Red Bull podjął decyzję o zastąpieniu Liama Lawsona zaledwie po dwóch wyścigach sezonu 2025. Od GP Japonii jego miejsce zajmie Yuki Tsunoda. Nasza redakcja wydała opinię, co sądzi o tej zmianie.
Red Bull mógł tego uniknąć, gdyby wcześniej wybrał Tsunodę
Wiktoria Żupińska
Red Bull ma problem z drugim miejscem w głównym zespole właściwie od czasu odejścia Daniela Ricciardo po sezonie 2018. Pierre Gasly i Alexander Albon nie poradzili sobie u boku Maxa Verstappena i prawie przypłacili to końcem kariery w Formule 1. Checo Perez wytrzymał najdłużej, bo aż cztery sezony. Był jak dotąd najlepszym 2. kierowcą – do czasu, gdy nawet on przestał radzić sobie z presją.
Christian Horner określa bycie kolegą zespołowym Holendra jako „najtrudniejszą pracę w F1”. Yuki Tsunoda od początku był lepszym i logiczniejszym kandydatem. Nie tylko jest on szybki, ale posiada kilkuletnie doświadczenie Formule 1. Jeżeli Marko i Horner mieli wątpliwości, co do jego ,,siły psychicznej”, wystarczyło go wsadzić od początku sezonu do RB21, aby je rozwiać lub potwierdzić. Jego kontrakt z Red Bullem kończy się pod koniec roku, więc w razie czego mogliby go zmienić bez konsekwencji z Lawsonem, który dostałby dodatkowy czas na szlifowanie umiejętności.
Fot. Oracle Red Bull Racing / Yuki Tsunoda usiadł za kierownicą RB20 w trakcie testów posezonowych w Abu Zabi, 2024
Teraz Marko i Horner stwierdzili, że jednak ich początkowa decyzja była błędem, co mógł przewidzieć każdy, kto racjonalnie potrafił ocenić sytuację. Lepiej późno niż wcale, ale naprawiają problem, który zresztą sami stworzyli.
Yuki otrzymał szansę, którą musi najlepiej wykorzystać, bo rozstrzygnie o jego najbliższej przyszłości w F1. Całkiem dosłownie – wóz albo przewóz. Znakomita okazja, aby się wykazać, bo w najlepszym razie może skończyć jak Gasly/Albon, a w najgorszym jak Perez. Musi od razu zacząć dobrze, a presja jest spora, bo zadebiutuje w barwach Red Bulla w domowym Grand Prix w Japonii.
Liam Lawson będzie mógł odbudować pewność siebie w Racing Bulls. Ich bolid jest łatwiejszy w prowadzeniu i niemal na pewno poradzi sobie lepiej niż z RB21, co sugerował zresztą Max Verstappen. Musi jednak też podreperować swoją reputację.
Jeden wielki chaos. Reakcja była konieczna
Adrian Drozdek
Decyzja o powołaniu Yukiego Tsunody do Red Bulla w takim, a nie innym momencie, może wywoływać kontrowersje. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że Japończyk od dłuższego czasu pracował na taką okazję. Niestety często pomijano go przy obsadzie. O ile w latach 2021-2022 czegoś mu brakowało na tle Pierre’a Gasly’ego, od którego się uczył, to już później nie bał się roli lidera. Mowa tutaj o Scuderii AlphaTauri, a potem o Visa Cash App RB. Od lat mówiło się o agresywnym stylu jazdy i podobnej charakterystyce ustawień w porównaniu do Maxa Verstappena. I być może, gdy to się potwierdzi, otrzymamy duże zaskoczenie. Pewne jest, że Tsunoda będzie miał trudne zadanie, aby wypaść dobrze od razu, już od domowego GP Japonii i zapewne otrzyma kilka rund na adaptację przez brak testów w RB21.
Fot. Visa Cash App Racing Bulls F1 Team / Yuki Tsunoda na Grand Prix Australii
Na pewno zachowanie wobec Liama Lawsona też nie było w porządku. Najpierw brak miejsca dla niego i eksperymenty m.in. z Nyckiem de Vriesem i Danielem Ricciardo, a potem długa pauza od ścigania w 2024 roku. W sumie Nowozelandczyk miał na koncie tylko 11 GP i ani jednego pełnego sezonu, zanim został rzucony na głęboką wodę, do Red Bulla. Oczywiście głupotą byłoby, gdyby sam zainteresowany nie zgodził się na awans. Mimo wszystko wyszło na to, że przed nim sporo nauki. Jeszcze nikt aż tak źle nie wypadł na tle Verstappena. Skoro 2 Grand Prix wystarczyły Christianowi Hornerowi i Helmutowi Marko do bolesnej oceny, to już o czymś świadczy. Niewiele tutaj wnosi tłumaczenie o trudnej charakterystyce RB21, kiedy ten samochód potrafi walczyć o podia.
