Chcesz mieć pracę szybką, lekką i przyjemną? Chcesz spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu, a twoim głównym zadaniem będzie jedynie spacerowanie przed dwie godzinny w weekend? Zostań komisarzem toru!
Tak powinno wyglądać ogłoszenie w gazecie dotyczące naboru na komisarzy torów, przyglądając się ich funkcji od wielu, wielu lat. Nie chodzi tu o najświeższe wydarzenia czy jakiś konkretny przypadek. Chodzi o ogół tego, czego doświadczamy z udziałem dżentelmenów sprawujących tę profesję.
Niestety, ale funkcja „komisarz toru” dla większości ludzi zaangażowanych w speedway lub po prostu interesujących się tym sportem – ma pejoratywne znacznie. I nie ma co się dziwić, skoro wielokrotnie komisarze toru zamiast pomagać, błąkają się zagubieni po obiekcie, jakby samemu szukali pomocy.
Z roku na rok przybywa coraz więcej osób funkcyjnych wokół żużlowych imprez, ale w tym przypadku ilość nie idzie w parze z jakością. Powiedzenie „gdzie kucharek sześć, tam…” idealnie wpasowałoby się w świat czarnego sportu w polskim wydaniu. W obliczu jakiejkolwiek „afery” każdy zwala winę na innego, zrzucając odpowiedzialność i umywając ręce.
Odnoszę wrażenie, że komisarze toru od początku istnienia tej funkcji, pracowali na zasadzie – ze skrajności w skrajność. Przypomnijmy sobie jak to było na samym początku, wiele lat temu. Wprowadzono instytucję komisarza, aby ten zapobiegał nieczystym zagraniom gospodarza, który robiąc tor „pod siebie”, przygotowywał nawierzchnię po prostu niebezpieczną. Na straży dobrego i przede wszystkim bezpiecznego widowiska mieli stać właśnie komisarze. Tylko, że oni od samego początku sprawiali kłopoty.
Kiedyś komisarze za bardzo ingerowali w przygotowany tor. Teraz za rzadko. Wielokrotnie pamiętam jak trenerzy poszczególnych drużyn – w wywiadach lub prywatnie narzekali, że tor był dobrze przygotowany, ale przyjechał komisarz i mówił co należy zmienić wedle jego upodobań. Po fali krytyki jaka przeszła w ich stronę, komisarze zamieniali się w obserwatorów, którzy budzili się do życia dopiero wtedy, kiedy w trakcie zawodów dochodziło do rozsypywania się nawierzchni. Komisarze mieli odciążyć sędziów od pilnowania tego, co dzieje się z „agrafką”, podczas gdy często to arbitrzy obrywali za nich.
Przyglądając się często z boku pracy komisarzy, odnoszę wrażenie, że ich rolą jest ładnie wyglądać, spacerować po torze, wyciągać telefon i zrobić kilka zdjęć do protokołu. Takich komisarzy nie potrzebujemy. Sama idea istnienia tej funkcji jest jak najbardziej słuszna, ale panowie, którzy dzierżą to miano muszą wiedzieć, kiedy tor jest w porządku i nie wymaga interwencji, a kiedy trzeba po prostu „walnąć pięścią w stół” i mimo nacisków gospodarzy lub gości, nie ulegać presji i podjąć decyzję wedle własnego sumienia. Tymczasem komisarze to marionetki w rękach menadżerów, a przecież mówimy najczęściej o byłych żużlowcach, którzy pełnią te rolę. Oczekiwałbym zatem, że komisarz vel ex-rajder nie tylko wie, kiedy trzeba podjąć stanowczą decyzję lub dać zielone światło na jazdę po torze, ale będzie także umiał przewidywać jak dany tor zachowa się pod wpływem warunków atmosferycznych.
I patrząc na obecne realia dotyczące komisarzy toru, przypomina mi się scena z filmu Stanisława Barei, „Miś”. Oto mała parafraza:
– Powiedz, po co jest ten komisarz toru?
– Właśnie, po co?
– Otóż to, nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz co robi ten komisarz toru? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest komisarz toru na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym komisarzem toru? My otwieramy oczy niedowiarkom. „Patrzcie”, mówimy, „To nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo!”. I nikt nie ma prawa się przyczepić. Bo to jest komisarz toru społeczny, w oparciu o część instytucji, który sobie zgnije do jesieni na świeżym powietrzu. I co się wtedy zrobi?
– Protokół zniszczenia
I jeszcze jedno. Chciałbym, aby komisarz toru był człowiekiem, który w razie potrzeby usuwa się w cień, ale gdy dzieje się coś złego, bierze sprawy w swoje ręce i nie boi się odważnych decyzji. Może i tak jest, ale problem polega na tym, że kiedy jest potrzebny, wówczas usuwa się w cień, a kiedy wszytko jest w porządku, próbuje niepotrzebnie zaistnieć. Taka oto analogia. W takiej sytuacji mocno zastanawiam się nad sensem istnienia tej funkcji…
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!