Dopiero czternasty wyścig rozstrzygnął losy niedzielnego spotkania w Częstochowie, gdzie forBET Włókniarz podejmował Get Well Toruń. Kapitalna jazda w tym biegu Adriana Miedzińskiego sprawiła, że to podopieczni Marka Cieślaka zgarnęli dwa ligowe punkty.
Od początku meczu goście wysoko zawiesili poprzeczkę. Wśród kibiców pytanych o wynik głównie padała cyfra, sześcio, maksymalnie ośmiopunktowej zaliczki miejscowych. Nieliczni stawiali coś więcej jak np. 50:40 czy 52:38. Pierwsze biegi pokazały, że tutaj może paść nawet niewielka wygrana którejś z ekip 46:44. Po dwóch seriach startów mieliśmy remis po 21 i było widać, że zawodnicy częstochowskiego zespołu niemiłosiernie się męczą, przegrywając zarówno moment startowy (z tym z kolei problemu nie miał w niedzielę Michał Gruchalski, którego wyścigi dwukrotnie przerywano z tego powodu) i nie są też szybcy na trasie, a goście wręcz przeciwnie. – Sprawa toru wynikała z prostej przyczyny. Tor faktycznie różnił się troszeczkę od tego, który był wcześniej. Niestety, mieliśmy status meczu zagrożonego, bowiem prognozy pogody (na sobotę i niedzielę zapowiadano silne opady deszczu dop. red.) nam nie sprzyjały. Miało padać dwa dni, a ostatecznie nic nie kapnęło z nieba. Dopiero dziś przed godziną dwunastą ten status uległ zmianie i mogliśmy ingerować w ten tor. Z racji, że o 15 musi on być regulaminowy i taki, jaki już będzie na meczu, to mieliśmy tylko trzy godziny na pracę. Stąd ten tor się troszkę różnił i nerwowy początek meczu – przekazał kierownik drużyny gospodarzy, Michał Finfa.
Gdy forBET Włókniarz obejmował prowadzenie w tym meczu, goście dość szybko odpowiadali na to uderzenie. Nie udało im się jednak zatrzymać ciosu w dziesiątym biegu, gdy para Adrian Miedziński – Fredrik Lindgren przywiozła za plecami Chrisa Holdera oraz następnie w trzynastym, gdy tym razem „Chrispy” jadąc w parze z Nielsem Kristianem Iversenem musiał oglądać plecy „Miedziaka” i rozpędzającego się Leona Madsena. Duńczyk w całym meczu zdobył trzynaście punktów, przegrywając tylko z Jasonem Doyle’m i Rune Holtą. – Ciężko było nam na początku spotkania, nie mogliśmy się dogadać z własnym torem. Nie potrafiliśmy znaleźć odpowiednich ustawień, ale końcówka już była dla nas bardzo udana, co pozwoliło nam zwyciężyć przed tą fantastyczną publicznością, która była dla nas dziewiątym zawodnikiem – przyznał po meczu Leon Madsen.
Dla przyjezdnych dwoił się i troił aktualny Indywidualny Mistrz Świata, ale ze wsparciem Rune Holty, który też się pogubił w końcówce, niewiele we dwójkę zdziałają. W czternastym biegu mieli szansę przedłużyć nadzieje dla swojego zespołu, bowiem prowadzili podwójnie, ale Miedziński nie odpuszczał. W pewnym momencie przeprowadził kapitalną akcję, wyprzedzając obu rywali. Rewanż obu zespołów 10 czerwca na Motoarenie, gdzie przed rokiem Włókniarz zwyciężył różnicą ośmiu punktów, zatem tylu, ilu teraz torunianie muszą odrabiać. Liderem „Lwów” był wtedy Leon Madsen (13+1), a sporo dorzucił także Rune Holta. Nie wiadomo czy w drugim spotkaniu wystąpi Niels Kristian Iversen, zatem kluczem może być postawa juniorów. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że czeka nas tutaj bardzo ciężki mecz, bowiem Włókniarz ma bardzo mocnych zawodników. Cieszą mnie dwa ostatnie mecze, które wyszły mi dość dobrze, ale one nie dają punktów drużynie. Osiem punktów straty to nie jest tak dużo, więc będziemy chcieli zgarnąć pełną pulę trzech punktów. Teraz mamy odrobinę przerwy, więc będzie szansa nieco więcej potrenować – komentował z kolei Jason Doyle.
Po tym meczu forBET Włókniarz Częstochowa ma na swoim koncie dziewięć punktów i zajmuje drugie miejsce, ze stratą czterech „oczek” do Fogo Unii Leszno i mając tyle samo punktów, co Betard Sparta Wrocław. Czołową czwórkę zamyka Cash Broker Stal Gorzów, do której Get Well Toruń traci już cztery punkty. Podopieczni Jacka Frątczaka jak na razie sklasyfikowani są na miejscu siódmym, co oznacza, że na chwilę obecną są oni zagrożeni walką o utrzymanie w PGE Ekstralidze. – Mamy dwóch liderów, a jeszcze trzy tygodnie temu nie mieliśmy żadnego, więc może to jest taka mała pociecha. Punktów jednak dalej nie ma. Dziś był czas na „rzeźbienie”, trochę w moim stylu. Nie ukrywam, że robiąc przymiarki do tego meczu, ta porażka 5:1 nam… pasowała, bo pozwalała na zastosowanie podwójnej rezerwy taktycznej. Ten układał dawał nam szansę na lepszy wynik, ale gdzieś drobny błąd i rywal nas wyprzedził – przyznał po meczu Jacek Frątczak.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!