Dnia 20 marca 2025 roku w wieku 76 lat odszedł Eddie Jordan - założyciel i szef zespołu Jordan Grand Prix. Historia tej ekipy była niesamowita, czego idealnym przykładem jest GP Brazylii 2003 - ich ostatnie zwycięstwo w Formule 1.
Krótko o samym irlandzkim zespole F1
Założony w 1991 roku przez już śp. Eddiego Jordana zespół Jordan Grand Prix w Formule 1 wystartował 250 razy. Wygrał czterokrotnie. Pierwszy raz dla zespołu z Silverstone triumfował Damon Hill. Potem dwukrotnie ten wyczyn powtórzył Heinz-Harald Frentzen. Zaś czwarta wygrana miała miejsce niespodziewanie, podczas GP Brazylii 2003 – za sprawą Giancarlo Fisichelli. Był to rocznicowy, dwusetny wyścig w historii Jordan GP, a scenariusz rywalizacji na Interlagos był tak niezwykły, że nie powstydziłby się go żaden hollywoodzki reżyser.
GP Brazylii 2003. Wyboisty tor i dziwaczne zasady
Trzeba przyznać, że już atmosfera wokół GP Brazylii 2003 zapowiadała chaos. Po pierwszy, tor Interlagos był wówczas niesławny z wybojów, nierówności, a problemy sprawiała często wymieniana nawierzchnia toru. Oliwy do ognia dodał fakt nowej zasady wprowadzonej przez FIA. Zgodnie z nią, dostawcy opon mogli być zaopatrzeni tylko w jeden rodzaj opon deszczowych w danym weekend. Zarówno Bridgestone, jak i Michelin, wzięły ze sobą opony przejściowe, ze względu na to, że te radziły sobie lepiej w zróżnicowanych warunkach oraz na przesychającym torze.
Warto dodać, że GP Brazylii 2003 było ostatnim wyścigiem F1 na Interlagos rozgrywanym wiosną. Była to trzecia runda sezonu. Dwie poprzednie – GP Australii i GP Malezji – wygrywali kierowcy McLarena – David Coulthard i Kimi Raikonnen. Ich triumfy były o tyle niespodziewane, że ekipa z Woking nie przywiozła na początek roku nowego auta. Zamiast tego, w oczekiwaniu na rozwój MP4-18, rywalizowali oni modelem z sezonu 2002.
Pierwsze sesje, pierwsze problemy
Przed weekendem wyścigowym zapowiadano opady i prognozy te sprawdziły się już w pierwszej oficjalnej sesji treningowej. Tę, rozgrywaną w strugach deszczu, wygrał Michael Schumacher, który miał nadzieję odbić się po nieudanym starcie sezonu. Pierwszą poważną kraksę weekendu zaliczył Antonio Pizzonia w Jaguarze, rozbijając bolid w trzecim zakręcie. Właśnie to miejsce w dalszej części weekendu okazało się największą zmorą kierowców.
Następną sesją była pierwsza część kwalifikacji. W tamtym czasie, czasówka była podzielona bowiem na dwie części. Pierwsza z nich, rozgrywana w piątek, decydowała o kolejności wyjeżdżania w sesji sobotniej. Najszybszy kierowca piątkowych kwalifikacji miał przywilej startować ostatni w sobotę (w tamtym czasie podczas kwalifikacji kierowcy wyjeżdżali na tor pojedynczo).
Z racji na nieustające opady, przewodniczący GPDA (Stowarzyszenie Kierowców Grand Prix) David Coulthard, popierany przez większą część kierowców, napisał petycję do FIA o odwołanie sesji. Jednak została ona odrzucona, a kierowcy ruszyli na tor. Mimo trudnych warunków tylko jeden kierowca – Jenson Button – rozbił swój bolid w piątkowych kwalifikacjach. Najszybszy, niespodziewanie, okazał się jeżdżący w Jaguarze Mark Webber, który pokonał Rubensa Barrichello z Ferrari, oraz dwójkę kierowców McLarena, Kimiego Raikkonenem i Davida Coultharda.
Sobotnie sesje, czyli cisza przed burzą
Po deszczowym piątku, w sobotę nad Sao Paolo wyszło słońce. To oczywiście spowodowało, że pozostałe sesje treningowe, oraz druga sesja kwalifikacyjna, były dużo spokojniejsze. Drugi trening zwyciężył Rubens Barrichello, a w trzecim najszybszy okazał się Olivier Panis w Toyocie. Obie sesje kierowcy przejechali stosunkowo bezproblemowo. Po 15-minutowej rozgrzewce ruszyło Q2, które decydowało o ustawieniu na polach startowych. Kierowcy w tamtym czasie sobotnią czasówkę przejeżdżali na wyścigowym paliwie, ponieważ zakazane było tankowanie między kwalifikacjami, a wyścigiem. Ku uciesze publiki, Pole Position zgarnął Rubens Barrichello. Po raz pierwszy od 1994 roku, gdy czasówkę wygrał Ayrton Senna, publiczność na Interlagos świętowała wygraną Brazylijczyka w kwalifikacjach. Za kierowcą Ferrari uplasował się David Coulthard, a trzecie miejsce zajął Mark Webber, który w Jaguarze zaliczał zaskakująco udany weekend. Lider klasyfikacji generalnej – Kimi Raikkonen – był czwarty. Późniejszy bohater wyścigu, Giancarlo Fisichella w Jordanie, zajął ósme miejsce.
