Andrzej Lebiediew ostatniego sezonu nie może zaliczyć do udanych. Stracił koronę mistrza Europy, a także miejsce w składzie ekstraligowej Sparty Wrocław. Lecz jak przystało na prawdziwego żużlowca, łotewski chłopak o polsko brzmiącym imieniu nie zamierza odpuszczać.
Udało nam się porozmawiać z nim o powrocie do macierzystego klubu, planach podboju żużlowego świata i o tym, co zrobiłby, gdyby jego córka… postanowiła zostać żużlowcem.
Joanna Krystyna Radosz, speedwaynews.pl: – Kiedy pierwszy raz pomyślałeś o powrocie do Lokomotivu Daugavpils
Andrzej Lebiediew: – Nie wiem. Może zabrzmi to niewłaściwie, ale cały czas myślałem i pracowałem po to, żeby jak się da najdłużej przebywać w Ekstralidze, czyli poza Lokomotivem, ale ostatni sezon nie był dla mnie zbyt udany. Właściwie wyszedł mi tylko jego początek. Taki jest jednak sport – byłem zbyt słaby, więc straciłem miejsce w składzie Sparty Wrocław.
– Jak oceniasz te dwa lata spędzone poza Lokomotivem?
– Pierwszy rok oceniam jak najbardziej pozytywnie. Jeździłem w bardzo profesjonalnym klubie, gdzie liczy się każdy detal, gdzie jest tylko jeden cel: zwycięstwo. Bardzo mi się to podobało. Wiele się nauczyłem i chociaż może sezon 2018 nie był najlepszy, to czuję, że ja sam stałem się i tak lepszym zawodnikiem. Planuję wrócić do Ekstraligi i pokazać, na co naprawdę mnie stać. Natomiast w Rybniku podobało mi się wszystko. To klub z wielkimi tradycjami, wspaniałym zarządem i niesamowitą atmosferą na trybunach.
– Ale jednak wróciłeś na ojczystą ziemię. Co takiego jest w Lokomotivie Daugavpils, że chcesz tam wracać? W czym tkwi sekret Lokomotivu, który pokochali żużlowcy i kibice nie tylko z Łotwy?
– Myślę, że największą siłą Lokomotivu jest zrozumienie tego sportu i pełny spokój, bez zbędnego stresu. Z pewnością wszyscy widzą, że w klubie pracują wspaniali profesjonaliści, którzy całym sercem kochają ten sport.
– Co w takim razie można zrobić, żeby Lokomotiv awansował do Ekstraligi? I czy on tego w ogóle potrzebuje?
– Myślę, że to pytanie pod inny adres. Ja sam uważam, że z jednej strony to dobrze, że jeździmy w pierwszej lidze, to pozytywne dla klubu i jego rozwoju, ale z drugiej: Lokomotiv został potraktowany bardzo niesprawiedliwie. Dwukrotnie w sportowej walce zdobyliśmy prawo awansu do Ekstraligi. Ale niech to pozostanie na sumieniu włodarzy Ekstraligi. Może w końcu uda nam się osiągnąć kompromis i władze ligi zrozumieją, że potrzebują nas tak samo jak my ich.
– Oby. A poza Lokomotivem – jakie perspektywy rozwoju ma żużel na Łotwie?
– Trudno powiedzieć. Na pewno pojawił się drugi tor, w Rydze. Jest tam też bezpłatna szkółka, podobnie jak w Daugavpils. Młodzi chłopcy uczą się tam tego sportu. Wydaje mi się, że w tym momencie władze łotewskiego żużla robią wszystko, co tylko mogą, żeby rozwinąć naszą dyscyplinę na Łotwie. Reszta należy do nas – zawodników. Musimy osiągać jak najlepsze wyniki i przywozić medale dla naszego kraju, tak żeby wszyscy usłyszeli, czym jest żużel.
– Jeden medal, i to z najcenniejszego kruszcu, już przywiozłeś dla swojego kraju. Zostałeś w końcu Indywidualnym Mistrzem Europy 2017. A jakie masz teraz plany: kolejny tytuł na Starym Kontynencie czy raczej walka o stałe miejsce w cyklu Grand Prix?
– W przyszłym roku koniecznie pojadę we wszystkich eliminacjach, ale w pierwszej kolejności chciałbym zakwalifikować się do finałów SEC i znowu powalczyć o koronę najlepszego zawodnika w Europie. Chcę powtórzyć osiągnięcie sprzed roku. Nie zamierzam się zatrzymywać na tym, co już osiągnąłem. Oczywiście celuję też w udział w cyklu Grand Prix i dostanie się do stawki najlepszych żużlowców świata. Tym również zamierzam się zająć w kolejnym sezonie.
– Co zamierzasz poprawić względem ostatniego sezonu, a co było dobre?
– Powiem tak: chciałbym poprawić absolutnie wszystko. Wydaje mi się, że w minionym sezonie zrobiłem krok wstecz. Teraz planuję to wszystko jakoś poprawić, żeby w 2019 roku zrobić dla odmiany dwa kroki naprzód.
– Co zatem pomaga rozładować napięcie po zawodach i w ogóle po sezonie?
– Nie mam jakichś szczególnych metod. Nauczyłem się po prostu żyć ze stresem. Żużel to w końcu całe życie i mam ten sport w głowie właściwie bezustannie. Nawet lubię stres. Lubię się ścigać i wygrywać. Niestety czasem zdarza się porażka, ale z drugiej strony – lubię też analizować jej przyczyny. Chyba największą radość sprawia mi, kiedy przeanalizuję słabszy występ, ustalę, jakie błędy popełniłem, i odkrywam, że umiem i mogę je naprawić.
– Rodzina pewnie też pomaga, prawda? Kiedy nie jeździłeś w Lokomotivie, na pewno tęskniłeś za swoją partnerką i córeczką…
– Jasne, zdarzało się, że wyjeżdżałem na długo, ale zawsze starałem się jak najczęściej bywać w domu, więc nie odczuwałem aż tak mocno naszych rozstań. Myślę, że jestem w domu wystarczająco często, żeby powiedzieć, że wszystko było dobrze.
– A gdyby twoja córeczka, jak już dorośnie, uznała, że chce pójść w ślady ojca, jak byś zareagował?
– Nie sądzę, żeby coś takiego przyszło jej do głowy. Moja córka jest najbardziej dziewczęcą ze wszystkich dziewczynek. A nawet gdyby wpadła na to, żeby zostać żużlowcem, wszystko, co dla niej zrobię, to nauczę ją jeździć na motorze. Nie uważam, żeby żużel był odpowiednim sportem dla kobiet, trochę nawet jestem dumny, że jesteśmy aż tak męską dyscypliną, że nie ma żadnych mistrzostw Europy i świata, i w ogóle oficjalnych zawodów dla dziewczyn. Dobrze mi z myślą, że uprawiam sport, który jest zarezerwowany dla facetów.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!