Płynność finansowa to kluczowy element funkcjonowania każdego przedsiębiorstwa, także klubu sportowego. Nie inaczej jest w przypadku żużla. Z tej kiepskiej sytuacji wychodzą w Ostrowie Wielkopolskim. Nieco ponad trzy lata temu TŻ Ostrovia pozostawiona została w bardzo trudnej sytuacji.
Prawda wyszła na jaw
W rozmowe dla klubowej strony, tzostrovia.pl na jaw wychodzą nowe fakty dotyczące działalności ostrowskiej drużyny, gdy prezesem spółki był Radosław Strzelczyk. Jak informuje Przewodniczący Rady Nadzorczej TŻ Ostrovia S.A. były prezes Ostrovii doprowadził klub do zadłużenia sięgającego blisko miliona złotych. Na ratunek ostrowskiego żużla ruszył wówczas obecny prezes Waldemar Górski oraz trener Arged Malesy, Mariusz Staszewski.
– Informuję, że podjąłem trudną decyzję o złożeniu rezygnacji z funkcji prezesa i członka zarządu TŻ Ostrovia S.A. Nadal jednak pozostaję akcjonariuszem wspomnianej spółki. Nie wycofuję się z działalności na rzecz ostrowskiego żużla, a jedynie ją ograniczam. Żyjemy i działamy w trudnych czasach. Pandemia koronawirusa sprawiła, że muszę bardziej skupić się na prowadzonej działalności gospodarczej, dzięki której mogłem przez lata wspierać ostrowski żużel – takimi słowami żegnał ostrowskich fanów Radosław Strzelczyk, gdy rezygnował z posady prezesa TŻ Ostrovii.
Jak się jednak okazało ostrowski klub pozostawiony był przez byłego prezesa w bardzo trudnej sytuacji. Zadłużenie spółki było ogromne, a wielu akcjonariuszy chciało zamknąć klub. Nie ukrywał tego przewodniczący Rady Nadzorczej. Odniósł się on do słów Radosława Strzelczyka w programie „Taśma w górę” emitowanym dla telewizji Proart. Były prezes stwierdził, że w momencie jego odejścia zadłużenie wynosiło 200 tysięcy złotych. – Minął się z prawdą, na co są przecież wszystkie dokumenty w klubie. Wcześniej dokumentacja była prowadzona przez pracownika firmy Radosława Strzelczyka i nie mieliśmy do wszystkiego wglądu. W końcu zostało to udostępnione, a takim punktem zwrotnym były zajęcia komornicze, które zostały wysłane do Miasta i do naszych największych sponsorów. Te dokumenty przecież są cały czas dostępne w archiwum spółki. Wtedy też okazało się, że łączne zadłużenie klubu wynosi około miliona złotych. Ja osobiście byłem wtedy za tym, by go zamknąć – rzekł Tomasz Przybył.
Powiew świeżości i spłacanie zadłużenia
Klub przejął Waldemar Górski, a członkiem zarządu był także Mariusz Staszewski. Ci dwaj panowie kolejnymi ruchami zaczęli wyprowadzać klub na prostą. Jak podaje przewodniczący Rady Nadzorczej, pieniędzmi, które spływały do klubu regulowano nie tylko sprawy bieżące, a także zadłużenie. To jednak nie malało. Największym z wierzycieli okazało się być Gmina Miasto Ostrów Wielkopolski, a klub w dalszym ciągu reguluje zaległości wobec miasta. – Wielki ukłon w stronę pani Prezydent, Beaty Klimek wraz z zastępcami, że zgodzili się na rozłożenie tego zadłużenia na raty i my cały czas regulujemy te zaległości. W tamtym czasie zadłużenie mieliśmy także wobec zawodników i jeszcze innych kontrahentów. Tak jak wspomniałem wcześniej, byliśmy nie nad przepaścią, a spadaliśmy już w dół – powiedział o sytuacji klubu.
Punktem zwrotnym całej tej sytuacji okazał się awans do PGE Ekstraligi. Ogromne pieniądze jakie dał m.in. kontrakt telewizyjny otworzyły przed klubem perspektywę wyjścia z długów. W tym miejscu przypomniał także, że każda spółka akcyjna musi przygotowywać sprawozdania finansowe do KRS. Przygotowywała je także TŻ Ostrovia S.A..
