Wiele jest w Polsce drużyn żużlowych. Są takie jak Orlen Oil Motor Lublin, który jest dominatorem polskiego podwórka. Są też takie jak OK Kolejarz Opole, które mają bogatą historię, ale czasy współczesne to raczej walka o byt na najniższym poziomie rozgrywkowym. Jest też KS Apator Toruń, który potrafi zdobywać medale PGE Ekstraligi, ale co dwa tygodnie jeździ w prawo.
Mówi się, że w życiu są dwie pewne rzeczy – śmierć i podatki. Ja jednak dodałbym tutaj jeszcze porażkę Apatora Toruń na wyjeździe z osłabionym rywalem. A właściwie to porażkę Apatora w jakimkolwiek meczu wyjazdowym PGE Ekstraligi. Nieważne kto jest rywalem Aniołów, zazwyczaj i tak kończy się to niepowodzeniem, a czasem kompromitacją, tak jak wczoraj w Grudziądzu. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Za wczorajszą wygraną ZOOleszcz GKM-u bukmacherzy wypłacali nawet czterokrotność postawionej kwoty. A kto z nas nie lubi łatwej kasy?
Kompromitacja w Grudziądzu
Samo przegranie meczu w Grudziądzu nie jest jeszcze powodem do wstydu. Jednak przegranie meczu z Grudziądzem bez Jasona Doyle’a, w którym po dziewięciu wyścigach wygrywało się siedmioma punktami, jak najbardziej można nazwać kompromitacją. To wszystko zostało zwieńczone zgrabnym piruecikiem Pawła Przedpełskiego w biegu 14. i podwójną porażką pary Sajfutdinow-Dudek w biegu 15. W pierwszych czterech meczach KS Apator nie przegrał ani jednego biegu nominowanego. Jednak wczoraj, gdy po raz pierwszy były one o coś, to wszyscy torunianie poza Robertem Lambertem zapomnieli którędy do przodu. W efekcie Anioły przegrały wygrany mecz.
Zresztą w ostatnich pięciu wyścigach żużlowcy Apatora zdobyli 10 punktów, a połowa z nich przysługiwała za samo ukończenie biegu. Dodam tylko, że w tych ostatnich 5 biegach trzy razy jechał Kacper Pludra. Przed wczorajszym meczem bezdyskusyjnie najgorszy senior PGE Ekstraligi ze średnią 0,4 punktu na bieg. No i co zrobił Kacper? Wygrał z Patrykiem Dudkiem i niepokonanym w pierwszych trzech startach Wiktorem Lampartem. Historia mówi jednak, że takiego obrotu spraw można się było spodziewać. .
Dramatyczni w delegacji
Jakiś czas temu w żużlowych mediach zaczęły krążyć statystyki z wyjazdowych meczów Aniołów znalezione przez mojego redakcyjnego kolegę Huberta Czaję. Od 2017 roku w PGE Ekstralidze Toruń wygrał tylko trzy spotkania wyjazdowe (2x Grudziądz, 1x Ostrów). Co prawda dorzucił do tego jeszcze trzy remisy (Grudziądz, Gorzów i Wrocław), ale przy 46 porażkach budzi to na twarzy jedynie uśmiech politowania. Dla wielu osób z żużlowego środowiska takie liczby były wręcz zaskakujące. Jednak dla toruńskich kibiców żużla nie była to żadna niespodzianka. Po tylu latach można się było przyzwyczaić. Ciekawsza jest jednak inna statystyka. Wyjazdowy bilans beniaminków PGE Ekstraligi w tym okresie jest niemal identyczny. Trzy wygrane (2x Włókniarz i 1x Motor, oczywiście oba zespoły wygrały w Toruniu, Włókniarz pokonał jeszcze ROW), dwa remisy (Falubaz w Lesznie i Apator w Grudziądzu) i 46 porażek (tutaj 6 autorstwa Apatora).
Wszystko jest w porządku
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że właściciel toruńskiego klubu, Przemysław Termiński, nie widzi w takiej postawie swojego zespołu większego problemu. Były senator RP jest znany z tego, że w język się nie gryzie i często udziela się w mediach. W ubiegłym roku po dwóch kompromitujących porażkach w Krośnie i w Lesznie mówił, że nie ma co siać paniki, bo przecież dobrze robią i wszystko jest w porządku.