GP Brazylii 2003. Początek wyścigu
Po pogodnej sobocie, w dzień wyścigu nad tor powróciły ciemne chmury. Ulewa, która miała miejsce tuż przed startem, była na tyle mocna, że start wyścigu został opóźniony o 15 minut. Kierowcy ruszyli za samochodem bezpieczeństwa, który prowadził stawkę przez pierwsze 8 okrążeń. Gdy zapadła decyzja o końcu neutralizacji, Giancarlo Fisichella momentalnie zjechał do pit stopu, aby dolać paliwa. Ta zagrywka strategiczna Jordana okazała się kluczowa dla późniejszych losów wyścigu.
Tymczasem z przodu lotny start fatalnie rozegrał Barrichello, który momentalnie stracił prowadzenie na rzecz Coultharda. Ten także nie nacieszył się prowadzeniem zbyt długo. Kimi Raikkonen najpierw uporał się z Barrichello, a chwilę później dopadł także Szkota i zabrał zespołowemu partnerowi pozycję lidera. GP Brazylii miało już trzeciego lidera, po zaledwie czterech okrążeniach ścigania. Tor zaczynał przesychać, a stawka wciąż się tasowała. W międzyczasie wyścig przedwcześnie zakończył Justin Wilson w Minardi. Brytyjczyk został pierwszą z wielu ofiar trzeciego zakrętu. W innym miejscu z wyścigiem pożegnał się reprezentujący Jordana Ralph Firman. Niewiele zabrakło a przy okazji zabrałby ze sobą kolegę z zespołu. Jednak po awarii zawieszenia na prostej startowej szczęśliwie minął Giancarlo Fisichellę. Szczęścia nie miał za to Olivier Panis. Bolid Jordana wpakował się w jego Toyotę w pierwszym zakręcie i obaj kierowcy zakończyli swój udział w wyścigu.
Chaos w trzecim zakręcie
Na torze oczywiście pojawił się samochód bezpieczeństwa. Większość kierowców wykorzystała neutralizację i zjechała do pit stopu. Wśród tych, którzy nie pojawili się u mechaników był Kimi Raikkonen, który przewodził stawce po restarcie. Gdy wydawało się, że wyścig się uspokaja, na 25. okrążeniu kolejne żniwa zebrał trzeci zakręt toru Interlagos. W osobnych incydentach zaraz po sobie rozbili się Antonio Pizzonia i Juan Pablo Montoya. Do pechowców chwilę później dołączył Michael Schumacher. Wtedy ponownie musiał zainterweniować samochód bezpieczeństwa.
Fot. X / „Cmentarzysko” bolidów za trzecim zakrętem, a w tle pędzący po wygraną Giancarlo Fisichella
Dlaczego kierowcy wypadali właśnie w Curva do Sol? Podczas gdy reszta toru była już prawie przeschnięta, wzdłuż tego miejsca pozostał strumień wody. Spowodował on tzw. aquaplaning, czyli pojawienie się warstwy wody między oponą a nawierzchnią, która powoduje natychmiastową utratę przyczepności. Najpierw Wilson, a potem Pizzonia, Montoya i Michael Schumacher zostali ofiarami tego zjawiska i pechowo odpadli z wyścigu.
Koszmar Rubensa Barrichello
Na 29. okrążeniu doszło do kolejnego restartu. W międzyczasie do boksu zjechał Kimi Raikkonen, przez co wypadł z czołowej ósemki. Na 32. okrążeniu Jenson Button dołączył do kierowców, którzy wypadli z wyścigu w Curva do Sol. Na torze zostało już zaledwie 11 bolidów, a nie minęła nawet połowa zaplanowanych okrążeń! Po wypadku Buttona i kolejnej, już czwartej, neutralizacji, sytuacja nieco się uspokoiła. Kimi Raikkonen nadrabiał pozycje i szybko przebił się na trzecie miejsce. Na 45. okrążeniu po raz kolejny zmienił się lider wyścigu. Rubens Barrichello wykorzystał błąd Coultharda w pierwszym zakręcie i awansował na prowadzenie. Brazylijczyk nie cieszył się nim zbyt długo i już dwa okrążenia później zatrzymał się na poboczu. Powodem okazał się błąd komputera, który źle przeliczał zużycie paliwa, przez co Ferrari pozostało na torze z pustym bakiem. Dla Barrichello było to dziewiąte domowe Grand Prix z rzędu, w którym nie ujrzał flagi w szachownicę.
