Być może bez niego i jego zaangażowania żużel w Krośnie by nie istniał. Człowiek instytucja i absolutna legenda krośnieńskiego żużla. Zapraszamy na drugą część rozmowy z Kazimierzem Bobusią - byłym działaczem i wiceprezesem klubu z Krosna.
– Prawda to, że mieliście w Krośnie też nasz toruński akcent?
Tak, zgadza się. Przy tej okazji pozdrawiam serdecznie księdza Piotra Prusakiewicza, waszego kapelana. Może młodsi kibice nie pamiętają, ale on był też u nas w Krośnie kapelanem dwa lata. Poświęcał motocykle naszym zawodnikom. Mamy wiele wspaniałych pamiątek w postaci zdjęć. Z nieżyjącym już sędzią Jolantem Szczepankiem zorganizowaliśmy turniej par z okazji IV pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1991 roku. Wtedy zrobiliśmy w Krośnie taki bardzo mocno obsadzony turniej. To było bardzo duże wyzwanie, ale daliśmy radę. Zresztą ten turniej wtedy wygrała wasza para z Torunia Mirosław Kowalik z Perem Jonssonem. Dla mnie to było jedno z ważniejszych wydarzeń, że wtedy ówczesny mistrz świata Per Jonsson, przecież wielka gwiazda światowych torów i dał się namówić na przyjazd do Krosna. To naprawdę było u nas w Krośnie wtedy wielkie wydarzenie.
– Każdy prezes ma swoich ulubionych zawodników i tych mniej lubianych. Jak to było u pana?
No takich ulubionych zawodników miałem wielu. Na pewno nasi Polacy, a więc Jurek Głogowski i Piotruś Styczyński, Jacek Woźniak, Andrzej Surowiec czy Janusz Ślączka. Tych zawodników było wielu i wszystkich nie sposób wymienić. Z zagranicznych, to oczywiście nasi Węgrzy, a więc László Bódi, József Petrikovics, czy Robert Nagy. Troszkę mi szkoda, bo ostatnio się dowiedziałem, ze Bódi był zaproszony i pojawił się w klubie. Bardzo chciałem go zobaczyć i porozmawiać. Jednak jak mówię, niestety nikt z klubu mnie o tym nie poinformował… Dowiedziałem się o tym z prasy. Chciałbym także wspomnieć o Martinie Vaculiku, którego do Krosna sprowadziłem w wieku niespełna 16 lat. Był to jego pierwszy klub w karierze zawodniczej.
– A zawodnicy, których pan darzył mniejszą sympatią?
No takich też było sporo (śmiech). Ze zrozumiałych względów nie będę tutaj operował nazwiskami. Może powiem inaczej. Najtrudniejsza współpraca była z zawodnikami odrzuconymi w innych klubach. My nie mieliśmy dużo kasy i po prostu braliśmy takich zawodników, którzy w swoich klubach nie mieli miejsca, bo byli dla nas tani. To była kluczowa dla nas kwestia. Ci zawodnicy chcieli się pokazać, żeby po sezonie iść gdzieś wyżej. Każdy chciał jechać i były różne sytuacje konfliktowe.
– Od wielu lat jest pan poza żużlem. Jak teraz z boku patrzy pan na to, co dzieje się w Krośnie?
Proszę pana, to jest bardzo trudne pytanie. Nie chcę w żaden sposób pluć na swój klub. Wiele rzeczy może mi się nie podobać, bo mogę mieć inne spojrzenie na wiele spraw, jednak nie jestem tam już w środku. Mnie po latach boli tylko jedna rzecz. Przez ponad dwie dekady trzymałem ten żużel w Krośnie, a teraz nikt o tym nie pamięta, nawet i z obecnych władz. Wielu ludzi za moich czasów, gdy byli młodsi, to wychowali się na tym żużlu. Dzisiaj są dyrektorami, prezesami, czy też właścicielami różnych firm i mogą sponsorować ten sport w Krośnie. Sprawdziły się te słowa, o jakich już mówiłem, że to co robiłem zostanie zapomniane. Przypomnę, że gdybym ja tych wielu ciężkich chwil nie przetrwał w Krośnie, to dzisiaj by tu żużla nie było i tych ludzi, którzy są tam teraz na czele. Nawet po tym wszystkim nie dostałem propozycji, czy telefonu – panie Bobusia, za zasługi ma pan zawsze karnet. Nie żądam tego, bo stać mnie na bilety, czy karnet i ten karnet zawsze kupuje. W ten sposób wspomagam klub. Jednak cieszę się, że dzięki temu, że za moich czasów ten żużel przetrwał, to kibice w końcu po wielu latach zasmakowali nawet ekstraligi. To na pewno duży pozytyw, bo ci kibice na to zasługiwali.
– Czy w tamtych czasach, gdyby była taka kasa chociażby z TV jak dzisiaj, to było by pewno dużo łatwiej?
Proszę pana, dzisiaj to rzeczywiście prezesi mają lżej, mogą sobie usiąść przy kawie i obradować z kim podjąć rozmowy na temat transferów do klubu. Za moich czasów było jak już wspominałem. Ja wtedy, jak miałbym powiedzmy sponsora, który wyłożyłby 100 tysięcy, to byłbym spokojny, że odjadę sezon bez długów. Dzisiaj, przy wpływach z telewizji i od sponsorów, można czuć się bezpieczniej, budować zespół. Wtedy było jak było. I to nie tylko w Krośnie, ale wiele klubów w Polsce „szyło” jak tylko można było. Finanse zawsze są podstawą, bo jak się mówi – nie ma się miedzi, to się w domu siedzi.
– Panie prezesie, bardzo dziękuję za te piękne wspomnienia.
Ja również dziękuję i przy okazji pozdrawiam wszystkich kibiców w całej Polsce. Oczywiście przy tej okazji pozdrawiam wszystkich zawodników i działaczy, z którymi miałem możliwość współpracować. Jeśli będzie pan miał jeszcze kiedyś jakieś pytania, to chętnie odpowiem.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!