Honda ma coś do udowodnienia Red Bullowi
Dość głupia była też medialna wymiana zdań, kiedy Lawson nerwowo zareagował na cytowaną wypowiedź Tsunody, który wyraził gotowość na awans. Przecież logiczne jest, że każdy kierowca w padoku na miejscu Japończyka odpowiedziałby podobnie. Tutaj powrót do juniorskich czasów, kiedy czasem Liam pokonał swojego kolegę z rodziny Red Bulla, był też średni. Zwłaszcza gdy odkryte zostaną okresy, kiedy faktycznie razem znajdowali się na torze. Wówczas bilans jest na korzyść Samuraja!
Oczywiście Max Verstappen stanął za swoim zespołowym kolegą. Wcześniej to samo robił przy okazji startów z Sergio Perezem. 4-krotny mistrz świata zdaje sobie sprawę z trudności Red Bulla, które od zeszłego roku jedynie rosną. Sam czuje, że nie idzie to w dobrym kierunku. Niektóre media donosiły nawet o słowach pożegnania z ust Holendra w kierunku kierownictwa stajni z Milton Keynes. Gdyby doszło do scenariusza, w którym to 27-latek odchodzi z zespołu, to Czerwone Byki mają spory problem. W końcu od lat wszystko starali się budować wokół jednego lidera.
Czas pokaże, co się wydarzy. Według “The Race” za Tsunodą stała Honda. Mimo że Red Bull miał ich nie słuchać z racji pójścia inną drogą w 2026 roku, nastąpiła zmiana. Dlaczego? Tutaj miałbym ciekawą teorię. Otóż od czasu do czasu dochodzą słuchy, że wspólna jednostka napędowa Red Bulla i Forda ma okazać się niewypałem. Wówczas znów ratować mogą ich Japończycy, którzy będą mieli tylko jednego klienta w postaci Astona Martina. Dodatkowo zrobią wszystko, aby mieć u siebie Verstappena jak najdłużej, a ten przy jednym gorszym sezonie, nie będzie zwlekał, gdy otrzyma ciekawe oferty. Poza Toto Wolffem i Mercedesem chrapkę na jego talent mogą mieć McLaren i Zak Brown. Oczywiście ten drugi scenariusz będzie bardziej prawdopodobny, gdy Norris i Piastri nie wykorzystają szans na mistrzostwo.
Na pewno kolejny kontrowersyjny ruch Red Bull Racing to nie jest jedyna rzecz, która nas czeka jeszcze w tym roku.
Red Bull ma niewiele do zyskania, a sporo do stracenia
Wiktor Żuchowski
Liam Lawson w Red Bullu absolutnie sobie nie radził i nie da się bronić jego wyników. Jednak wyrzucenie Nowozelandczyka po zaledwie dwóch rundach jest po prostu niesmaczne. Tym bardziej, tuż przed wyścigiem na znanym Lawsonowi torze Suzuka, gdzie jeździł nie tylko w 2023 roku podczas GP Japonii, ale także w Super Formule. Oczywiście, z marketingowego punktu widzenia japoński kierowca debiutujący w Red Bullu na japońskim torze wygląda świetnie. Pytanie brzmi, czy ta decyzja obroni się na torze?
Moim zdaniem może być z tym problem. Wydaje mi się, że obecnie zrobienie dobrego wyniku w Red Bullu, nie mając żadnego doświadczenia w ich bolidzie, to misja z gatunku “mission impossible”. Szczególnie, jeśli sam Max Verstappen mówi o tym, jak specyficzna i trudna jest konstrukcja RB21. Tsunoda może sporo zyskać, jeśli poradzi sobie przyzwoicie w głównej ekipie. Jednak, jeśli jego wysoka forma z początku sezonu spadnie, to ma jeszcze więcej do stracenia.
Paradoksalnie, scenariusz w którym Tsunoda nie poradzi sobie lepiej niż Lawson, stworzy największy problem nie Japończykowi, a Red Bullowi. Potwierdzałoby to bowiem tezę, że RB21 może dobrze funkcjonować jedynie w rękach Maxa Verstappena. A jeśli Nowozelandczyk odżyje w Racing Bulls, to nie tylko może naprawić nadszarpniętą reputację, ale też przyprawić Helmuta Marko i Christiana Hornera o ból głowy.