Ponadto odpowiedział on na komentarze kibiców, którzy domagali się odpowiedzi na pytanie, co się stało z pieniędzmi z PGE Ekstraligi. – Pieniądze z PGE Ekstraligi zostały bardzo dobrze spożytkowane, a na koniec ubiegłego sezonu, została kwota ponad 1,3 miliona złotych. Został spłacony dług, który nad nami cały wisiał. Wcześniej zadłużenie powodowało, że klub nie mógł sobie pozwolić na zawodników, których chcieliśmy mieć w drużynie. Jednym z odgórnych założeń Rady Nadzorczej i akcjonariuszy względem zarządu klubu jest dyscyplina finansowa. Mariusz Staszewski jako trener pewnie chciałby mieć lepszych, a co za tym idzie także droższych zawodników, a nie mógł sobie na nich pozwolić. Dzięki temu, że potrafił to zrozumieć, szukał żużlowców nie z najwyższej półki finansowej. W 2021 roku znalazł takich, którzy niższym kosztem, dali nam awans do PGE Ekstraligi. – spuentował przewodniczący Rady Nadzorczej Ostrovii.
Rok w Ekstralidze dał dużo spokoju
Wielka kasa i prestiż to przywilej jazdy w najlepszej żużlowej lidze świata. W 2022 roku klub oraz kibice Ostrovii mogli poczuć smak elity i na Stadion Miejski walczyć o ligowe punkty przyjeżdżali najlepsi na świecie. Celu jakim było utrzymanie się, nie udało się spełnić, ale te pieniądze pomagają budować stabilny finansowo klub. To właśnie idea, która przyświeca akcjonariuszom w obecnej chwili. – Przede wszystkim nie wiem, jakie wyobrażenie mają kibice o tym, ile zarobiliśmy w PGE Ekstralidze. Naszym celem sportowym było utrzymanie się w niej, ale jak wiadomo, nie udało się tego zrealizować. Drugim z założeń było zbudowanie stabilnego finansowo klubu, który ma istnieć i prowadzić zespół w rozgrywkach ligowych, dając radość mieszkańcom naszego miasta i okolic przez długie lata, a nie znów stanąć nad przepaścią. Po kilku nieudanych meczach tego sezonu rozlała się fala hejtu na ludzi, dzięki którym cały czas możemy jeszcze rozmawiać o żużlu w Ostrowie.
Głosy o odejściu prezesa
Waldemar Górski między wierszami już kilkukrotnie dawał do zrozumienia, że jest zmęczony swoją funkcją, którą pełni w Ostrovii. Szczególnie dawał to do zrozumienia w ostatnim czasie, gdy na klub spłynęła fala hejtu. Sam jednak nie pobiera żadnych profitów z tytułu funkcji, którą pełni, a wielokrotnie oskarżany został przez fanów w social mediach jako oszust czy krętacz. Jak sugeruje Tomasz Przybył takie oszczerstwa pojawiają się także w celu zniszczenia klubu, gdyż jest grupa osób, którym dalsze funkcjonowanie klubu jest nie na rękę.
Rola byłego prezesa w klubie
Radosław Strzelczyk dalej jednak jest udziałowcem spółki. Pomimo próśb i rozmów nie zdecydował się na zbycie akcji, choć klub chciał, by udziały skupiały się w rękach osób, które prężnie działają w klubie. Ten jednak odmawiał. – Jest cały czas udziałowcem. Prosiliśmy, żeby zbył akcje, bo chcieliśmy, żeby udziały skupiały się w rękach osób bardzo mocno zaangażowanych w ostrowski klub. Nie chciał tego zrobić. Osobiście nie mam z nim kontaktu i choć sam często nie bywam w klubie, to nie słyszałem i nie widziałem, żeby w jakikolwiek sposób angażował się. Podobnie zresztą w stowarzyszeniu. Były prezes lubił brylować w mediach. Absolutnie nie można przekreślać tego człowieka, bo zrobił też dużo, ale koniec nie był taki, jaki byśmy oczekiwali – powiedział Przybył.
Na koniec przewodniczący Rady Nadzorczej odniósł się do wypowiedzi byłego prezesa o tym, że on zrezygnował z tej funkcji. – Większego wyjścia nie miał. Pismo o rezygnacji dotarło do nas w momencie, kiedy została zwołana Rada Nadzorcza, która miała dokonać zmian w zarządzie klubu, po tym jak wyszły informacje o zadłużeniu i najwięksi sponsorzy wyłożyli pieniądze, by ten klub przetrwał. Jan i Andrzej Garcarkowie walnie przyczynili się, że ten klub dalej istnieje i co ważne, TŻ Ostrovia S.A nie ma problemów finansowych – zakończył.
Ostrowski żużel wychodzi zatem z kryzysu, którego jednak na torze nie było aż tak widać. Sportowy awans do PGE Ekstraligi ukrywał problemy, które działy się wewnątrz klubu. Ogromna w tym zasługa Wademara Górskiego i Mariusza Staszewskiego, braci Jana i Andrzeja Garcarków, a także sponsorów, którzy wykładają pieniądze na to, żeby umilić fanom czarnego sportu czas i ci mogli oglądać spotkania swojej ukochanej Ostrovii.
źródło: tzostrovia.pl
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!