Zielona Góra to zdecydowanie jeden z głównych żużlowych ośrodków. Podobnie jak w Toruniu czy Lesznie, obok speedwaya funkcjonuje speedrower. Ten zielonogórski przeżył wiele trudnych momentów. Jak wygląda historia ZKS-u Zielona Góra?
Zielona Góra, miasto położone w województwie lubuskim liczące 140 000 mieszkańców. Prawa miejskie uzyskało w 1322 roku, obecnie stanowi siedzibę Urzędu Marszałkowskiego województwa lubuskiego. Miasto słynie z winobrania, bycia stolicą kabaretu, koszykówki i żużla. Właśnie speedway stanowi najlepszą wizytówkę dla grodu Bachusa. Lecz dziś nie skupimy się na żużlu, a na speedrowerze, który często nieco krzywdząco jest nazywany jego młodszym bratem. W kontekście zielonogórskim jednak powiązania speedwaya ze speedrowerem są nieuniknione.
Historia zielonogórskiego speedrowera jest pełna momentów, gdy wszystko było na zakręcie, ale też chwil pełnych radości. Zabieramy Was zatem w pełną kontrastów podróż w czasie.
Rycerskie czasy
Początki speedrowera w Grodzie Bachusa, podobnie jak w większości miast, to ostatnia dekada XX wieku. Wówczas młodzi zielonogórzanie, próbując wcielać się w swoich żużlowych idoli rywalizowali, ścigając się na rowerach. W Zielonej Górze nigdy nie wykształciła się liga ogólnomiejska. Organizowano międzyosiedlowe mecze, różne zawody, jednak nie było to tak profesjonalne jak chociażby w Bydgoszczy czy Toruniu. Istniały następujące zespoły:
– Defenders Francuska: Marcin Wider, Arek Sroka, Krzysztof Stocik. Maciej Januchowski, Piotr Baliniak;
– Powstańców Warszawy: Paweł Szrama, Artur Bujnowski, Paweł Franciszkowski, Tomasz Machowiak;
– KS Śląskie: Mariusz Widz, Jarek Widz, Kamil Pucyk, Leszek Rajewski;
– 1 Maja: Robert Duma, Piotr Kula, Tomasz Dułak, Arek Sawicki;
– Jasna: Paweł Kokot, Kacper Stasiak, Tomasz Sikora, Sławomir Sikora, Sebastian Hoppe (później ekipy z Jasnej i 1 Maja połączyły siły i powstała bardzo silna drużyna o nazwie Moskity);
– Morelowa: Dawid Kujawa;
– Lwowska: Damian Lewaszow, Tomasz Pawlikowski;
– Wrocławska: Wojtuś Ropel, Łukasz Molka, Michał Smykowski, Krzysztof Kautz;
– Zacisze: Tomek Tołoczko, Rafał Jełowicki czy później Krzysiu Piskorski;
– Słowackiego: Damian Otlewski, Adam Michalak, Paweł Michalak czy później Marcin Pawłowski, Krystian Górniaczyk i Michał Zieliński;
– Objazdowa: Łukasz Kołakowski, Rafał Sawicki, Przemysław Czernicki, Dominik Bubnowski, Roman Ochremczuk;
– Władysława IV: Dawid Demski, Rafał Kurmański;
– Ptasia: bracia Kalitowscy;
– Dąbrówki: Łukasz Kata, Marcin Kasprzak;
– Lisia: Marcin Puślednik, Łukasz Puślednik, Piotr Luberadzki, Marek Sierocki;
– Chmielna: Mateusz Łukowiak, Łukasz Łukowiak, Szymon Flieger;
– Pomorskie: Artur Kurdyk, Maciej Hlebik, Tomasz Krzos, Piotr Waliński. Michał Rodzeń;
– Owocowa;
– i wiele, wiele innych.
Areną zmagań stawały się parki (np. przy ulicy Ogrodowej), osiedla, parkingi czy lasy. Uroku nadawało zróżnicowanie nawierzchni. Raz ścigano się na asfalcie i to gładkim, a innym razem na sypkim piasku. Nikt jednak nie narzekał. Każdy zagryzał zęby z miłości do ścigania, a im więcej ran i blizn, tym więcej pamiątek i powodów do dumy.
