Jednym z tych, którzy upatrywani byli w Sanoku w roli faworytów poza dwójką Rosjan, jest Jimmy Olsén. Szwed z powodzeniem powrócił do jazdy po trzyletniej przerwie związanej z wykryciem niedozwolonych substancji. Podczas zawodów na „Błoniach”, 26-latkowi nie poszło jednak tak, jakby sobie to wymarzył.
Jimmy Olsen w swojej karierze sięgał już raz po medal Indywidualnych Mistrzostw Europy. Było to w 2014 roku w Kamieńsku Uralskim. Brąz wywalczony w Rosji jest największym dotychczasowym osiągnięciem Szweda, co przyznał w niedawno przeprowadzonej rozmowie z naszym portalem, dostępnej TUTAJ. Kilka lat później nastąpiła przerwa w ice speedwayowej karierze Jimmiego. Po zawieszeniu, wznowił starty w swoim kraju, stając na podium w dwóch rundach Pucharu Szwecji.
W Sanoku miał być jedną z postaci, która kreowana była do najlepszej trójki. Plany pokrzyżowały dwa wykluczenia, które pozbawiły Olsena odpowiedniej liczby punktów. 26-letni zawodnik pokazał „pazur” również w turnieju towarzyskim rozegranym w niedzielę. Tam otarł się o wejście do finału. Zapraszamy do przeczytania rozmowy ze Szwedem, którego styl jazdy z całą pewnością przyciągał oko fanów zgromadzonych w Sanoku.
Damian Kuczyński (speedwaynews.pl): – Jimmy, mamy okazję znów porozmawiać, tym razem w Polsce. Byłeś o krok od wejścia do finału w Turnieju o Puchar Burmistrza Sanoka. Czego więc zabrakło?
Jimmy Olsén (reprezentant Szwecji w ice speedwayu): – Głowa nie była dziś ze mną (śmiech). W biegu półfinałowym nie wiedziałem tak naprawdę, co zrobić. Przez dwa okrążenia zmagałem się z dziurami na torze, na łukach dosłownie skakałem. Na jednym z wirażów udało mi się dobrze rozpędzić. Gdyby mój rywal był kilka metrów bliżej, dałbym radę go wyprzedzić i byłbym drugi. Niestety te odpowiednie wyczucie przyszło za późno, gdy już zbliżała się linia mety.
– No właśnie, w trakcie ostatniego twojego biegu widać było tą szybkość. Wcześniej jej nieco brakowało…
– W trakcie turnieju towarzyskiego miałem trochę problemów z motocyklem. Ponadto nie czułem się zbyt dobrze i nie miałem w swoim ciele wystarczająco dużo siły. Po zanotowaniu defektu wprowadziliśmy trochę zmian, między innymi w kwestii zębatek. Spowodowało to, że potem już znacznie lepiej jechało mi się na motocyklu.
– Po biegu dziesiątym, czyli twoim ostatnim w fazie zasadniczej, wyglądałeś na mocno sfrustrowanego. Po zanotowaniu upadku w nerwach szybko podążyłeś do parkingu.
– Tak. To zdecydowanie nie był mój dzień. Nie wiem, dlaczego doszło w ogóle do tego upadku. Możliwe, że nie było wystarczająco skupienia w mojej głowie. Nie potrafiłem utrzymać prawidłowego toru jazdy i wpadłem w słomianą bandę. Ah, szkoda nawet mówić.
– Zdaje się, że nie wiedziałeś wówczas nawet, że masz jeszcze szanse w półfinale.
– Ja już tak naprawdę się poddałem po tym biegu i poszedłem się przebrać. Przyszedł jednak do mnie mój mechanik i powiedział: Jesteś w półfinale. Nie dowierzałem, ale mówię, aha, okej i wróciłem do gry. Dostałem wtedy przypływ energii, co widać było na torze. Dwa okrążenia zabrakły do odniesienia sukcesu.
– A jak podsumujesz sobotni dzień rywalizacji?
– Turniej mistrzostw Europy nie był dobry dla mnie. Miałem prędkość, natomiast pojawiły się bardzo duże problemy ze sprzęgłem. Moje starty były wręcz katastrofalne. Byłem zawsze ostatni na wejściu w pierwszy łuk. Traciłem bardzo dużo energii na to, by przedostawać się na przód stawki. Byłoby lepiej, gdybym nie stracił ważnych punktów podczas wypadków, które miały miejsce w pierwszym moim biegu, jak i w późniejszej fazie zawodów.
– Odnośnie tych wypadków, to niektórzy uważają, że jeździsz w bardzo niebezpiecznym stylu, podobnie jak Riihimaki…
– Nie rozumiem, dlaczego ludzie mnie nie lubią. To jest przecież sport kontaktowy i każdy chce walczyć o jak najlepsze rezultaty. Jeżeli ktoś uważa, że to jest niebezpieczne, to nie powinien uczestniczyć w tym sporcie. Jesteśmy przecież „gladiatorami”. Wszyscy jadą o punkty i chcą robić dobre show i widowisko. Tu nie ma miejsca do „miękkiej gry”.
– Co powiesz o przygotowaniu toru i jego stanu podczas zawodów? Mimo ciężkiej pogody przed weekendem, tor wytrwał wszystkie zaplanowane gonitwy.
– Uważam, że tor był bardzo dobry. Nie miałem wcześniej zbyt wielu okazji, by jeździć na takich torach łyżwiarskich. Jest naprawdę długi. Natomiast lód był w porządku. Wiele ludzi myśli, że było sporo problemów w tej kwestii, ja uważam że wszystko zagrało jak należy. Pierwszego dnia był całkiem miękki lód, co dobrze wpływało na komfort jazdy. Podczas turnieju towarzyskiego było trochę ciężej i zrobiło się więcej dziur i nierówności.
– Zamierzasz ponownie zagościć w Sanoku i spróbować poprawienia swoich rezultatów w przyszłym roku?
– Tak, zdecydowanie. Z chęcią przyjadę powalczyć ponownie w Sanoku. Poza tym bardzo lubię Polskę, jako kraj.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!