W piątek mała saga pod tytułem „Ernest Koza wraca do Unii Tarnów” znalazła finał. Wychowanek „Jaskółek” został wypożyczony z opolskiego OK Bedmet Kolejarza i mógł – pod nieobecność kontuzjowanego Artura Mroczki – wzmocnić w niedzielę swoją drużynę w meczu z PGG ROW-em Rybnik.
Debiut w „nowych-starych” barwach można uznać za połowicznie udany. W pierwszym biegu po powrocie, linię mety minął on jako pierwszy. W kolejnym zanotował defekt na punktowanej pozycji, a w dwóch pozostałych przyjechał na drugim i czwartym miejscu. Sumarycznie zapisał zatem przy swoim nazwisku 5 punktów. – Mogło być lepiej. Szkoda na pewno tego defektu. Nie wiem, co się stało z tym najlepszym dla mnie silnikiem. Żałowałem tego, a w kolejnych biegach jechałem już na drugim motorze i myślę, że on nie był tak szybki, jak ten pierwszy. Niestety na tamtym nie mogłem już startować – mówił po pojedynku na Śląsku, Ernest Koza.
Po zmianie sprzętu nie było jednak tak źle, bowiem na koncie pojawiły się kolejne dwa „oczka”. Chwilę później goście ze startu wyszli na 5:1 (wraz z Arturem Czają), a ostatecznie ten wyścig zakończył się zwycięstwem gospodarzy 4:2. – Po zmianie było dobrze, dowiozłem wtedy „dwójkę”. Później, w czwartym moim biegu wyszliśmy z Arturem na 5:1 i przegraliśmy 2:4. Jego troszkę postawiło, a ja pojechałem środkiem, trochę niedobrze (śmiech). Po prawej wyprzedził mnie Kacper Woryna, a przy samym krawężniku zrobił to Dan Bewley i wtedy spadłem na czwarte miejsce. To była na pewno moja wina. Szkoda tego defektu i tej późniejszej „śliwki”. Ja jednak jestem bardzo zadowolony, że pojechałem w końcu zawody ligowe. Wynik mógł być lepszy, ale nie jest też zły. Myślę, że punkt bonusowy jest jak najbardziej do zdobycia, chociaż zawody mogły być bardziej udane – dodał.
Spotkanie ostatecznie przerwano po 13 biegach, ze względu na coraz to gorsze warunki torowe. Jeśli natomiast chodzi o samo przygotowanie naszego rozmówcy, to korzystał on z ustawień, stosowanych tutaj podczas poprzedniej wizyty. 17 marca w Rybniku miał bowiem miejsce sparing, pomiędzy miejscowym zespołem, a właśnie opolską drużyną, którą wówczas reprezentował. – Tor był dosyć ciężki. Wystarczyło spojrzeć na każdego zawodnika, jak on wyglądał (kewlary całe w błocie – przyp. red.). Warunki na pewno były ciężkie. Tym razem jechałem na tych samych ustawieniach, co podczas sparingu w połowie marca. W pierwszym biegu to zaprocentowało. W drugim rywal wywiózł mnie strasznie szeroko, nieco skontrowałem i chyba przedarłem się na trzecią pozycję. Wówczas miałem ten defekt i niestety nie dowiozłem tego punktu – skomentował.
Od momentu kontuzji Artura Mroczki spekulowało się o ewentualnym transferze kogoś do Unii. Pierwszym wyborem niemal wszystkich był właśnie Koza, który przy szerokiej kadrze opolskiego klubu miał niewielkie szanse na starty w kolejnych pojedynkach. Ostatecznie udało się osiągnąć porozumienie. – Ja bardzo chciałem tego powrotu. Tak naprawdę mogłem podpisać ten kontrakt wcześniej, po tym jak Rzeszów upadł, ale podjąłem decyzję, że zwiążę się z Opolem. Myślałem, że mogło to być dla mnie korzystniejsze pod względem jazdy. Skład Unii jest bardzo dobry. Ja niestety skorzystałem na pechowej kontuzji Artura Mroczki. Mogłem być wcześniej, ale wyszło tak, a nie inaczej. Ostatecznie cieszę się, że w końcu trafiłem do Tarnowa i na razie mogę jeździć – wyraźnie podkreślił.
Na koniec zapytaliśmy o prognozy przed kolejną ligową potyczką. Nie wiadomo na razie kiedy do jazdy wróci Artur Mroczka, a mecz z Orłem Łódź zaplanowany jest na niedzielę, 5 maja. To będzie zapewne zatem pierwszy występ w lidze, w barwach „Jaskółek” przed tarnowską publicznością od ponad trzech lat. – Łódź na pewno broni nie złoży. Czy pojadę, to zobaczymy. Musimy poczekać na Artura i to, w jakiej on będzie teraz formie z tymi rękami. Wiem, że przechodzi rehabilitację w Reha-Medica pod okiem takiego naszego specjalisty, Grześka Sobańskiego. On potrafi zdziałać cuda (śmiech). Zobaczymy, jak to będzie wyglądać. Będziemy trenować przed meczem z Orłem, jednak myślę, że będzie to ciężki rywal, ponieważ w pierwszej lidze nie ma już słabych – podsumował rozmowę z portalem speedwaynews.pl, Ernest Koza.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!