Andrzej Lebiediew może mówić o ogromnym pechu. Podczas inauguracji sezonu w Lesznie Łotysz zaliczył defekt na prowadzeniu, a w ostatnim wyścigu nie zdołał utrzymać za sobą Janusza Kołodzieja, a mecz zakończył się porażką. Kapitan Cellfast Wilków Krosno bardzo ubolewał nad tym faktem.
Chyba nikt nie czekał na inaugurację sezonu bardziej niż kibice i zawodnicy Cellfast Wilków Krosno. Beniaminek PGE Ekstraligi rozpoczynał sezon z wysokiego „C”, bo od wyjazdu do Leszna. Goście znakomicie czuli się na Stadionie im. Alfreda Smoczyka i przez dużą część meczu prowadzili. Prowadzili też przed ostatnim biegiem, jednak podwójne zwycięstwo biało-niebieskich uratowało dwa duże punkty ekipie z Leszna. Andrzej Lebiediew był liderem krośnian, jednak czuł się odpowiedzialny za ostateczne niepowodzenie.
Ogromny niedosyt
„Niedosyt” nie w pełni oddaje to, co czuli krośnianie po ostatnim wyścigu. – Szkoda. Szkoda, że w końcowym rozrachunku zabrakło moich punktów. Byliśmy blisko, żeby mieć w tabeli jeden albo dwa punkty – mówił po meczu wyraźnie zasmucony Andrzej Lebiediew. Lider gości na nie zdołał utrzymać za sobą Janusza Kołodzieja. „Koldi” minął Łotysza i wraz z Grzegorzem Zengotą dowiózł do mety 5 punktów. – Dałem plamę w ostatnim biegu i przepuściłem własnym błędem Janusza – przyznał Lebiediew.
Poczucie niedosytu potęguje sytuacja z 10. wyścigu. W bardzo ważnej gonitwie jadący z młodzieżowcem Andrzej Lebiediew wiózł do mety pewną trójkę, która podtrzymałaby remis. Na wejściu w ostatni wiraż motocykl lidera Wilków odmówił posłuszeństwa, a przyczyna była niecodzienna i wręcz kuriozalna. – Nietypowa sytuacja i po prostu pech. W zbiorniku skończyło się paliwo. Nie wiem, jak to wytłumaczyć i dlaczego to się stało, ale się stało – wyjaśniał 28-latek.
Powody do optymizmu
Mimo pechowej klęski zawodnicy z Krosna mają powody do optymizmu. Beniaminkowi udało się uciszyć krytyków i pokazać, że będą drużyną, z którą wielu musi się liczyć. – Nie będziemy chłopcem do bicia. Mam nadzieję, że ten początek da naszej drużynie takiego pozytywnego kopa i z każdym następnym biegiem każdy z nas jeszcze bardziej będzie się rozkręcać – podkreślał kapitan Cellfast Wilków Krosno.
Jak na lidera zespołu przystało, Łotysz zwrócił się także do kibiców. Leszno i Krosno dzieli grubo ponad 500 kilometrów, a mimo to w pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych na trybunach pojawiła się grupa kibiców z Podkarpacia. – Czapki z głów przed tymi ludźmi. Widać, że głód żużla na wysokim poziomie jest w tym mieście olbrzymi. Dziękuję za doping i za ich czas, bo przyjechali w taki wyjątkowy dzień dla katolików w Polsce. Byli naszym dziewiątym zawodnikiem – zakończył Andrzej Lebiediew.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!