W 1996 roku jeden z przedstawicieli Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji podjął się organizacji turnieju o Indywidualne Mistrzostwo Zielonej Góry na tzw. „Mrowisku”. Jako ciekawostkę można podać, że pechowe w sporcie czwarte miejsce zajął w nim czternastoletni wówczas Paweł Kokot. Moment przełomowy nastąpił jednak rok później. W 1997 roku podczas jednej z przerw meczu żużlowego na stadionie przy Wrocławskiej padło ogłoszenie o naborze do profesjonalnej sekcji speedrowera. Organizował ją doskonale do dziś znany Krzysztof Zakrzewski. Pierwszy trening Zielonogórskiego Klubu Speedrowerowego zorganizowany został 13 kwietnia 1997 roku. Zameldowała się na nim imponująca liczba około 60 zawodników. Warto dodać, że spotkali się tutaj rywale z osiedlowych pojedynków, co na początku stanowiło dodatkowy smaczek w treningowych zmaganiach ZKS-u Zielona Góra. Czasem niełatwo było to pogodzić. Trening przeniósł się z historycznego toru ZKS Zielona Góra na pierwszy łuk toru żużlowego i wyrysowany owal.
Tor speedrowerowy początkowo umiejscowiony był wtedy pośrodku stadionu żużlowego. Dla młodych speedrowerzystów stanowiło to okazję do bliskiego spotkania swoich żużlowych idoli na czele z Andrzejem Huszczą, ale też takimi tuzami jak Piotr Protasiewicz czy Tomasz Gollob.
Młodzi zawodnicy ZKS-u z Tomaszem Gollobem w parku maszyn przy W69Później nowy tor powstał na szczycie drugiego łuku stadionu przy Wrocławskiej. Istniał on do 2008 roku. Wszystko układało się wzorowo do roku 2002, drużyna z roku na rok, ciesząc się speedrowerem, stawiała kolejne kroki do przodu. Rok 2002 był wyjątkowo dobry, ZKS był bliski awansu do najwyższej klasie rozgrywkowej. Na drodze zielonogórzan stanął jednak RTS Rybnik. Ta porażka oraz nieporozumienia zawodników z zarządem spowodowały rozpad dotychczasowej ekipy. Kariery zakończyło aż siedmiu zawodników, a byli to: Kamil Pucyk, Leszek Rajewski, Mariusz Widz, Jarek Widz, Damian Lewaszow, Łukasz Molka, Dawid Demski.
Rok 2001 i mecz ZKS Zielona Góra vs. TSŻ ToruńW związku z tym ZKS wycofał się ze zmagań ogólnopolskich. Paweł Kokot i Artur Bujnowski zdecydowali zasilić barwy Tornada Poniec. Ten drugi po roku powrócił do macierzy. Paweł został tam rok dłużej. A jak początki speedrowera w Zielonej Górze wspomina jedna z jego legend – Paweł Kokot? – Speedrower od najmłodszych lat wpisany był w moje CV. Piękne czasy, które niestety nigdy już nie wrócą. Kartonowe kołpaki, dużo naklejek na rowerze i emocje. Dziecięce emocje. Zielona Góra zjeżdżona wzdłuż i wszerz w celu nawiązania kontaktów na nowe mecze międzyosiedlowe. Tak było do roku 1997. Potem przyszedł czas ZKS-u Zielona Góra i spełnianie marzeń o wyjazdach na mecze z innymi miastami. Pamiętam jak mój śp. Ojciec załatwiał mi toczone wolnobiegi, aby mały Pawko mógł oddawać się w pełni swojej pasji. Cudowne czasy.
– Jeśli chodzi o mnie, ważnym etapem w karierze były dla mnie starty w Tornadzie Poniec wspólnie z Arturem Bujnowskim. Pozdrowienia dla Prezesów z Tornada – Pana Wojtka Przybylskiego i Tomka Maćkowiaka. Później bywało różnie w ZKS-ie, ale do własnego gniazda nigdy nie napluję. Zbyt szanuję ten klub. Paradoksalnie jednak po latach stwierdzam, że im było mniej profesjonalnie, tym więcej rodziło się pasji. Kto nie ścigał się w latach starożytnych, naprawdę ma czego żałować. Przeżyłbym to jeszcze raz, dlatego jeśli kiedyś pojawi się pomysł zawodów na składakach, na pewno się na nich pojawię. Mój sprzęt z tamtych czasów czeka pod kocem w piwnicy. Jeszcze jedno. Dzięki speedrowerowi poznałem bardzo, bardzo wielu ludzi w Zielonej Górze i nie tylko. To też jest wielki pozytyw – mówi na łamach speedwaynews.pl popularny „Kokos”.
