Trwa długie wyczekiwanie upragnionego sezonu żużlowego. Ponownie umilamy naszym czytelnikom czas oczekiwania na początek rozgrywek, przypominając znakomite spotkania sprzed lat – zarówno z najnowszej historii Ekstraligi, jak i sprzed kilku, a nawet kilkunastu sezonów. W siedemnastym odcinku serii przypominamy bardzo wyrównane starcie Stali Gorzów oraz Unii Leszno z 2012 roku.
Po małym rozczarowaniu, jakim był brązowy medal w 2011 roku, kibice i zawodnicy z Gorzowa mieli apetyty na złoto. Żółto-niebieskich opuścił Nicki Pedersen, którego zastąpili, odchodzący z Tarnowa Krzysztof Kasprzak oraz Michael Jepsen Jensen. Gorzowianie liczyli na pierwszy od 1983 roku tytuł mistrzowski. Nic więc dziwnego, że po kilku kolejkach gorzowianie znaleźli pogromcę tylko w innym kandydacie do złota, Tauron Azotach Tarnów. Nieco gorzej sezon układał się dla Unii Leszno. Po zdobyciu srebrnych medali drużynę opuścił m.in. Janusz Kołodziej, a do domu wrócili bracia Pawliccy. „Byki” na początku sezonu nie ustrzegły się kilku wyjazdowych porażek, jednak na swoim terenie leszczynianie bywali raczej skuteczni. Wyjazd do Gorzowa miał być jedną z najtrudniejszych potyczek w sezonie.
Opady deszczu na krótko przed rozpoczęciem meczu w Gorzowie (slajd: TVP Sport)
Jeszcze przed rozpoczęciem meczu na Stadionie im. Edwarda Jancarza zaczął padać deszcz. Przez opady tor nie wyglądał najlepiej, lecz po krótkich oględzinach żadna ze stron nie zgłosiła zastrzeżeń i mecz mógł rozpocząć się zgodnie z planem. Już inauguracyjny wyścig przyniósł dość nieoczekiwane rozstrzygnięcia. Bartosz Zmarzlik nie zdołał pokonać Tobiasza Musielaka, natomiast Kamil Adamczewski na starcie uporał się z Adrianem Cyferem, co pozwoliło przyjezdnym na uzyskanie dwupunktowego prowadzenia.
Leszczynianie na tym nie poprzestali i w drugim wyścigu powiększyli prowadzenie. Radość przyjezdnych nie trwała jednak długo, bo jeszcze przed równaniem toru dwa mocne uderzenia gorzowian sprawiły, że to właśnie gospodarze cieszyli się z minimalnego prowadzenia. Wydawało się, że Stal zacznie odjeżdżać Unii, lecz przyjezdni ani myśleli o poddaniu się. Dzięki zwycięstwom Jarosława Hampela, Przemysława Pawlickiego oraz Juricy Pavlica po siedmiu wyścigach nadal pozostawali w kontakcie, a przełamanie miało nastąpić bieg później.
Upadek Bartosza Zmarzlika w ósmym wyścigu (slajd: TVP Sport)
Przełamanie nastąpiło, jednak nie takiego oczekiwali gorzowscy kibice. Po upadku i wykluczeniu Bartosza Zmarzlika goście doprowadzili do remisu i pod coraz większym znakiem zapytania stawiali triumf żółto-niebieskich. W kolejnych biegach Unia dokładała kolejne „oczka”, cały czas pozostając w grze nie tylko o dobry wynik, a o meczowe zwycięstwo. Fani Stali nieco uspokoili się po 11. biegu, kiedy to miejscowi uciekli na dwa oczka, ale już bieh później radość przerodziła się w zdziwienie i rozgoryczenie. Jarosław Hampel oraz Tobiasz Musielak zdołali pokonać podwójnie Bartosza Zmarzlika i wyprowadzić leszczynian na prowadzenie!
Jeśli gorzowianie byli zdziwieni po dwunastym biegu, to 13. gonitwa mogła wprowadzić ich w istną konsternację. Po kolejnym biegowym triumfie goście byli już o krok od wywiezienia z Gorzowa meczowego zwycięstwa, które jeszcze dwie godziny wcześniej wydawało się scenariuszem science-fiction. W rzęsistym deszczu Stal starała się odrobić starty w wyścigach nominowanych, ale nie było to najprostsze zadanie.
Po starcie 14. wyścigu zapanowała głucha cisza, albowiem na wejściu w pierwszy łuk za plecami Juricy Pavlica podążał Piotr Pawlicki. Niespełna 18-letni wówczas leszczynianin nie zdołał jednak dowieźć do mety drugiej lokaty, albowiem na drugim okrążeniu posłuszeństwa odmówił mu jego motocykl. Dla gości biegowy remis i tak był jednak spełnieniem marzeń, albowiem do zwycięstwa wystarczyły zaledwie dwa punkty w ostatnim wyścigu wieczoru.
Przemysław Pawlicki dotyka taśmy w decydującym wyścigu (slajd: TVP Sport)
Presji związanej z decydującym biegiem nie udźwignął Przemysław Pawlicki. Leszczynianin dotknął taśmy, a trudno było spodziewać się po zastępującym go Kamilu Adamczewskim walki z Nielsem-Kristianem Iversenem oraz Krzysztofem Kasprzakiem. Zresztą zaraz po starcie zdefektowała jego maszyna, a cała uwaga leszczynian skupiła się na Hampelu. Kapitan gości jechał jednak jak z nut. Choć przegrał start z Nielsem-Kristianem Iversenem, to sprytnie przytrzymał krawężnik i nie dał szans na atak Krzysztofowi Kasprzakowi. Tym oto sposobem Hampel zapewnił Unii meczowe zwycięstwo 46:44. Wychowanek pilskiej Polonii był też najskuteczniejszym zawodnikiem leszczynian – zdobył 12 punktów.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!