Dlatego uważam, że tak szybkie pozbycie się Lawsona z głównego zespołu zrobi więcej szkód, niż pożytku. Wydaje się to być decyzja nieco zbyt wczesna i pochopna, a oliwy do ognia dodaje fakt, że przeciwnikiem wymiany kierowców jest Max Verstappen. Rosnąca frustracją 4-krotnego mistrza świata i potencjalne problemy stajni z Milton Keynes w kontekście zmian regulaminowych na sezon 2026, mogą doprowadzić do odejścia Holendra. A to dla Red Bulla byłby najczarniejszy możliwy scenariusz.
Można powiedzieć, że Japończycy dopięli swego
Adrian Januszkiewicz
Pewnym schematem, który co jakiś czas wracał jak bumerang w Formule 1 było to, że Honda chciała mieć Japończyka w zespole, dla którego produkowała silniki. W roku 1987 był to Satoru Nakajima w Lotusie, później mieliśmy Takumę Sato, najpierw w Jordanie, potem w BAR i w końcu w Super Aguri. Kolejnym na tej liście jest Yuki Tsunoda.
Dotychczasowy kierowca zespołu z Faenzy w seriach juniorskich imponował tempem i czasami zrównoważoną brawurą, które zapewniły mu fotel w F1. Wydawało się kwestią czasu, kiedy trafi do Milton Keynes. Choć decyzja mogła zapaść jeszcze przed startem sezonu, to stało się to dopiero teraz. Dlaczego?
Fot. F1 / Liam Lawson
Przez ostatnie lata drabinka do głównego zespołu Red Bulla stała się bardzo nieoczywista. Pierwotnie zakładano, że zespół powstały na zgliszczach Minardi, najpierw jako Scuderia Toro Rosso, potem AlphaTauri, a teraz jako Racing Bulls, będzie swoistą poczekalnią przed awansem do austriackiego “starszego brata”. To się jednak nie ziściło. Lista wychowanków programu Red Bulla, którzy nie weszli do obecnego Racing Bulls, a co dopiero do głównego zespołu jest bardzo długa. Niektórzy się odnaleźli w innych seriach wyścigowych, inni zakończyli karierę.
Liam Lawson miał bardzo krętą ścieżkę, aby w końcu w ogóle trafić do F1. Gotowy był już właściwie w 2023 roku, ale wszystkie miejsca były zajęte, więc przekierowano go do “poczekalni”. Szanse na występy dały mu dopiero zastępstwa za Daniela Ricciardo w sezonach 2023 i 2024.
Nowozelandczyk pokazał, że przy odpowiednio ustawionym bolidzie może dowozić niezłe rezultaty, bo zastępując Ricciardo jakieś punkty dowoził. Teraz, gdy wszedł do głównego zespołu Red Bulla, wyglądał jakby z dnia na dzień stracił swoją szybkość i zadziorność.
Lawson rzucony na głęboką wodę
Kiwi, mimo wszystko, nie ma jeszcze na koncie pełnego sezonu w F1. Mimo to został rzucony na głęboką wodę, żeby dowozić przyzwoite rezultaty u boku Maxa Verstappena. To wysoko zawieszona poprzeczka, co udowodnili jego bardziej doświadczeni poprzednicy. RB21 jest trudny do opanowania dla samego Holendra, a co dopiero dla właściwie debiutanta, który raczej ustępuje talentem bardziej utytułowanemu koledze. Niestety dobitnie zweryfikowały to weekendy w Melbourne i Szanghaju.
Tsunoda już pod koniec ubiegłego sezonu wyrażał pełną gotowość do zajęcia drugiego fotela w Red Bullu i był bardzo rozczarowany, gdy to nie on został wybrany. Trudno mu się dziwić. Kierowca z Sagamihary jedzie w F1 już piąty rok i od debiutu się rozwinął. Z początku musiał nauczyć się panować nad językiem, a potem zbalansować agresywny styl jazdy, żeby dowozić jak najwięcej punktów. W ostatnim czasie dało się zauważyć postęp.
Chociaż weekendy na GP Australii i GP Chin nie były idealne, to Japończyk pokazał, że może regularnie punktować, a także przebijać się na wyższe pozycje nie popełniając prostych błędów. Teraz ma szansę pokazać to Hornerowi i Marko. Czy da radę? Wstępną odpowiedź dostaniemy niebawem na Suzuce, domowym torze Hondy. Jeśli i tym razem dobór partnera dla Verstappena okaże się fiaskiem, to trudno wróżyć dobrą przyszłość dla Red Bull Racing. Być może jesteśmy świadkami rewolucji w jednym z najbardziej utytułowanych zespołów F1 w XXI wieku.
