drodze zje sobie np. schabowego z frytkami? – spytał kolejny raz "Kempes".
45-letni trener przyznał, że jego drużyna nie jedzie na wyjazd po to, aby przegrać. MRGARDEN GKM chce zwyciężać w każdym spotkaniu, ale po prostu czasami to nie wychodzi. – Jak jedziemy na mecz wyjazdowy to celem nie jest 20, a minimum 46 punktów. Sami widzicie, że się nie poddajemy. W Tarnowie walczyliśmy i robiliśmy zmiany. Próbowaliśmy Pieszczka i rezerwy taktyczne. Jak jest możliwość, to robimy wszystko, aby wynik był jak najlepszy. Atmosfera w klubie jest dobra. Zawodnicy mają problemy sprzętowe, ale nie dlatego, że nie zainwestowali. Czasami jeździ się na trzyletnim silniku, bo wciąż daje radę i się wygrywa, a nowy zostaje odstawiony. Chłopaki się starają. Każdy zawodnik chciałby odebrać wypłatę za dziesięć punktów, a nie dwa. Braliśmy Pawlickiego z takim nastawieniem, że będzie jeździł na wyjeździe i dzięki temu będziemy zdobywać bonusy. Antonio jednak opuścił loty. Krzysztof Buczkowski także spadł w rankingu. Musicie zrozumieć, że nie wszystko wychodzi. Jeździłem na żużlu i rozumiem złość kibiców, że przegrywamy – zakończył szkoleniowiec grudziądzkiego klubu.
Źródło: informacja własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!