Nierzadko podczas żużlowych wycieczek po stadionach można spotkać różne ciekawe postaci. Nie inaczej było w sierpniu w niemieckim Diedenbergen, gdzie odbywał się prawdziwy maraton speedwaya. W miejscowym klubie działa Polak – pochodzący z Torunia, który w swoim dorobku ma dużą zasługę w promocji „czarnego sportu” u naszych zachodnich sąsiadów. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Arkiem Gąsiorowskim.
Na wstępie – dla niewtajemniczonych – wyjaśnimy, o jakim miejscu na żużlowej mapie jest mowa. W weekend 21-22 sierpnia w Diedenbergen (nieopodal Frankfurtu nad Menem) rozegrała się cała seria imprez. Zaczęło się od rana, od godziny 10:00 finałem Mistrzostw Świata w kategorii 125cc. Następnie swoje „pięć minut” mieli specjaliści od flat tracku, którzy odjechali pierwszą rundę cyklu (również) czempionatu globu. Na zakończenie, kibice mieli dawkę klasycznego speedwaya w postaci rozgrywek Team Cup, czyli czwórmeczów w tzw. „2. Bundeslidze”. Na „dokładkę” zaś kolejną rundę w niedzielę. Tor, który wytrzymał taką serię ścigania, nie jest wcale anonimowy w świecie żużla. W 1996 roku wyłoniono tam Drużynowych Mistrzów Świata, a trzy lata później triumfatora Klubowego Pucharu Europy, którym została Polonia Bydgoszcz. Aktualną sytuację tego ośrodka i inne kwestie z nim związane opowiedział specjalnie dla nas Arek Gąsiorowski…
Damian Kuczyński (speedwaynews.pl): – Jesteś znaną już tutaj postacią w niemieckim żużlu, ale na początek naszej rozmowy, przedstaw się proszę polskim fanom. Jak to wszystko się zaczęło?
Arkadiusz Gąsiorowski (członek klubu MSC Diedenbergen, twórca i prowadzący portal speedway-forum.de): – Nazywam się Arek Gąsiorowski, urodziłem się w Toruniu. W wieku trzynastu lat przeprowadziłem się tutaj do Niemiec. W Toruniu, jak wiadomo, żużel w tamtych czasach był bardzo popularny. Można powiedzieć, że wychowałem się na stadionie przy Broniewskiego. Po przeprowadzce do Niemiec, zobaczyłem że w okolicy 30-40 kilometrów ode mnie jest tor żużlowy, jedyny w tym Bundeslandzie. Najpierw przyjechałem tutaj na dwie, trzy imprezy. Później, z biegiem czasu załapałem kontakt w klubie MSC Diedenbergen. Moja działalność w nim rozpoczęła się od pomocy w ich działalności ze stroną internetową. Chciałem wesprzeć ich w budowie marketingu. Wtedy, mniej więcej dziesięć lat temu, nie było aż takiego zainteresowania niemiecką Bundesligą, jak chociażby w latach 80 i 90-tych. Gdy Egon Müller zdobywał tytuł mistrza świata, w Diedenbergen mieliśmy około 10-12 tysięcy fanów na widowni. Teraz, jak przyjdzie pięćset kibiców na zawody, to jesteśmy naprawdę szczęśliwi. Mijały kolejne lata, kiedy to zacząłem współpracować z polskimi zawodnikami, żeby sprowadzać ich właśnie do naszego klubu na Bundesligę. Mieliśmy takich rajderów, jak Patryk Dudek, Maciej Janowski, Kacper Gomólski i inni. Funkcjonowałem też jako tłumacz i załatwiałem im wszystkie niezbędne umowy. Teraz niestety mam więcej innej pracy i pomagam głównie w rozprowadzaniu klubowych gadżetów, zajmuję się sklepem kibica. Na zawodach natomiast opiekuję się zawsze gośćmi specjalnymi.
