Nieco optymizmu w serca tarnowskich kibiców wlała postawa Artura Mroczki w pojedynku z MRGARDEN GKM-em Grudziądz. Wychowanek klubu, z którym tym razem musiał się zmierzyć, na swoim koncie zapisał 7 punktów z bonusem.
Tym samym Mroczka pomógł Grupa Azoty Unii w odniesieniu zwycięstwa w stosunku 49:41. Występ ten był o niebo lepszy od jazdy przeciwko Betard Sparcie Wrocław, kiedy to zawodnik zgromadził tylko jedno „oczko”. Odpowiednie poprawki zostały zatem wprowadzone i okazały się skuteczne. – Wykonałem ciężką pracę. Początek sezonu był mega trudny. Popsuły mi się silniki – jeden, drugi. Kupiłem nowy – też się popsuł. Teraz było dwa tygodnie wolnego, wszystko poukładałem tak, żeby było dobrze i tak jest – przyznał po pojedynku z grudziądzanami, Artur Mroczka.
W niektórych biegach, zwłaszcza tym, który wygrał, widać było wyraźną poprawę, jeśli chodzi o szybkość na dystansie. To może być kluczowy element również w kolejnych ligowych meczach. – Cieszę się. Ja nie pamiętam, bo nie widzę tego. Ja jeżdżę, to tak nie czuję. Gdy wygrywam i mówi się, że jest szybko, to napawa optymizmem na przyszłość – dodał.
Zdobycz Mroczki mogła być jeszcze większa, gdyby nie wykluczenie go w 14. wyścigu. Po ataku z ostatniej pozycji przy krawężniku pod koniec pierwszego okrążenia na tor upadł bowiem Krzysztof Buczkowski. Sam wykluczony miał nieco inny pogląd na sytuację, niż sędzia i wyjaśnił to swoimi słowami. – Na żużlu jeździ się do przodu, a nie staje w poprzek na torze. Była woda polana przed biegami nominowanymi. Ja wiedziałem, że będzie „ślizgawka”. Jechałem sobie „krawężniczkiem”, już do Krzysia dojechałem, wyprzedziłem go, a on po prostu powinien w tym momencie odbić i jechać do przodu. On jednak dalej, trzymał na siłę tą „małą”. Pretensji nikt do nikogo nie ma. Dobrze, że się nic nie stało i tyle – skomentował całe zajście.
Po tym wydarzeniu zawodnik „Jaskółek” podjechał do rywala, z którym zna się od wielu lat. Później, również w parkingu rozmawiali ze sobą po koleżeńsku. – My w życiu dużo razy mieliśmy już takie sytuacje. Zawsze, gdy na przykład Krzysiu się „obali”, jadąc ze mną w biegu, ja do niego podjeżdżam. To już takie przyzwyczajenie chyba. Jesteśmy z jednego miasta, z Grudziądza. Cieszę się, że wygraliśmy w tym meczu. Pokazaliśmy klasę u siebie i tyle.
Teraz Grupa Azoty Unię czeka wyjazd do Leszna. Wszyscy wiedzą w jakiej formie są rywale, o dobry wynik będzie zatem niezwykle trudno. – Teraz już tylko wygrać z Lesznem i będziemy kozaki (śmiech). Ja uważam, że to jest tylko sport. Wszystko jest w żużlu możliwe. Wiadomo, że ja nie chcę mówić o tych złych rzeczach. Są jednak różne przypadki i gdybyśmy wygrali, to byłoby to szaleństwo. W Lesznie będzie mega ciężko i później w Tarnowie, też w meczu z nimi. Myślę jednak, że może Dawid Knapik, który jechał i z Grudziądzem robił punkty, to czemu nie ma tego powtórzyć z Lesznem. Wygra start, pojedzie swoje i szybko do mety – cztery kółka. Nie możemy popełniać błędów i być może będziemy mecze z Lesznem mieli „w kontakcie” – stwierdził.
Wracając na koniec do potyczki ze swoim macierzystym zespołem, zawodnik liczy w rewanżu, który zaplanowano na 17 czerwca, nie tyle na walkę o bonus, co nawet na wygraną. W sezonie 2015 pomógł tarnowianom odnieść w Grudziądzu zwycięstwo i teraz ma on nadzieję na „powtórkę z rozrywki”. – Ja już jechałem z Unią kiedyś w Grudziądzu. Powiem jedno – będziemy tam jechali wygrać mecz. Kiedyś miało to już miejsce. W Grudziądzu się wychowałem, wiem wszystko o tym torze. Jak Bóg da, to wygramy to spotkanie i nie trzeba będzie liczyć punktów. Jeśli jednak nie, to mamy osiem punktów zaliczki i będziemy jej wtedy bronić – podkreślił na koniec, Artur Mroczka.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!