Red Bull sam na sobie ukręcił bat
Igor Długosz
Od jakiegoś czasu zarząd Red Bulla wydaje się działać nielogicznie. Mimo słabego początku sezonu 2024, kontrakt Sergio Pereza został bezsensownie przedłużony. Nie trzeba było być jasnowidzem, aby przewidzieć, że Meksykanin swoją formę utrzyma. Red Bull mógł z łatwością oszczędzić miliony dolarów w zamian wydane na odwołanie kontraktu Pereza.
Podejmując ostatecznie słuszną – choć mocno spóźnioną – decyzję o “Checo”, Red Bull popełnił kolejny błąd. Na partnera Maxa Verstappena, jednego z najlepszych kierowców w historii F1, w najtrudniejszym do okiełznania bolidzie w stawce… wybrano debiutanta. Liam Lawson, z zaledwie jedenastoma Grand Prix doświadczenia, od samego początku był skazany na porażkę w Red Bullu.
Co prawda, jak chyba każdy, nie spodziewałem się aż tak słabych osiągów Nowozelandczyka. Weźmy jednak pod uwagę, że jego jedyne dwa weekendy w Red Bullu zawierały deszczowe GP oraz weekend ze sprintem. To nie jest w żadnym stopniu rzetelna próbka osiągów. Jeżeli zespół już decyduje się na ryzykowne zatrudnienie debiutanta, to powinien mu zaufać i dać czas. Lawson powinien przynajmniej wystąpić w Japonii oraz Bahrajnie na dobrze znanych mu torach. Jeżeli znajomość tych obiektów w żadnym stopniu nie poprawiłaby jego rezultatów, to Red Bull faktycznie miałby racjonalny powód do zwolnienia Liama. Po zaledwie dwóch wyścigach, ich decyzja wygląda wręcz niedorzecznie.
W przeciwieństwie do Pereza, który dołączył do RBR jako weteran i przez pierwsze dwa lata w ekipie radził sobie dobrze, nie powinniśmy ubolewać nad Lawsonem. Oczekiwania wobec kierowców o tak różnych poziomach doświadczenia muszą być inne. Spadek osiągów Pereza wyglądał na naturalną utratę formy wraz z wiekiem. W przypadku Lawsona niemożliwe jest, aby nagle stracił wszystkie swoje umiejętności w momencie transferu do “lepszego” zespołu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę jego bardzo udaną karierę juniorską i porównywalne osiągi z Tsunodą w AlphaTauri/Racing Bulls. Całym sercem wierzę, że Liam za niedługo wróci do starej formy za kierownicą VCARB 02.
Tsunoda pokaże nam prawdę
Jako bardziej pewny, doświadczony zawodnik, Yuki powinien był znaleźć się w RB21 od początku sezonu. Japończyk przedstawi nam teraz prawdziwą skalę problemów Red Bulla. Jeżeli poradzi sobie znacznie lepiej od Lawsona i Pereza, to Czerwone Byki w końcu będą miały swojego wybawcę. Będzie to też wielki atut do umiejętności jazdy Tsunody, jeżeli opanuje tak trudny samochód. Moim zdaniem, dużo bardziej prawdopodobny jest niestety scenariusz, w którym zawiedzie. Osobiście lubię Yukiego, lecz życzę tej porażki Red Bullowi, który dokładnie na to zasłużył.
Fot. F1 / Yuki Tsunoda w trakcie ubiegłorocznych testów posezonowych w Abu Zabi
Jeżeli Tsunoda się nie spisze, zespół z Milton Keynes dosłownie nie będzie już miał innych opcji na drugi fotel. Oczywiście poza dalszym przepalaniem juniorów aż do skutku. Będzie to bardzo dobra lekcja dla zespołu, który od dawna lekceważy problemy z samochodem. Honda w MotoGP pokazała nam, czym skutkuje budowanie maszyny pod swoją gwiazdę, która dysponuje wyjątkowo agresywnym stylem jazdy. W 2025 roku Marc Marquez całkowicie dominuje mistrzostwa na motocyklach Ducati. Za to HRC dopiero co zaczyna się odbudowywać po latach koszmarnych porażek. Aktualnie, przez te wszystkie nierozsądne decyzje, Red Bull zmierza w dokładnie tym samym kierunku. Wydaje się, że ich ostatecznym gwoździem do trumny prędzej czy później będzie odejście Maxa Verstappena.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!