Pamiątka z finału Klubowego Pucharu Europy 1999 w siedzibie MSC Diedenbergen (fot. Damian Kuczyński)
– Jesteś założycielem speedway-forum.de. Teraz jest to rozpoznawalna strona o niemieckim speedwayu, gdzie można znaleźć sporo ważnych informacji…
– Gdy przeprowadziłem się do Niemiec, funkcjonowała tylko jedna mała strona internetowa o żużlu. Nie pamiętam nawet, kogo to była idea, ale założyłem własne speedway-forum.de. W poprzednim roku świętowaliśmy jej dziesięciolecie istnienia. Na początku było to zwykłe forum. Teraz wyrósł ten portal na być może największy serwis o speedwayu w Niemczech. Jestem z tego dumny.
Strona prowadzona przez naszego rozmówcę
– Jaką imprezę uznajesz za największe wydarzenie tutaj? Oczywiście pomijając finał Drużynowych Mistrzostw Świata w 1996 roku, bo wiadomo że to ciężko będzie przebić…
– No tak. Właśnie na początku miałem na myśli te zawody, na których zjawiła się tak liczna grupa fanów. Za moich czasów, największą imprezą, jaką udało się tutaj zorganizować, były Drużynowe Mistrzostwa Świata Juniorów, w których występował chociażby Darcy Ward. Niestety, te zawody odbywały się w sobotę, a tego dnia tygodnia żużel kompletnie nie przyciąga tutaj kibiców.
– Dlaczego tak jest?
– Od trzydziestu-czterdziestu lat, kiedy powstał MSC Diedenbergen, każde zawody były organizowane w niedzielę. Jako, że mistrzostwa świata muszą być przeprowadzane w soboty, zrobiliśmy je właśnie wtedy. Było bardzo ciekawe widowisko. Kibiców przyszło może z dwustu-trzystu. Wynika to też z tego, że jest to taki rejon Niemiec, gdzie naprawdę jest co robić w soboty. Diedenbergen leży praktycznie przy Frankfurcie nad Menem i niedaleko Wiesbaden. Tam wyjdziesz na miasto i możesz dziesięć czy piętnaście rzeczy znaleźć sobie jako zajęcie na weekend, szczególnie w sobotę.
Rywalizacja podczas finału IMŚ w klasie 125cc. Młodzi żużlowcy zrobili niezłe show na Rhein Main Arenie…
– Dlaczego Diedenbergen nie startuje już w niemieckiej Bundeslidze? Swego czasu braliście w niej udział jako zespół „White Tigers”.
– Zbudowaliśmy naprawdę fajny zespół. W związku z silną współpracą z niemiecką organizacją DMV, zrobiliśmy coś nowego. Nazwa DMV White Tigers, miała być zarówno czymś innowacyjnym, jak i nawiązaniem do przeszłości, kiedy to team z Diedenbergen startował w rozgrywkach pod takim właśnie szyldem. Przez dwa lata bardzo dobrze to funkcjonowało, mieliśmy mocną kadrę, z dobrymi nazwiskami. Koncept tego zespołu był taki, że stawiamy na młodych żużlowców, którzy się dopiero rozwijają, ale jednocześnie są mocno związani z naszym klubem. Na przykład Michell Hofmann, który jedyny w naszym bundeslandzie jeździł na żużlu. Wzięliśmy również zawodników, którzy bywali wcześniej na każdym treningu organizowanym na naszym torze. Korzystaliśmy maksymalnie z jednego obcokrajowca, a kiedy to możliwe, jeździliśmy w niemieckim składzie. Niestety w Bundeslidze kluby korzystały właśnie głównie z obcokrajowców. W związku z tym nie mieliśmy szans na dobre wyniki sportowe. Jak wygraliśmy jeden, dwa mecze, to było dobrze. Wraz z przegranymi, spadała frekwencja.
– Czyli brak wyników i mała frekwencja to powód waszej absencji ligowej?
