1 września w duńskim Brovst Jakub Jamróg został Mistrzem Europy Par, wraz z Grzegorzem Zengotą i Tobiaszem Musielakiem. Zawodnik opowiedział nam o tym, jak jego zdaniem powinna wyglądać promocja tych nie zawsze docenianych zawodów.
Już od dłuższego czasu kibice przyzwyczaili się do faktu, iż do walki o parowy czempionat na Starym Kontynencie, federacje nie wystawiają swoich najsilniejszych drużyn. Tendencja ta zdaje się niestety utrzymywać, choć Duńczycy przed własną publicznością prezentowali się dość solidnie, desygnując do boju Michaela Jepsena Jensena, Andersa Thomsena i ulubieńca publiczności z Brovst, Thomasa Jorgsensena. Ostatecznie ich siła rażenia nie była wystarczającą, aby pokonać Polaków. Samymi zawodami zainteresowała się jednak grupa niewielu ponad 500 kibiców, a na stadionie próżno było szukać profesjonalnych fotografów, tak licznie stawiających się na inne wydarzenia.
Nasz rozmówca sugeruje, że być może rozwiązaniem tego „problemu” mogłaby być promocja Mistrzostw Europy Par, na podobnej zasadzie jak walki w ramach Speedway European Championship. Indywidualne Mistrzostwa Europy od 2013 roku, przy wsparciu zewnętrznej firmy, radzą sobie bowiem bardzo dobrze i to może właśnie być kierunek, który kiedyś ktoś powinien obrać. – Dla rozwoju dyscypliny sama nazwa brzmi bardzo dumnie. Chociaż nie ma jakiejś „przewielkiej” organizacji i są takie „dziury” w niektórych reprezentacjach, które podchodzą do tego troszeczkę po macoszemu, jeśli chodzi o wystawianie swoich zawodników. Mimo wszystko ta nazwa brzmi dumnie, ja jestem dumny z tego, że jestem Mistrzem Europy Par. Medal jest okazały. Uważam, że nie wolno żadnych zawodów – powiem kolokwialnie – gnoić. Każde powinno się „wyciągnąć”. Myślę, że analogiczną sytuację mieliśmy z Indywidualnymi Mistrzostwami Europy. Teraz mamy „SEC”, przyszła firma, wzięła sponsorów, „odrodziła” te mistrzostwa i można powiedzieć, że one są drugie po Grand Prix, jeśli chodzi o zawody indywidualne. Wcześniej była identyczna sytuacja, Mistrzami Europy zostawali zawodnicy, którzy – z całym szacunkiem – nie brylowali w innych imprezach. Generalnie też było to traktowane po macoszemu. Był to turniej jednodniowy, również w różnych „dziwnych” miejscach. Wszystko sprowadza się do jednego – pieniądze. Jeśli są one na to, jest sponsor, organizator, telewizja, całość się nakręca, wówczas są dobrzy zawodnicy i wszystko obraca się wokół pieniędzy. Myślę, że dlatego te mistrzostwa są tak traktowane. Mówimy o tych zawodach, jest również jeszcze np. Puchar MACEC. Gdy słyszałem stawki, za jakie zawodnicy tam jeżdżą, to po prostu łapałem się za głowę, że w ogóle chcą brać w nich udział. Jeśli jednak impreza jest pod banderą FIM Europe, to wydaje mi się, że powinno to być troszeczkę lepsze. Nie mówię tu może o równym poziomie z tym nowym, wymyślonym Speedway of Nations, ale powinno to być moim zdaniem trochę lepiej „wyciągnięte”. Miejmy nadzieję, że może to się udać w przyszłości. Według mnie jedyne rozwiązanie jest takie, żeby jakaś firma zewnętrzna, jak choćby One Sport, się za to wzięła. Na pewno wówczas ranga takich zawodów będzie dużo lepsza – przedstawił swój punkt widzenia, Jakub Jamróg.
Wspomniana wcześniej firma One Sport organizuje Indywidualne Mistrzostwa Europy. Zajmuje się już jednak od kilku lat promocją cyklu trzech turniejów Speedway Best Pairs, w których początkowo brały udział zespoły narodowe, a już od kilku lat startują w nich teamy sponsorskie. Być może sporym zainteresowaniem, przy wsparciu firmy zewnętrznej, cieszyłyby się Mistrzostwa Europy Par, w końcu zawodnicy walczyliby w nich o medale, w oficjalnych zawodach rangi FIM Europe. – Przykład „Best Pairs” pokazuje, z czego to jest finansowane. Przychodzą prywatne, zewnętrzne firmy. Robią sobie teamy, ściągają zawodników. Promują się poprzez to, opłacając tych, którzy tworzą zespoły. Taki sposób jest bardzo prosty. Trzeba znaleźć na to pieniądze i zrobić te mistrzostwa. Reprezentacje finansują się pewnie z innych źródeł. Nie wszystkie, tak jak Polska, mają tak potężnego sponsora. W naszym przypadku jest to teraz np. GLS, który wspiera właśnie reprezentację. Z całym szacunkiem, ale w krajach, takich jak Łotwa, Niemcy, itd. żużel kuleje i nie mają tylu środków, więc z tego to wynika. Nie wiem, ja nie jestem od tego, a od jazdy. Ze sportowej strony mówię tylko, że Mistrzostwa Europy i Świata – to brzmi dumnie i powinno się o to dbać, bo to jest jakby istota całej tej dyscypliny – słusznie zaznaczył.
Wychowanek tarnowskich „Jaskółek” w Brovst debiutował jako reprezentant kraju. Jak podkreślał, był to dla niego wielki zaszczyt i z całą pewnością chciałby on jeszcze kiedyś przywdziać barwy narodowe. Choć nie wiadomo, kiedy nastąpi to ponownie, to podkreśla on również, że najważniejszy – bez względu na uczestników – jest sukces polskiej drużyny. – Oczywiście, że chciałbym jeszcze pod barwami narodowymi reprezentować kraj w imprezie mistrzowskiej. Nawiążę tutaj do sytuacji, która miała miejsce, gdy pojechał za mnie Tobiasz Musielak. Ja po upadku byłem oczywiście zdrowy, nic mi nie było, mogłem jechać dalej. Stwierdziliśmy, że nie czułem się zbyt szybki i to była nawet moja propozycja, żeby Tobiasz jechał. W takich zawodach, mimo tego, że reprezentuję kraj, nie „ryję się” na siłę do każdego biegu. Zależało mi na tym, żeby Polska wygrała i tutaj liczyło się dobro drużyny. W przyszłości ja nie będę miał pretensji, jeśli będą ode mnie lepsi i takiego powołania nie otrzymam, tylko centrala uzna, że wyśle kogoś innego, kto będzie pewniejszy ode mnie, żeby zdobyć ten medal. O to chodzi i najważniejszym dla mnie jest, bez względu na to, czy ze mną w składzie, czy nie, żeby Polska wygrywała na arenie międzynarodowej w każdych zawodach, w jakich to możliwe – podkreślił, na koniec rozmowy z portalem speedwaynews.pl, Jakub Jamróg.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!