Porażką 41:49 zakończyło się wyjazdowe spotkanie Unii Tarnów w Gnieźnie, z tamtejszym Car Gwarant Startem. Powodów do zadowolenia nie miał po tym meczu Daniel Kaczmarek, który na swoim koncie zapisał 5 punktów z bonusem. Dodatkowo w jednym z biegów doszło do niemałej kontrowersji.
Chodzi konkretnie o 11. wyścig, który był powtarzany po taśmie Juricy Pavlica. W drugiej odsłonie zawodnik „Jaskółek” bardzo dobrze wyszedł ze startu, aby krótko po pierwszym łuku zjechać z toru. Wcześniej doszło do kontaktu z Adrianem Gałą, po którym został uszkodzony jego motocykl. Nasz rozmówca nie miał pretensji do rywala, dziwił się jednak postawą sędziego, który w tej sytuacji w ogóle nie zareagował. – Szkoda, że nie zdobyłem więcej punktów, bo już na trzeci bieg połapaliśmy ustawienia. Ta „zerówka” wcześniej była z mojej winy. Później z „Adikiem” w pierwszej odsłonie biegu dobrze wyjechałem ze startu, ale Jurica się czołgał i został wykluczony. W powtórce znowu „wyskoczyłem” pierwszy spod taśmy, ale Adrian tam nie odpuścił. Włożył mi hak w koło, przez co wyrwało wszystkie szprychy i zerwało łańcuch. Nie wiem jeszcze, jak to się stało, ale chyba trafił on w linkę sprzęgła, bo rozwaliło je całe. Na początku myślałem, że miałem „panę” (gumę – przyp. red.), ale dojechałem do szczytu łuku i już nie było szans, żeby jechać dalej. Szkoda, że tak to się potoczyło. Uważam, że to było w ferworze walki, tym bardziej, że na starcie zawsze stoimy blisko siebie. Ja nie mam pretensji do Adriana, bo na pewno celowo tego nie zrobił. Szkoda, że ten bieg nie został powtórzony – mówił, nieco zniesmaczony po tej sytuacji, Daniel Kaczmarek.
Jeśli miałoby dojść do kolejnej odsłony tego biegu, arbiter Ryszard Bryła musiałby albo wykluczyć rywala, albo dopuścić do niej wszystkich zawodników. Ten jednak niewzruszony nie zareagował wcale, co dziwiło zarówno samych żużlowców, jak i zebranych na stadionie kibiców. – Wydaje mi się, że powtórka powinna być w czterech, bo Adrian nie zrobił tego specjalnie. Ja startowałem z czwartego pola i nie mogłem jechać w prawo, bo wpakowałbym się w bandę. Musiałem składać się delikatnie w lewo. Adrian jechał prosto, swoim torem i po prostu się spotkaliśmy. Była to normalna sytuacja, na dojeździe do pierwszego łuku. On przerosił mnie po biegu i sam przyszedł powiedzieć, że dziwił się, że sędzia tego nie przerwał. Powiedziałem mu, że nie mam do niego pretensji. Mówi się trudno. Zmobilizowałem się na ten ostatni bieg, musiałem wziąć inny motor i fajnie, że udało mi się wyskoczyć, dowieźć to prowadzenie mety i zakończyć ten mecz pozytywnie – dodał.
Gnieźnianie dosyć szybko wyszli na wyraźne prowadzenie, którego nie oddali do końca. Tarnowianie całkiem dobrze wychodzili ze startu, jednak przeciwnicy, którzy doskonale znali „swoje” ścieżki, radzili sobie z nimi na dystansie dosyć często. – Rywale byli bardzo szybcy. Gdy nie wygrywali startów, to z wyjścia mijali nas z każdej strony. My za późno się połapaliśmy, przynajmniej ja sam. Myślałem, że ten tor jest inaczej przygotowany niż faktycznie był. Gratulacje dla przeciwników, którzy byli po prostu lepsi. My musimy dalej pracować i tyle. Nie ma co szukać wymówek bez sensu – podkreślił z pokorą.
Realnym wydaje się scenariusz, w którym te dwie drużyny spotkają się w tym sezonie jeszcze dwukrotnie – w fazie play-off. Wówczas obie strony są bogatsze o niedawne doświadczenia. – My jesteśmy teraz o jeden mecz mądrzejsi, bo byliśmy tutaj, a oni byli u nas. Później po prostu szanse wyrównują się ponownie „na zero”.
Kolejna ligowa potyczka czeka podopiecznych Tomasza Proszowskiego już w najbliższą niedzielę w Ostrowie Wielkopolskim. W pierwszym spotkaniu w Tarnowie lepsi byli goście, wygrywając 47:43, lecz Unia startowała wówczas pierwszy mecz bez kontuzjowanego Artura Mroczki, jeszcze przed dołączeniem do zespołu Ernesta Kozy. Choć na terenie rywala o punkty będzie na pewno trudno, to ta przewaga powoduje, że można walczyć również o pełną pulę. – Z tego, co wiem, to Artur dalej się kuruje. Do Ostrowa z pewnością jedziemy o wszystko. Gdy wygramy, to będzie super. Jeśli udałoby się jeszcze wywalczyć bonus, to będziemy całkowicie szczęśliwi. Później natomiast czeka nas kilka tygodni przerwy – podsumował rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Daniel Kaczmarek.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!