Jason Crump wywiadzie udzielonym dla naszego portalu opowiada między innymi o swoich odczuciach po powrocie do ścigania, o fenomenie Bartosza Zmarzlika oraz o... zresztą sami poczytajcie.
Grzegorz Starzec, speedwaynews.pl: Jason, gratulacje za występ. Zdobycz 12+1 punktów to znakomity wynik. Jakie masz odczucia po spotkaniu z Birmingham?
Jason Crump, Plymouth Gladiators: dziś był dobry dzień dla mnie i zespołu. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy.
– Niedawno przydarzyły ci się dwa bardzo groźne upadki. Jeden w barwach "Wiedźm", drugi tu, na torze w Plymouth. Odczuwasz jeszcze skutki tych kontuzji?
– Czuję się już dużo lepiej. To były poważne kontuzje, złamania żeber. Bez znaczenia czy zdarzy się to mając 25, czy 46 lat, to i tak skutki byłbyby identyczne, spory problem. Wróciłem po ośmiu latach przerwy, parę spotkań i znowu dłuższa przerwa. Trudno było mi się rozkręcić, bo koledzy tej przerwy nie mieli. Na początku nie było łatwo się ścigać, ale jest coraz lepiej.
– No właśnie, wróciłeś po długiej przerwie. Nadal czujesz ten sam fun i adrenalinę co 10-15 lat temu?
– Jasne! Wygrywać tak ważne biegi jak trzynasty czy piętnasty, to to samo wyzwanie jak dawniej. Ta sama presja i adrenalina. Nie ma miejsca na błędy czy chwile słabości. Trzeba wyjechać tor z tą samą świadomością, że trzeba mocno się ścigać i sprężać żeby wygrać.
– Wielu specjalistów uważa, że techniczne, angielskie tory to podstawa do bycia zawodnikiem z najwyższej światowej "topki". Zgadzasz się z tym, patrząc na to jaki obecnie panuje trend?
– Tak, to prawda. Patrząc przez pryzmat mistrzów świata, każdy z nich uczył się żużla na brytyjskich torach. Bartosz Zmarzlik to ewenement w światowym speedwayu. Nie twierdzę, że angielskie kluby lepiej uczą żużlowego rzemiosła, ale różnorodność angielskich torów, ich specyfika musi być wykorzystywana przez młodych zawodników na maksa. Polskie kluby powinny delegować na wyspy swoich juniorów, tak jak to robi Wrocław, który kilkukrotnie wysyła swoich młodych zawodników do Anglii na ostre treningi.
– Ścigałeś się kiedyś na torze w Costa Mesa?
– Nie (śmiech).
– To jak Ci się jeździ na tym drugim, najkrótszym torze na świecie w Plymouth?
– Costa Mesa musi być jeszcze trudniejszym torem, niż domowy „Gladiatorów”. Nauczenie się toru w Plymouth zabiera dużo czas. Jest tak krótki i techniczny, że wsiadając na motor, nie masz czasu podczas wyścigu na organizowanie sobie trasy przejazdu. Ale to jest właśnie fajne. Dobrze mi się tu ściga, jest świetna atmosfera, a bliskość kibiców i ich doping hast bardzo mocno odczuwalny. To jest świetne.
– Podpisując kontrakt w Plymouth, wracasz tak naprawdę w swoje rodzinne strony. Urodziłeś się w niedalekim Bristolu, a twoja rodzina nadal mieszka w tym hrabstwie. Ma to jakieś znaczenie dla ciebie?
– Mój wujek wciąż mieszka w Exeter. Podczas mojego pobytu na Wyspach Brytyjskich w czasie sezonu, mieszkam właśnie u niego. Sprawia mi to dużą przyjemność oraz wywołuje pewien sentyment.
– Czy w związku z tym Mark Phillips (promotor Plymouth Gladiators) może liczyć na kolejny kontrakt z Tobą?
– Trudno mi powiedzieć, bo jeszcze nie myślę o następnym sezonie. Ten żużlowy rok nie zaczął się dla mnie dobrze, muszę zobaczyć jak to będzie wyglądało w okolicach października. Z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej, a co będzie za parę miesięcy? Zobaczymy.
– Możesz się odnieść do informacji pojawiających się w polskich mediach branżowych, o twoim ewentualnym powrocie do polskiej ligi?
– Widzisz i obserwujesz moją jazdę na brytyjskich torach, wiesz jak to wygląda (śmiech). Ja też mam świadomość, że nie jestem na tyle szybki i dobry na powrót do ścigania w Polsce.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!