Niedzielny finał PGE Ekstraligi miał szczególne znaczenie dla kapitana Motoru - Jarosława Hampela. Był to bowiem jego ostatni mecz w tych barwach.
Do zespołu z Lubelszczyzny Hampel dołączył w trakcie sezonu 2020. Wówczas dla Motoru był to drugi sezon w PGE Ekstralidze, a działacze robili wszystko, co w ich mocy, by jeszcze wzmocnić zespół. Doświadczony zawodnik natomiast dostał wolną rękę w poszukiwaniu klubu po tym jak zabrakło dla niego miejsca w pierwszym składzie Fogo Unii Leszno. Ostatecznie wybór padł na Lublin, czego sam zainteresowany nie żałuje pod żadnym względem.
– To był kapitalny czas. Fantastyczne uczucie jest mieć tak wspaniałych kibiców, jeździć w tak naprawdę świetnym klubie, czy poznać tylu wspaniałych ludzi. W Lublinie to były cztery lata uważam, że bardzo udane sportowo i bardzo ciekawe dla nas zawodników czy kibiców. Na pewno będę to długo, długo pamiętał i to były naprawdę wyjątkowe chwile – powiedział chwilę po ogłoszeniu odejścia.
Rozchodzą się w dobrych relacjach
Tegoroczny sezon w wykonaniu Jarosława Hampela był bardzo udany. Po dość przeciętnym początku zdołał wejść na odpowiedni poziom, który utrzymał aż do odebrania złotego medalu za kolejne w swojej karierze Drużynowe Mistrzostwo Polski. Ostatecznie sezon zakończył na 18. miejscu wśród najskuteczniejszych zawodników w PGE Ekstralidze wyprzedzając m.in. Macieja Janowskiego czy Patryka Dudka. W czym wobec tego tkwi tajemnica sukcesu 41-letniego zawodnika?
– Nie ma żadnego sekretu, po prostu wszystko się dobrze układało. Cały czas jazda sprawia mi olbrzymią przyjemność. To przygotowywanie, ta rywalizacja, atmosfera, czy emocje, które panują na stadionach, a już zwłaszcza w Lublinie, bo tam jest naprawdę coś, to jest coś wyjątkowego. Potrafi mnie to napędzić i zawsze, daje 100% przygotowania – opowiedział.
Od dawna mówiło się, że Jarosława Hampela nie zobaczymy w przyszłym sezonie w barwach Platinum Motoru Lublin. Teraz stało się faktem, a obie strony oficjalnie podziękowały sobie za współprace. Pomiędzy zawodnikiem a klubem nie ma żadnych złych emocji, a Hampel decyzję sztabu zaakceptował i przyjął ze spokojem. Teraz skupia się jednak tylko na tym, by utrzymać dobrą dyspozycję w kolejnych sezonach, już w barwach innego zespołu.
– Te decyzje były podejmowane wcześniej przez kierownictwo klubu. Ale co jest najważniejsze, rozstajemy się w dobrych relacjach. Bez żadnych złych emocji. Tak czasami już bywa. Ja jestem sportowcem, pewne rzeczy muszę zaakceptować i myśleć o tym, żeby dalej jeździć na dobrym poziomie – opowiedział Hampel o kulisach.
Motor to Motor
Jeśli chodzi o sam mecz we Wrocławiu, to Platinum Motor przystępował do niego ze sporą przewagą. Chociaż w składzie gospodarzy ujrzeliśmy ponownie nazwisko Taia Woffindena, to już od pierwszych biegów Mistrzowie Polski pokazali całkowitą dominację. Jak się okazało po meczu, taki był też zamiar, lecz nie obyło się bez towarzyszącemu takiej randze zawodów stresu.
– Bez takiej kokieterii było trochę stresu. Na samym początku wiedzieliśmy, że musimy zadać taki cios na tych pierwszych biegach, żeby nie dać cienia nadziei na to, że się może cokolwiek zmienić. I to się udało. Poszło gładko. Ale, stresu nie brakowało – zaznaczył Jarosław Hampel.
Wychowanek Polonii Piła piastował w tym roku funkcję kapitana zespołu. Przypomnijmy, że został nim wybrany na przedsezonowym zgrupowaniu. Zapytaliśmy zatem, czy przed meczami o taką stawkę jak ten z Betard Spartą Wrocław musiał specjalnie „nakręcać” swoich kolegów z drużyny.
– Mieliśmy w tym roku taki zespół, że nie trzeba było żadnej dodatkowej mobilizacji. Tutaj wszyscy wiedzieli, o co jedziemy i wszyscy byli, jak to się mówi, zmobilizowani na stówkę.
To nie był pierwszy raz we Wrocławiu
Po ostatnich tygodniach wydawało się, że Jarosław Hampel był najpoważniejszym kandydatem do obsadzenia dzikiej karty podczas ostatniej rundy Grand Prix w Toruniu. Tak się jednak nie stało, a otrzymał ją… Dominik Kubera, czyli kolega z Platinum Motoru Lublin. Sam zawodnik jednak nie rozmyślał nawet nad startem w Toruniu, a jedynie, by udanie zakończyć tegoroczne rozgrywki.
– Nie myślałem o tym. Szczerze mówiąc, chciałem, żeby zakończyć sezon właśnie tym dobrym meczem, zwycięstwem, tym złotym medalem – skwitował krótko.
To nie był pierwszy medal, który Jarosław Hampel mógł odbierać na Stadionie Olimpijskim. W 2006, wówczas jeszcze w barwach Atlasu Wrocław także na jego szyi zawisł złoty medal za Drużynowe Mistrzostwo Polski. Zapytaliśmy zatem, który smakował lepiej. Odpowiedź była jednoznaczna.
– No to było trochę dawno. Ten 2006 rok to był zupełnie inny żużel, To była zupełnie inna rywalizacja, charakter startu w tamtych zawodach. No pewnie, że ten złoty medal naprawdę bardzo cenie. To był mój ostatni rok startów w Motorze i właśnie podsumowaniem jest to złoto z moim dobrym wynikiem, to naprawdę jest coś bardzo, bardzo istotnego – zakończył Jarosław Hampel.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!