GP Brazylii 2003. Dramatyczna kraksa w końcówce wyścigu
Odpadnięcie Barrichello oznaczało, że liderem znów został David Coulthard. Szkot jednak musiał zjechać do pit stopu i jego pozycję przejął Kimi Raikkonen. Za nim, dzięki świetnej strategii pit stopów i bezbłędnej jeździe, jechał Giancarlo Fisichella. Nie był to koniec popisu kierowcy Jordana. Na 54. okrążeniu objął on prowadzenie, gdy Raikkonen popełnił błąd i wyjechał szeroko w jedenastym zakręcie. Okrążenie po zmianie lidera doszło do kolejnej kraksy, która zmieniła oblicze wyścigu. Mark Webber, próbując schłodzić opony, zjechał na mokrą część toru w szybkim, trzecim sektorze. Obrócił się, z ogromnym impetem uderzył w bandy i pozostawił na torze sporo części. W tym trzy opony. Na tor oczywiście wyjechał samochód bezpieczeństwa. Fisichella i Raikkonen wykorzystali sytuację, by zjechać do boksu. Trzeci był Alonso, który też planował to zrobić, jednak pochłonięty rozmową na radiu nie zwrócił uwagi na podwójne żółte flagi. To skończyło się kolejną przerażającą kraksą.
Kierowca Renault najechał na jedną ze wspomnianych opon, pozostawionych przez Jaguara. Hiszpan był już jedynie pasażerem, gdy jego bolid uderzył najpierw w oponową bandę po prawej stronie toru, a potem zatrzymał się na betonowej ścianie z drugiej strony. Mimo potężnej kraksy Alonso, chociaż z ogromnym trudem, wyszedł z bolidu o własnych siłach. Wyścig został przerwany czerwoną flagą. Kierowcy zjechali do boksów, a bolid Jordana, zaraz po pojawieniu się w alei serwisowej, stanął w płomieniach. Tak, gdyby ktoś jeszcze narzekał na brak dziwnych zdarzeń w tym chaotycznym wyścigu. Fisichella nie specjalnie przejął się małym pożarem i razem z zespołem świętował wygraną. Radość ta okazała się jednak nieco przedwczesna.
Czyli… kto w końcu wygrał?
Cały problem z wyłonieniem zwycięzcy tkwił w tym, że nie było pewności, na którym okrążeniu był liderujący Fisichella w momencie przerwania wyścigu. Według zasad, oficjalnymi wynikami powinna być kolejność z okrążenia na dwa kółka przed wywieszeniem czerwonej flagi. Najpierw wydawało się, że reprezentant Jordana był wtedy na 56. okrążeniu, co dawałoby mu wygraną. Jednak sędziowie uznali, że w momencie pokazania czerwonej flagi Włoch nie zaczął jeszcze tego okrążenia. W związku z tym, wzięto pod uwagę klasyfikację z kółka numer 53 – ostatniego, na którym liderował Kimi Raikkonen. Fin o tym, że został zwycięzcą wyścigu, dowiedział się podczas ważenia. Zmieszany Fisichella zajął drugie miejsce. Był to jego najlepszy wynik od prawie czterech lat, a także pierwsza zdobycz punktowa w sezonie 2003. Trzecie miejsce zajął Fernando Alonso, który po swoim wypadku został przetransportowany do szpitala, przez co na podium stanęło dwóch kierowców. Jak się później okazało, w niepoprawnej kolejności.
Fot. Formula 1 / Na podium GP Brazylii 2003 stanęło tylko dwóch kierowców… w dodatku w odwrotnej kolejności
Jak doszło do tego, że to jednak nie Raikkonen, a Fisichella, został triumfatorem GP Brazylii 2003? FIA wszczęła dochodzenie w sprawie ewentualnego błędu popełnionego w mierzeniu czasu wyścigu. Pięć dni po GP Brazylii, 11 kwietnia 2003 roku, decyzją sądu w Paryżu, wynikami Grand Prix zostały te z końca 54. okrążenia. Zwycięzcą został ogłoszony Giancarlo Fisichella, dla którego było to pierwsze zwycięstwo w Formule 1. Podczas następnego weekendu F1, GP San Marino na torze Imola, Raikkonen przekazał Włochowi puchar za pierwsze miejsce.
Schyłek historii Jordana w Formule 1
Czwarta wygrana Jordan Grand Prix w królowej motosportu okazała się ich ostatnią. W sezonie 2003 irlandzki zespół zapunktował już tylko jeden raz, w GP USA, gdzie Fisichella zajął 7. miejsce. Były to ostatnie tchnienia popularnej wśród kibiców ekipy. Po fatalnych sezonach 2004 i 2005, Eddie Jordan, za kwotę 60 milionów dolarów, sprzedał zespół grupie Midland. Po wielu zmianach właścicielskich w kolejnych latach, na podstawach Jordan Grand Prix opiera się obecnie ekipa Astona Martina. Duch człowieka, który praktycznie od zera stworzył zespół liczący się przez wiele lat w Formule 1, jest więc do dziś żywy, a piękna historia Eddiego Jordana pozostanie z nami na zawsze.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!