W rozmowie z Mateuszem Puką ze SportowychFaktów stwierdził nawet, że ubiegłoroczna porażka w Lesznie była wkalkulowana (sic!). Także jeśli dla właściciela drużyny z ambicjami medalowymi porażka na torze trapionej kontuzjami i walczącej o utrzymanie drużyny jest wkalkulowana, to trudno się dziwić, że w co drugim meczu zamiast kandydata do podium oglądamy zespół złożony z Hyzia, Zyzia i Dyzia. Z jednej strony Apator wybronił Termińskiego, bo zakończył sezon z medalem. Z drugiej jednak więcej było w tym szczęścia niż rozumu i dobrej jazdy, ale o tym za kilka lat mało kto będzie pamiętać.
Wyjazd. Po co wam wyjazd? Macie przecież mecz u siebie
Przemysław Termiński otwarcie przyznaje, że w żużlu chodzi o to, żeby u siebie wygrać więcej, niż na wyjeździe się przegra. I faktycznie trochę racji w tym jest. Anioły bonusa z Grudziądzem zdobędą niemal na pewno. Rok temu dwumecze z Fogo Unią i Cellfast Wilkami zakończyły się zdecydowaną wygraną Torunia. Jednak drużynie z takimi ambicjami i potencjałem jak KS Apator nie przystoi przegrywać z Maxem Frickiem wspieranym przez niezbyt wybitną drugą linię. Chociaż Wadimowi Tarasience trzeba oddać co c(es)arskie, bo ten sezon w wykonaniu Rosjanina jest bardzo dobry. Wracając jednak do meczu, na przykład Kacper Pludra zdobył wczoraj 6 punktów i bonus. Był to zdecydowanie najlepszy mecz zawodnika U24 w tym sezonie. We wszystkich pozostałych tegorocznych spotkaniach PGE Ekstraligi łącznie wywalczył tylko trzy oczka. Z resztą Kacper Łobodziński też zrobił życiówkę w meczu z Aniołami.
Apator doda ci skrzydeł
Kacper Pludra nie jest pierwszym takim zawodnikiem, który przeciwko Apatorowi robi wynik ponad stan. Najbardziej pamiętnym przykładem jest tutaj Jonas Jeppesen. Dwa najlepsze mecze Duńczyka w polskich ligach to mecze przeciwko drużynie z Torunia. W 2020 roku Jeppesen jeszcze w pierwszej lidze wszedł w mecz w dziesiątym wyścigu, by zdobyć komplet 15 punktów i poprowadzić Arged Malesę Ostrów do wygranej. W pozostałych meczach w tamtym sezonie Duńczyk zdobył tylko 19 oczek. Kolejny wystrzał przyszedł rok później. Jeżdżący w barwach Włókniarza Częstochowa Jeppesen był delikatnie mówiąc przeciętnym ekstraligowcem, ale w Toruniu zrobił 8+2, a całe spotkanie Lwy wygrały 49:41.
Takich przykładów jest wiele. Nazar Parnitskyi rok temu w swoim ligowym debiucie pokonał między innymi Roberta Lamberta i został bohaterem Unii Leszno. Również w ubiegłym sezonie mecz życia na Apator pojechał Kevin Małkiewicz (7+2, w pozostałych sześciu meczach 8+2). Życiówkę z Toruniem mają też na przykład Wiktor Jasiński (8 oczek w 2021 roku), Roman Lachbaum (7+3 w 2021 roku), Mateusz Tonder (11 w 2021), Andrij Karpow (11+2 w 2016), Łukasz Jankowski (4+1 w 3 biegach w 2012 roku, pokonał m. in. Warda). W 2013 Wojciech Lisiecki, zawodnik który sezon wcześniej miał średnią poniżej jednego punktu na bieg w 1. Lidze, pokonał na 5:1 aktualnego Indywidualnego Mistrza Świata Chrisa Holdera i Pawła Przedpełskiego. Jednak chyba najciekawszy przypadek to Ernest Koza. W 2015 roku tarnowianin w meczu z Apatorem wywalczył 12 punktów i bonus, a we wszystkich 18 meczach w tamtym sezonie zdobył ich tylko 50 i dorzucił pięć bonusów. To jedyna dwucyfrówka Kozy w jego ekstraligowej karierze.
Kiepskie perspektywy na przyszłość
Póki co czarna wyjazdowa passa KS Apatora trwa. Następna szansa na wyjazdową wygraną torunianie będą mieli 22 czerwca (jutro w Częstochowie szans raczej nie ma). Pojadą wtedy do Leszna, na mecz z Fogo Unią bez Janusza Kołodzieja i Damiana Ratajczaka. Zadanie z pozoru łatwe, jednak jak wiadomo, białe i żółte kaski na głowach zawodników Apatora zmieniają ich GM-y w simsony i komarki, także niczego nie można brać za pewnik. W najgorszym wypadku złapię kolejny duży kurs, bo bukmacherom wciąż się wydaje, że Toruń umie jechać na wyjeździe.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!