Trwa długie wyczekiwanie upragnionego sezonu żużlowego. Ponownie umilamy naszym czytelnikom czas oczekiwania na początek rozgrywek, przypominając znakomite spotkania sprzed lat – zarówno z najnowszej historii Ekstraligi, jak i sprzed kilku, a nawet kilkunastu sezonów. W piętnastym odcinku serii przypominamy popisy Grega Hancocka i emocjonujące wyścigi z 2015 roku podczas meczu Unii Tarnów i PGE Stali Rzeszów.
Tylko rok trwał rzeszowski rozbrat z Ekstraligą po spadku w 2013 roku. PGE Marma zbudowała bardzo solidny jak na pierwszoligowe rozgrywki skład i zdominowała walkę o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Aby myśleć o utrzymaniu w elicie konieczne były jednak wzmocnienia. Zdecydowano się postawić m.in. na Grega Hancocka czy rewelację 2014 roku – Petera Kildemanda. Także kilka innych nazwisk pozwalało sądzić, że rzeszowianie będą w stanie powalczyć o utrzymanie w elicie. Wspomniany Hancock dołączył do PGE Stali po odejściu z Unii Tarnów. Tarnowianie stracili też Artioma Łagutę, za to klub z Małopolski zasiliła dwójka Duńczyków: Kenneth Bjerre oraz powracający do Unii Leon Madsen. Lukę po Krzysztofie Buczkowskim wypełnił Artur Mroczka.
Wietrzenia tarnowskiego składu sprawiło, że „Jaskółki” nie były już tak mocne, jak w sezonie 2014, jednak zdołały utrzymać się w walce o fazę play-off. Tarnowianie notowali nieco słabsze występy, a wysoką lokatę zawdzięczali brakowi wpadek w meczach ze słabszymi rywalami. Na dwie kolejki przed końcem Unia była o włos od awansu do czołowej czwórki, a pierwszą z przeszkód była PGE Stal Rzeszów. Rzeszowianie zamiast o medale walczyli o utrzymanie i choć mało realne wydawało się zwycięstwo w Tarnowie, to Stal z pewnością stać było na postawienie twardych warunków podopiecznym Pawła Barana, nawet mimo osłabienia brakiem Petera Kildemanda.
Już pierwsze wyścigi były pokazem mocy Grega Hancocka (Ż) (slajd: nSport+)
Początek spotkania mógł napawać kibiców z Rzeszowa optymizmem. Zwycięstwa Grega Hancocka i Krystiana Rempały pozwoliły na wyjście na prowadzenie i nawet podwójna porażka z trzeciego wyścigu raczej nie zmartwiła nadmiernie Janusza Ślączki, zwłaszcza że Dawid Lampart był w stanie nieustępliwie kąsać atakami Leona Madsena. Po czterech wyścigach PGE Stal Rzeszów pozostawała w kontakcie i traciła go gospodarzy zaledwie dwa punkty.
Na wysokooktanowe ściganie kibice zgromadzeni w „Jaskółczym Gnieździe” musieli zaczekać do szóstego wyścigu dnia. Dawid Lampart potwierdził dobrą dyspozycję dzięki dobrej obronie przed atakami Janusza Kołodzieja, jednak po misternie przygotowanym ataku kapitan gospodarzy uporał się z Lampartem i obronił biegowy remis dla gospodarzy. Kiedy kibice tarnowian zaczynali mieć drobne powody do obaw, uspokoili ich Martin Vaculík oraz Artur Mroczka, nie dając większych szans Kenniemu Larsenowi w powtórce do siódmego biegu.
Po ostrym ataku Dawida Lamparta (Ż) zdenerwowany Janusz Kołodziej (C) ruszył w pościg za zawodnikiem PGE Stali (slajd: nSport+)
Radość gości po odrobieniu dwóch oczek w ósmej gonitwie nie trwała długo. Bieg później po raz kolejny para Vaculík-Mroczka nie dała większych szans przyjezdnym i przewaga tarnowian była już bardzo bezpieczna, albowiem wynosiła osiem punktów. Nadzieja na powrót do walki o zwycięstwo odżyła po pierwszym podejściu do kolejnego wyścigu. Taśmy jako pierwszy dotknął Leon Madsen, jednak zastępstwo w postaci Ernesta Kozy wystarczyło tarnowianom do biegowego remisu, a szanse PGE Stali coraz bardziej malały.
Oprócz Hancocka po stronie gości ze świetnej strony prezentował się też Krystian Rempała (slajd: nSport+)
Nie był to jednak koniec emocji. Do niebezpiecznej sytuacji doszło w jedenastym wyścigu wieczoru. Na przeciwległej szarpnęło motocyklem Karola Barana, który wpadł w Artura Mroczkę. Choć kraksa nie wyglądała najlepiej, to tarnowianin niemal od razu wstał i ruszył z pretensjami w stronę zawodnika PGE Stali Rzeszów. Także po meczu Artur Mroczka nie najcieplej wypowiadał się o Karolu Baranie. Żużlowiec „Żurawi” został oczywiście wykluczony. W powtórce wydawało się, że osamotniony Dawid Lampart zdoła pogodzić gospodarzy, jednak mały błąd kosztował go utratę prowadzenia, a podwójne zwycięstwo odnieśli gospodarze.
Moment upadku Artura Mroczki (N) po tym, jak Karol Baran (B) stracił panowanie nad motocyklem (slajd: nSport+)
Rezerwa taktyczna z dwunastej gonitwy pozwoliła na zmniejszenie strat, lecz tylko o dwa oczka. Na nic zdała się fantastyczna jazda Grega Hancocka w 13. wyścigu – Unia Tarnów już przed biegami nominowanymi mogła być pewna dwóch dużych punktów meczowych. Nadal jednak rzeszowianie pozostawali w grze o punkt bonusowy, albowiem w pierwszym meczu przy Hetmańskiej pokonali tarnowian 47:43.
Serca fanów obu ekip mogły zabić szybciej zwłaszcza po zakończeniu czternastego wyścigu. Podwójne zwycięstwo przyjezdnych sprawiło, że biegowy triumf w piętnastej gonitwie pozwoliłby na zdobycie bonusa. Swoją część zadania bezbłędnie wykonał Greg Hancock, jednak w starciu z Vaculíkiem oraz Kołodziejem jadący wyścig po wyścigu Lampart nie miał już szans. Unia Tarnów pokonała Stal Rzeszów w Derbach Południa 48:42. Do dziś jest to ostatnie starcie tych ekip na ekstraligowym szczeblu.
Świetna walka Janusza Kołodzieja (N) z Gregiem Hancockiem (Ż). Górą Amerykanin (slajd: nSport+)
Nie ma jednak nic dziwnego w tym, że rzeszowianie polegli. Tylko trzech zawodników było w stanie walczyć z zawodnikami „Jaskółek”, a byli to oczywiście zdobywca kompletu 18 punktów, Greg Hancock, oraz Dawid Lampart (8 w 6 biegach) i Krystian Rempała (12+2 w 6 biegach). Po stronie gospodarzy najbliżej perfekcji był naturalnie Janusz Kołodziej (12+1), który w piętnastym wyścigu stoczył arcyciekawą walkę z Hancockiem. Drugim liderem gospodarzy był bez wątpienia Vaculík, który wywalczył 10 punktów oraz bonusy.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!