Jednym z zawodników, który przed startem sezonu 2020 postanowił zjechać z żużlowych torów jest Amerykanin – Greg Hancock. W przypadku byłego czempiona kluczowe były kwestie rodzinne, choć „Herbie” zdradza, że jeszcze będzie okazja go zobaczyć.
Jeszcze jakiś czas temu Greg Hancock w rozmowie z naszym serwisem przyznawał, że nie wyobraża sobie zakończenia kariery i do Cardiff na zawody Speedway Grand Prix przyleciał głównie po to, aby porozmawiać o „dzikiej karcie” na sezon 2020. Takową dostał i wielu wierzyło, że wróci on na tor. Tym bardziej, że podpisał w listopadowym okienku transferowym kontrakt z PGG ROW Rybnik. Jednak kilka tygodni później poinformował w specjalnym oświadczeniu, że to już jest koniec i jego czas w sportowym świecie dobiegł kresu.
Jednym z wideo gości magazynu Eleven Call Live był właśnie Greg Hancock, który opowiadał, jak radzi sobie w „nowym życiu”. – Żużel nigdy nie zniknie z mojego życia. Cały czas jestem „w grze” i aktywny, a to ze względu na synów. Testowałem silniki czy ramy, bo wciąż mam w sobie chęć wygrywania. To sprawia, że chcę pomagać innym zawodnikom, by mieli jak najlepszy sprzęt. Chcę dawać z siebie wszystko, ale czasem staram się prosić o to, aby ktoś coś zrobił za mnie. Lubię sobie ubrudzić ręce w garażu przy majsterkowaniu. Jennie na pewno życzyłaby sobie, abym był większą pomocą w kuchni, ale wszystko w swoim czasie (śmiech).
Amerykanin nie odcina się od sportu żużlowego. Ba, nawet gdyby chciał to uczynić, to nie byłoby to takie łatwe, gdyż jego synowie idą w ślady Grega. Najszybciej usłyszymy naturalnie o najstarszym z synów – Wilburze, którego sylwetkę jakiś czas temu przybliżaliśmy w naszym autorskim cyklu „Młodzi i gniewni”. – On ma totalnego bzika na punkcie speedwaya, chyba nawet większego ode mnie, gdy byłem w jego wieku. On jest szalony na punkcie motocykli, kocha żużel i jak to mówią… niedaleko pada jabłko od jabłoni (śmiech). Nasz najmłodszy syn też kocha speedway, ale ma zajawkę też na inne sporty, np. football czy rower górski. Wiesz jak to jest, mając dwóch starszych braci, to ich obserwujesz i chcesz być jak oni.
Prowadząca magazyn Anita Mazur zagadnęła czterokrotnego mistrza świata w rywalizacji indywidualnej (1997, 2011, 2014, 2016) czy zakończenie przez niego kariery jest definitywnym rozstaniem z torem, czy jest szansa na to, że zobaczymy go jeszcze w kevlarze. – Jest taki plan. Był już wcześniej, zanim wynikło to całe zamieszanie z koronawirusem. Razem z Monster Energy i BSI chcieliśmy zrobić coś na wzór trasy pożegnalnej. Wszystko było dogrywane, ale w obecnej sytuacji musieliśmy odłożyć na bok. Mogę obiecać, że zobaczycie mnie na torze, ale nie wiadomo jeszcze, kiedy i gdzie. Nie wiem jak to będzie wyglądało, ale chcę zorganizować w Europie – w Polsce, Anglii czy Szwecji swoje turnieje pożegnalne.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!