James Wright pod koniec ubiegłego roku postanowił wrócić do ścigania na klasycznych torach i podpisał kontrakt na występy w rozgrywkach SGB Championship. Jak sam przyznaje, przemyślał wiele spraw przed podjęciem tej decyzji.
Brytyjczyk jest kontynuatorem ścigania w lewo w swojej rodzinie. W latach 50. oraz 60. w barwach Belle Vue ścigał się jego dziadek. On sam nie pamięta tak naprawdę swoich początków, ale debiut utkwił mu w pamięci za sprawą świetnego występu i… kontuzji. – Żużel towarzyszy mi tak naprawdę od czternastego roku życia. Moje pierwsze zawody odbyły się na torze w Buxton i udało mi się w nich zdobyć aż trzynaście punktów. Wkrótce po spotkaniu, w drugiej połowie sezonu niestety… złamałem nadgarstek – mówi w rozmowie z naszym serwisem.
Przez lata swojej kariery Wright utrzymywał stale miejsce w składach zespołów z Elite League. Ostatnie występy zaliczył jednak jakiś czas temu w barwach Plymouth Devils, gdzie włodarze bardzo szybko się z nim rozstali, a on zdecydował się obrać inny kierunek. – Włodarze podziękowali mi, choć w sumie to… wyrzucili mnie po dwóch spotkaniach. Zdecydowałem się zatem skoncentrować na swojej karierze w innej odmianie żużla – grass tracku – dodaje czwarty zawodnik mistrzostw Europy 2019 w trawiastym ściganiu.
14 marca w Scunthorpe oficjalnie zainaugurowano sezon 2020 na Wyspach Brytyjskich i jak się później okazało, było to jedyne ściganie przed zawieszeniem rozgrywek na całym świecie. Wright, który w połowie czerwca będzie obchodził trzydzieste czwarte urodziny, wrócił w dobrym stylu. Przy swoim nazwisku zapisał dziewięć punktów (pokonał m.in. Bena Barkera, Aarona Summersa, Jamesa Sarjeanta, Simona Lamberta) i wjechał do półfinału. Ostatecznie sklasyfikowano go na dziewiątym miejscu.
Skąd pomysł na powrót do klasycznej odmiany „czarnego sportu” i jakie Wright stawia sobie cele? – Czułem, że nadszedł czas, aby po pięcioletniej przerwie jeszcze coś zrobić. Nie jestem młodszy, a chcę jeszcze dać coś z siebie, zanim się zestarzeję. Ciężko trenowałem całą zimę, zgromadziłem sporo dobrego sprzętu i czuję się pewny i gotowy do sezonu. Nie widzę problemu w tym, że wracam po tylu latach, bo ścigałem się w innej odmianie. Chcę się cieszyć swoimi występami i osiągnąć jak najwięcej.
Brytyjczyk przed dwa sezony ścigał się również w polskich rozgrywkach ligowych. Zadebiutował w 2009 roku w barwach Unii Tarnów, która dała mu szansę występu w dwóch lipcowych meczach. W Gnieźnie Wright zdołał wywalczyć punkt z bonusem (0,1*), a w Tarnowie-Mościach w derbowej potyczce ze Stalą Rzeszów dorzucił jeszcze osiem „oczek” (1,1,3,3,0). – Pierwszy sezon, który spędziłem w tarnowskim klubie był dla mnie świetny. Udało mi się nawet wygrywać biegi i szkoda, że nie miałem okazji pościgać się więcej w barwach Unii. Bardzo tego chciałem, ale cóż…
Triumf „Jaskółek” na pierwszoligowym froncie dał im awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, a Wright zdecydował się zostać na zapleczu i związał się z węgierskim Speedway Miszkolc. Tam otrzymał znacznie więcej szans i zaliczył przyzwoity wynik – w 50 biegach wywalczył 75 punktów i 5 bonusów. – Nie pamiętam dlaczego nie pojechałem we wszystkich meczach, ale z tych, w których dane mi się było ścigać, jestem w pełni zadowolony.
Także i w tym klubie Wright spędził tylko rok. Przeniósł się do nowego zespołu, ale ten nie dał mu szansy, a więcej okazji do startów na którykolwiek pułapie ligowym w kraju nad Wisłą już nie dostał. – Było zainteresowanie z kilku klubów, choć nie pamiętam jakich. Podpisałem kontrakt w Łodzi, ale nie dostałem żadnych okazji do jazdy – kończy Wright.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!