Najlepsza żużlowa liga świata - takim sloganem reklamuje się nasza Speedway Ekstraliga. Nie jest to trudne, gdyż lig żużlowych jest naprawdę niewiele. Dodatkowo sami jeszcze sabotujemy najważniejszą z pozostałych.
Mowa tu oczywiście o zakazie startów w szwedzkiej Bauhaus ligan, jaki polskie kluby wystosowały swoim zawodnikom w fazie play-off. Zdezorganizowało to decydującą fazę rozgrywek w kraju Trzech Koron. Szwedzkim działaczom zdecydowanie się to nie spodobało i nie ma co się dziwić.
Dziwię się jedynie kibicom, a zwłaszcza dziennikarzom w Polsce, którzy takich decyzji bronią. Jak już wspomniałem na wstępie lig żużlowych na świecie jest bardzo mało, a liga szwedzka jest drugą w hierarchii światowego speedway’a. Zabraniając “za pięć dwunasta” startów naszym zawodnikom tam narażamy ową ligę na straty, zarówno wizerunkowe jak i finansowe. Spychamy tę ligę na margines. Jak bowiem, ktoś może ją traktować poważnie, skoro w decydującej części sezonu nagle w ekipach może zabraknąć czołowych zawodników? Jaki ma smak taka faza play-off, jaki ma smak ostateczny triumf w lidze? Jak do takiego produktu przyciągnąć kibiców i sponsorów? Sami kopiemy dołki pod ligą szwedzką. Narzekamy, że światek speedway’a jest taki mały, a następnie z perspektywy dominatorów zamiast temu zaradzić, to jeszcze bardziej go zmniejszamy.
Owszem, rozumiem obawy klubów polskich o to, że w decydującej fazie rozgrywek mogą stracić medal w wyniku kontuzji czołowego zawodnika w innym kraju. Dlaczego więc empatią nie wykazujemy się w kierunku działaczy ze Szwecji? Tam mogą stracić medal z przyczyn od nich niezależnych? Zresztą już i tak ograniczyliśmy liczbę lig zagranicznych dla zawodników z Ekstraligi. To po co jeszcze zabraniamy startów tym, którym wcześniej zgodę… wydaliśmy?
Tu również dziennikarze powinni wykazać się obiektywizmem i zwrócić uwagę na krzywdę jaką wyrządzamy światowemu speedway’owi. Po co więc w ogóle nasi zawodnicy startują w Szwecji? Tu spotkałem się z argumentem, że starty w kraju Trzech Koron pozwalają zawodnikom się rozjeździć w okresie, w którym tego potrzebują, oraz potestować sprzęt. Czyli chcemy tamtą ligę kompletnie wyżymać – kiedy nam pasuje zawodników puścimy, a kiedy nie to startów zabronimy. Nie ma to sensu, powiedziało się A to trzeba powiedzieć również B.
Zresztą tu znów wykazujemy się swoistą hipokryzją. Gdy Duńska federacja groziła zawieszeniem Nickiego Pedersena za wtargnięcie na wieżyczkę sędziowską, to polscy dziennikarz grzmieli: “Duńczycy chcą ustawiać ligę w Polsce!”. Wtedy to nam przeszkadzało. Ale gdy my chcemy ustawiać ligę w Szwecji to już wszystko jest w porządku? Mentalność Kalego. Zresztą w dawnych czasach to inni ligę nam ustawiali. W latach 70-tych i 80-tych polska czołówka startowała w lidze angielskiej. Dochodziło do tego, że tacy zawodnicy jak Zenon Plech, Edward Jancarz nie mieli wtedy czasu dla naszej ligi i pojawiali się na dwa bądź trzy spotkania w sezonie. To wtedy mocno ustawiało nasze rozgrywki. Czy wtedy nam się to podobało? Podejrzewam, że nie.
Lamentów na temat zawężania się geografii światowego żużla słyszymy dużo. Wydaje mi się, że jako światowi dominatorzy powinniśmy próbować temu przeciwdziałać. Zamiast tego niszczymy to co jeszcze zostało solidnego poza naszym krajem. Obyśmy się w porę zreflektowali, bo za chwilę obudzimy się sami.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!