Andrzej Lebiediew wszedł do cyklu SGP za kontuzjowanego Andersa Thomsena i teoretycznie nic nie musiał. Za nim bardzo dobry i ciekawy sezon. Awans do PGE Ekstraligi, występy w cyklu SEC czy właśnie Grand Prix zwieńczone ściganiem w Toruniu. W wywiadzie dla portalu speedwaynews powiedział, co czyni go takim zawodnikiem, jakiego znamy i jak ocenia cały swój sezon.
Klaudia Bujalska (speedwaynews.pl): Świetny sezon za tobą. Wszedłeś do Grand Prix za Andresa Thomsena, a dziś zaprezentowałeś się bardzo dobrze. Udało ci się dotrzeć do półfinału. Jesteś zadowolony z tych dzisiejszych zawodów, czy jednak liczyłeś, że wyciśniesz z tego wieczoru jeszcze więcej?
Andrzej Lebiediew (Celfest Wilki Krosno): Może nie świetny sezon, ale dobry na pewno. Zawsze można być lepszym. Szczególnie indywidualnie nie spełniłem swoich oczekiwań, drużynowo było okey. Jest na pewno nad czym pracować i dużo tej pracy jeszcze przede mną. Jeśli chodzi o dzisiejszy turniej, czy w ogóle o cykl to oceniam to pozytywnie. To bardzo fajne przeżycie być tutaj, czuć się światową czołówką i dziś pokazać naprawdę kawał dobrego żużla. Czułem jednak, że mogłem dziś więcej, ale przegapiłem jeden moment, w którym powinienem zmienić trochę ustawienia i nie przeczytałem tego toru do końca, pod koniec zawodów.
– Kwalifikacje nie poszły ci najlepiej? Czułeś po nich, że jednak ten wieczór ułoży się, w bądź co bądź, pozytywny dla ciebie sposób?
– W ogóle nie zwracam uwagi na te kwalifikacje. Czułem, że sprzęt jedzie, mam dobry start. Patrząc na finał SGP 2 widziałem, że to właśnie on jest kluczowy. Obierałem dobre ścieżki. W kwalifikacjach dzielą nas setne sekundy. Między pierwszym a 16-nastym miejscem nie ma nawet pół koła różnicy. Więc nie, nie przejmowałem się tym.
– Ta przygoda w Grand Prix daje ci jeszcze większego „kopa” żeby jak najszybciej awansować do cyklu i móc się pokazywać w nim przez cały sezon?
– 100%. To świetne uczycie być wśród najlepszych. Jak jeszcze jedziesz taki turniej, gdzie udaje ci się wygrywać te wyścigi, pokonywać tych zawodników. Wow. Jak na przykład ja, byłem pierwszym pogromcą Martina Vaculika w Toruniu, więc to naprawdę super sprawa, która daje właśnie takiego „kopa” motywacyjnego. Dużo też nauczyłem się z tego roku i nie ukrywam, chciałbym to jak najszybciej wykorzystać.
– Kibice często mogą oglądać cię w roli lidera w parku maszyn. Czy ty czujesz się taką osobą?
– Ja bardzo dobrze żyję z chłopakami. Kumplujemy się. Ja jestem takim miłośnikiem pogadanek. Jestem kapitanem więc zawsze chce pchać chłopaków do przodu, żeby razem osiągać sukcesy i podtrzymywać w nas przede wszystkim wiarę w trakcie meczu.
– W przyszłym sezonie PGE Ekstraliga. Wiemy, że dla Wilków Krosno to historyczna chwila, więc dzięki utrzymaniu moglibyście zapisać się po raz kolejny w historii, nie tylko za sprawą awansu. Dla ciebie to już trzecie podejście, jednak już jako o wiele bardziej dojrzałego zawodnika. Jak czujesz się przed tym wyzwaniem i jak czujecie się ogólnie, jako ekipa?
– Jeśli chodzi o klub, będę mógł skomentować to po oknie transferowym, kiedy poznamy skład naszej drużyny. Wilki, można powoli porównywać do Lublina. Jesteśmy bardzo ambitnym zespołem. Zarząd z pewnością zrobi wszystko, żeby pozyskać do naszego składu klasowych zawodników, którzy w tym historycznym utrzymaniu pomogą. To jest profesjonalny klub ze świetnym zarządem, więc doskonale wiem, że będą robili co w ich mocy, żeby ten skład udoskonalić.
– Teraz przychodzi pora na odpoczynek. Jakie są twoje plany?
– Praca, praca i jeszcze raz praca.
– A wakacje?
– Na krótko na pewno pojedziemy gdzieś z rodziną, do ciepłych krajów, ale tam też już zacznę pracować. Jak mówi moja mama: „Praca, praca i to się odpłaca”. Także będę się tego trzymał. Dopóki mam zdrowie będę ciężko pracował i oddawał całe serce i siły żeby być lepszym zawodnikiem.
Andrzej Lebiediew to bardziej praca czy ambicja? Może połączenie tych dwóch cech?
Bardziej powiedziałbym, że Andrzej Lebiediew to marzenie. Marzenie, które mnie ciągnie od dziecka. Nadal jestem tym dzieciakiem, który zaczął jeździć, który ma jakiś cel i marzenia. Tym, który oglądał za młodu zawody i chciał być żużlowcem. Do dziś jestem taki. Do dziś żyję marzeniem, które pcha mnie do dalszej pracy, żeby robić iść, nawet małymi krokami, do przodu po to, żeby kiedyś spełnić moje sny. To mnie motywuje i napędza.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!