Finał Indywidualnych Mistrzostw Europy w klasie 125cc okazał się bardzo szczęśliwy dla reprezentantów Polski. Zza wschodniej granicy, Krzysztof Harendarczyk przywiózł złoty medal, a Krystian Gręda brązowy. Historia tego pierwszego jest o tyle ciekawa, że niewiele zabrakło, aby rybniczanin nie został w ogóle dopuszczony do zawodów. O sytuacji opowiedział nam trener i opiekun polskich mini żużlowców - Paweł Parys.
Komplet dwunastu punktów w fazie zasadniczej, a następnie kolejne "trójki" w półfinale i finale – to dorobek Krzysztofa Harendarczyka – dziesięcioletniego chłopaka reprezentującego na co dzień MKMŻ Rybki Rybnik. Wszyscy już wiedzą, że nasz reprezentant odniósł w ukraińskim Równem swój życiowy sukces, mało kto jednak wie, że niewiele zabrakło, aby stracił na niego szansę, jeszcze przed rozpoczęciem zawodów. Podczas oficjalnego treningu w przeddzień finału, okazało się że maszyny młodziana nie pracują tak jak należy. Sędzia w pewnym momencie stracił już cierpliwość i zagroził, że jak sytuacja nie ulegnie zmianie, nie zostanie dopuszczony do jazdy w turnieju. Powód całego zamieszania był ostatecznie dość błahy. O sytuacji opowiada nam Paweł Parys:
– Podczas pierwszego dnia treningowego, Krzysiu Harendarczyk – najmłodszy z naszych reprezentantów – nie wyjechał do próbnych jazd, gdyż zgasł mu motocykl. Tata od razu wyskoczył do niego, by pomóc mu odpalić maszynę, lecz od razu dostał reprymendę od arbitra, gdyż nie można tak robić podczas oficjalnego treningu. Podczas drugiego wyjazdu na tor, udało się zaliczyć tylko jeden start, a później motocykl znów odmówił posłuszeństwa i zgasł. Sędzia zszedł z wieżyczki i przekazał informację, że jeżeli Krzysiu nie odjedzie podczas tego treningu pełnych dwóch okrążeń, to nie zostanie dopuszczony do zawodów i wystartuje za niego rezerwowy, by – jak powiedział – „nie obniżać poziomu turnieju”. Wyjechał więc do trzeciego startu. Ja wtedy tłumaczyłem, żeby na spokojnie przejechać ten wyścig do mety, tak aby bez problemu dojechać do końca. Szczęśliwie udało ukończyć bieg. Po treningu wszyscy poszli już na kolację i na basen, by odprężyć się przed czekającymi następnego dnia zawodami. Tymczasem ojciec Krzysia wraz z nim wzięli te motocykle i zaczęli robić wszystko, by dowiedzieć się, co jest nie tak, że nie pracują jak należy. Siedzieli nad tym pod hotelem do późnych godzin nocnych. Nawet okoliczni tirowcy dziwili się, o co chodzi, że w środku nocy ktoś ujeżdża motocykl na drodze szutrowej. Koniec końców okazało się, że problemem było paliwo. Metanol okazał się z jakiejś felernej partii. Później udało się pożyczyć paliwo od kogoś innego. Przed zawodami, tata Krzysia śmiał się, że nieudany trening to tylko taka „zasłona dymna”, aby nie pokazać prawdziwych możliwości przed zawodami (śmiech). Ale okazało się, że Krzysztof rzeczywiście wywalczył komplet osiemnastu punktów i nie został pokonany w żadnym biegu.
Krzysiu Harendarczyk podczas walki na torze w Równem
Jak wspominał Paweł Parys w wywiadzie dla naszego portalu dostępnym TUTAJ, Krzysztof Harendarczyk po odniesieniu sukcesu musiał się zmierzyć również z wyzwaniem, jakie czeka zwykle największe gwiazdy speedwaya. W kolejce po jego autografy i zdjęcia ustawiły się całe rzesze ukraińskich kibiców. Zapytaliśmy więc sobotniego triumfatora o odczucia, jakie towarzyszyły mu w tym wyjątkowym momencie. – Jeszcze to do mnie nawet nie dotarło, że jestem mistrzem Europy – mówi nam Krzysiu. – Całe zawody były fantastyczne, w świetnej atmosferze. Jeszcze nigdy na moich zawodach nie widziałem aż tylu kibiców – przyznaje.
Zawodnik rybnickich Rybek dodał również, że to był jego kompletny debiut, jeśli chodzi o tak duży owal. – Jeszcze na tak długim torze nie miałem przyjemności do tej pory się ścigać. Miesiąc temu miałem tylko okazję do odbycia jednego treningu na rybnickim ROWie. W piątkowym treningu przed zawodami w Równem nie miałem zbyt wiele okazji, by zapoznać się z nawierzchnią – przyznaje, nawiązując do opowieści Pawła Parysa.
Poprosiliśmy nowego czempiona Starego Kontynentu, by przedstawił się w dwóch zdaniach i opowiedział, jak rozpoczęła się jego przygoda z czarnym sportem. – To dopiero mój trzeci sezon. Licencję na starty w oficjalnych zawodach zdałem w maju bieżącego roku, rok temu nie pozwalał mi jeszcze na to mój wiek. Musiałem czekać na ukończenie dziesiątych urodzin. Pierwszy motocykl kupił mi mój tata, kiedy miałem dopiero trzy lata. Od tego momentu nieprzerwanie cały czas jeżdżę. Cały czas pilnie trenujemy. Kontakt z motocyklami ma również moja mama i młodsza siostra. Dodatkowo do tego dochodzi jazda na crossie. Moim idolem w świecie żużla jest Bartosz Zmarzlik – opowiada Krzysztof. – Sezon się jeszcze nie skończył, ale mam ambicję żeby zostać mistrzem Polski drużynowym, jak i indywidualnym – dodaje na zakończenie.
Krzysztof Harendarczyk w rówieńskim parku maszyn
Źródło: inf. własna
Zwrot za pierwszy zakład do 110 PLN z kodem SPEEDWAYNEWS -> sprawdź szczegóły!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!