– Można powiedzieć, że to jest jeden z powodów. Jeśli nie ma kibiców, to brakuje też pieniędzy na utrzymanie drużyny. Sponsorów też nie ma tutaj zbyt dużo. Inaczej jest np. w Landshut, czy Gustrow. Mniejsze ośrodki w Niemczech mają problemy. Zmieniając troszkę temat, pamiętam że mieliśmy jako jedyny klub, bardzo profesjonalną prezentację drużyny. Wielu kibiców mówiło mi, że wygląda ona lepiej, niż w niejednym polskim klubie. Wynajęty był hotel, zaproszone dwieście-trzysta osób. Egon Müller był spikerem na tym wydarzeniu. Wszystko było transmitowane na żywo w internecie.
Absencja White Tigers w Bundeslidze nie oznacza, że nie biorą udziału w żadnych rozgrywkach. Startują w powodzeniu na ich "zapleczu" – w Team Cup. Na zdjęciu fruwający podczas rundy w Diedenbergen Bastian Pedersen (fot. Damian Kuczyński)
– Czy planujecie wrócić do ligi niemieckiej, jeśli ta wreszcie zostanie przeprowadzona już tak, jak przed pandemią?
– Problemem jest ilość zawodników. Musiałyby się chyba zmienić przepisy, tak aby jeden klub nie mógł wykupić sobie wszystkich dobrych rajderów, żeby dla pozostałych nic nie zostało.
– Utrudnieniem w organizacji normalnych rozgrywek w Niemczech jest z pewnością start Wittstock i Landshut w polskiej lidze…
– Wittstock tak czy siak wystartowałby w polskiej 2. Lidze Żużlowej. Landshut jednak podjęło taką decyzję dopiero po fakcie, gdy było pewne że nie będzie Bundesligi w tym sezonie w takim formacie, jak być powinna. Dla Landshut zawsze start w lidze niemieckiej był priorytetem, to jest klub który ma ogromną serię tytułów mistrzowskich.
Klub robi, co może by wpłynąć na większą popularność żużla w Diedenbergen. Z sierpniowych zawodów przeprowadzona została nawet transmisja na żywo z profesjonalnym studiem i komentatorami (fot. Damian Kuczyński)
– Wracając do waszych występów, ciekawe było to, że domowe spotkania jeździliście nie tylko w Diedenbergen. Ostatnio wspomniał o tym na naszych łamach chociażby Marius Hillebrand, dla którego pierwszym oficjalnym występem był mecz właśnie w barwach White Tigers, na torze w… Pocking.
– Tak, zdarzyło się że pojechaliśmy mecz na tamtym stadionie. Ogólnie White Tigers to był projekt łączący Diedenbergen z Berghaupten. Tam też odbywaliśmy nasze spotkania. A wszystko pod znakiem wspomnianego DMV.
– Co jeszcze musiałoby się zmienić, by żużel nabrał tu większej popularności? Ja muszę przyznać, że warunki torowe naprawdę sprzyjają świetnemu widowisku i uważam, że to miejsce ma potencjał.
– My mamy też taki problem, że np. w Bawarii jest bardzo dużo ośrodków żużlowych koło siebie. Gdy jeden klub ma jakieś zawody, to wszyscy z okolicznych miejscowości związanych ze speedwayem przyjeżdżają na te zawody. To samo jest na północy. Jeśli będą zawody w Güstrow, to przyjadą fani z Wittstock, Teterow, czy Stralsund. Tutaj nie ma w okolicy innych torów. Najbliżej jest chyba Herxheim, ale to bardziej long track, klasyczny speedway nie jest tam dobrze rozwinięty. Nie mamy też takich imprez, które zdołają przyciągnąć kibiców, żeby przyjechali na nie z różnych stron, po 500-600 kilometrów.
– Czy chcesz coś dodać od siebie dla polskich czytelników?
– Zapraszam wszystkich na zawody w Diedenbergen. Nie jest to popularne miejsce na ten moment, ale jeśli tobie się podobało, to możliwe że inni też „złapaliby bakcyla”.
(fot. Damian Kuczyński)
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!