Początek meczu na Motoarenie w wykonaniu Janusza Kołodzieja, nie zapowiadał się w imponujący sposób. Zawodnik w pierwszym biegu dnia zaliczył uślizg na pierwszym łuku, jednak przytomnie szybko wstał z toru, dzięki czemu wyścig nie został przerwany.
Dalsza część zawodów pokazała, że był to tylko wypadek przy pracy. Kolejne bieg, to triumf pary Hapmel – Kołodziej. Po zawodach Janusz z uśmiechem opowiadał, że przegrał ten bieg z Jarkiem. – Cieszę się, że Jarek przyjeżdżał pierwszy a ja mogłem zamykać tyły – komentował Janusz.
Dalsza cześć zawodów, przyniosła Januszowi trzy indywidualne zwycięstwa. Za swoimi plecami zostawił Holtę, Pawlickiego a w biegu czternastym Hampela. – Obrabialiśmy dużo lekcji domowych, żeby zawody dobrze pojechać te zawody. Sezon jest długi i ciężki i chcieliśmy powalczyć, jak wszędzie. Cieszymy się z wyniku – mówił Janusz. Zawodnik uzyskał najlepszy czas dnia w ósmej gonitwie.
Jak zwykle spokojny i opanowany, w wypowiedzi pomeczowej wręcz wykazał się empatią w stosunku do rywali: – Wiadomo – jednym radość, drugim smutek, ale taki jest sport. Co poradzimy, ktoś musi wygrać, ktoś musi przegrać.
Janusz Kołodziej należy do bardzo poukładanych zawodników. Wydaje się, że nie robi nic na siłę. Nie jeden raz powtarzał, że mimo dużego ryzyka jakie niesie za sobą uprawianie dyscypliny jaką jest żużel, zdrowie ma się jedno. Koldi doskonale wie, kiedy odpocząć, kiedy dać sobie chwilę przerwy na regeneracje. To jeden z tych czynników który sprawia, że jeśli staje pod taśmą, to jak mawiają, jest „solidną firmą”. W Toruniu z pewnością nie zawiódł.
Źródło: informacja własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!