Okres nadziei
Od 2005 roku ZKS ponownie rywalizował w rozgrywkach ogólnopolskich. Zielonogórzanin Krystian Górniaczyk w 2006 roku został Indywidualnym Mistrzem Polski Młodzików, a w 2008 Michał Rodzeń znalazł się w złotej kadrze Polski w Drużynowych Mistrzostwach Europy Juniorów. W 2009 roku przy ulicy Wyszyńskiego 101 powstał nowy tor speedrowerowy. Najnowocześniejszy w Polsce, którego projekt do dzisiaj stanowi wzór. Przykład? Nowy tor w Żołędowie, powstały w oparciu o koncepcję owalu w Zielonej Górze. Swego czasu zdecydowanie najlepszy pod kątem walki obiekt w Polsce, o charakterze angielskim. Długi, z dużą geometrią. Marzenie każdego speedrowerzysty. Niestety w ostatnich latach stan nawierzchni pozostawiał wiele do życzenia.
Na nowym torze ZKS wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, a spora w tym zasługa ostrowianina – Piotra Jamroszczyka. Był on pierwszoligowym liderem zielonogórzan. Wtórował mu kapitan zespołu Krzysztof Piskorski oraz Marcin Pawłowski. Po awansie przed sezonem 2010 do Zielonej Góry ściągnięto zawodników z prawdziwego topu. Byli to: Marcin Szymański (indywidualny mistrz świata z 2007, a później z 2013 roku), Maciej Ganczarek (indywidualny wicemistrz świata 2007) i Radosław Handke (indywidualny drugi wicemistrz świata 2007). Do klubu powrócił wychowanek – Krystian Górniaczyk, klubowy mistrz świata 2009 z Lesznem.
W 2010 roku Maciej Ganczarek i Marcin Szymański w barwach ZKS-u zajęli dwa najlepsze miejsca w Indywidualnych Mistrzostwach Polski Wszystko wyglądało obiecująco, działacze byli mocno głodni sukcesów i ryzykowali wiele. Niestety jak to bywa w przypadku tak budowanych zespołów, w trakcie sezonu ze względu na problemy finansowe ZKS musiał wycofać się z rozgrywek. Co czuł wówczas Paweł Kokot? – Kiedy ZKS ściągnął gwiazdy, ja się cieszyłem, ale było mi przykro, że z lokalnego matadora zostałem panem prezentacja. I to nie chodzi o to, że byłem poza składem, tutaj chodzi o to, że nie dawano mi szans, abym o niego mógł powalczyć. Byłem gotowy, ale zarząd był na to obojętny. Liczyły się wzmocnienia. Pojechałem raz czy dwa na mecz, wyszedłem do prezentacji i potem siedziałem na ławie. Potem już nawet nikt do mnie nie dzwonił, że jest mecz czy trening. Bolało? Może trochę, zostałem jedyny z pierwszego ZKS-u, ale wtedy się to nie liczyło. Liczyło się parcie na szkło i na złoto DMP. Los brutalnie to zweryfikował. Może zabrakło twardej ręki, której w Zielonej Górze nigdy nie było. Byliśmy tworem zmarnowanych pokoleń. Kiedyś chcieliśmy być Orłami z Gniezna, ale takie orły potrzebują orła wychowawcy. U nas tego zawsze brakowało – mówi jedna z legend ZKS-u.
Jazda w elicie wlała nowej motywacji w zielonogórski speedrower. Jak podsumowuje ten czas nasz rozmówca? – Jeśli chodzi o 2010. to zmarnowana szansa i nadzieje. Nie mnie to oceniać, byłem chłopakiem z ławy, ale nigdy nie czyściłem opon. Wielkim błędem było pozbycie się z drużyny Roberta Bandosza i Piotrka Jamroszczyka. Współczułem Krzysiowi Piskorskiemu, lider ZKS-u często kończył mecze z mizernym dorobkiem. Tak to wyglądało. Krystian Górniaczyk też wtedy już nie był tym samym zawodnikiem, który w 2006 podbijał Krosno. Podsumowując 2010 rok – nie lubię, wolę 2011 rok, kiedy wyjęto mnie z kostnicy. To było piękne, czułem się jak w roku 1999, ale nie do końca. Byłem odkurzonym obrazem, na który rok wcześniej się pluło. Tak, tak się czułem, ale nigdy nie mogłem zostawić ZKS-u Zielona Góra – mówi Paweł Kokot.
Chociaż w lidze był to pechowy rok, to ZKS Zielona Góra sięgnął po Mistrzostwo Europy Drużyn Klubowych w angielskim Bury. Ponadto Zielona Góra stała się współorganizatorem mistrzostw Europy. Na torze przy Wyszyńskiego 101 kibice mogli obejrzeć finał indywidualnych mistrzostw Europy juniorów. Szczęśliwe dla Polaków, bowiem najlepszym juniorem na Starym Kontynencie został Sebastian Morawiak, a tuż za nim stanął Szymon Kowalczyk.
c.d.n.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!