Zapraszamy na rozmowę z Mateuszem Bartkowiakiem, nadzieją gorzowskiej Stali. W pierwszej części skupiliśmy się m.in. na początkach jego startów po zdaniu egzaminu na licencję oraz na zdobyciu przez niego tytułu wicemistrza świata w klasie 250 cc.
Stanisław Wrona, speedwaynews.pl: Egzamin na licencję zdałeś 30 marca, w Wielki Piątek w Grudziądzu. Jak wspominasz to wydarzenie? Czy bardzo się denerwowałeś, czy poszło gładko? Byłeś chyba najmłodszym zawodnikiem, ponieważ 15 lat skończyłeś w lutym.
Mateusz Bartkowiak, zawodnik Cash Broker Stali Gorzów: – Szczerze mówiąc, przed egzaminem w Grudziądzu czułem delikatny „stresik”. Tak naprawdę był to pierwszy taki poważny sprawdzian na „dużym” żużlu. Najważniejsze, że zdałem. Był to pierwszy egzamin na licencję w roku, dzięki czemu nie ominęła mnie spora liczba zawodów.
W egzaminie najpierw jest przejazd indywidualny, a następnie w czwórkę spod taśmy. Pamiętasz z kim wtedy startowałeś?
– Pamiętam, że startowałem z Mateuszem Cierniakiem, Denisem Zielińskim i Filipem Nizgorskim. Cała nasza czwórka zdała, nie było z tym problemów.
Pierwszy występ to 25 kwietnia i 1. runda Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Wielkopolski w Zielonej Górze. Były to zawody juniorskie, ale czy pojawiła się jakaś trema przed debiutanckim, oficjalnym startem?
– Trema była dosyć spora. W turnieju tym zdobyłem siedem punktów z dwoma bonusami. Pojawił się „stresik”, ponieważ to były moje pierwsze zawody w życiu. Ogólnie jednak pamiętam je całkiem pozytywnie.
Później występy w kolejnych rundach MDMW i następnie Drużynowych Mistrzostw Polski Juniorów. W każdym punktowałeś na dobrym poziomie. Czy któryś pamiętasz szczególnie i czy jakiś tor spodobał Ci się bardziej?
– Wiemy, że z wszystkich zawodów należy wyciągać wnioski. Pamiętam dosyć dobrze każdy występ. Wszystkie na pewno przeanalizowałem. Szczerze mówiąc nie rozpamiętuję każdej imprezy po kolei, ponieważ muszę skupiać się nad tym, co jest przede mną, a nie co już było.
Na przełomie czerwca i lipca wywalczyłeś awanse do finałów – Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych, głównie dzięki Twoim 12 punktom w Poznaniu i Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski, po fenomenalnym występie w Rawiczu, gdzie zdobyłeś 13 „oczek” i zająłeś drugie miejsce. Założenia zostały chyba wykonane w 100%?
– Szczególnie awans do finału Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski był dosyć sporym osiągnięciem. Jadąc na zawody zakładaliśmy, że chcę się fajnie pobawić, pokazać z dobrej strony, nawiązać walkę z pozostałymi juniorami. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że awansuję. Miałem jednak dobry dzień. Dobrze jechałem, nie popełniałem błędów i udało się wywalczyć ten awans.
Tor w Rawiczu będziesz chyba wspominał miło i chętnie na niego wracał?
– Byłem tam wcześniej na treningu, bodajże dwa lata temu. Spasował mi i było ok. Na pewno będę jeździł na kolejne zawody do Rawicza z pozytywnym nastawieniem. Podobnie zresztą jak na wszystkie inne (uśmiech).
Rano po eliminacjach MIMP odbył się półfinał IMŚ w klasie 250cc w Gdańsku, w którym zająłeś drugie miejsce. Czy nie czułeś zmęczenia jadąc zawody w tak krótkim czasie? Dwa dni później wielki sukces i wicemistrzostwo świata w tej klasie, gdzie ustąpiłeś tylko Benowi Ernstowi. Jak pamiętasz tamte dni?
– Tak, to był szalony tydzień, bardzo męczący, na wysokich obrotach. Zaczęło się od wspomnianych eliminacji w Rawiczu, które poszły bardzo fajnie. Szybko po tych zawodach pojechaliśmy prosto do domu, na naszą tzw. „bazę”. Umyliśmy ładnie motory, bo wiadomo, że trzeba się dobrze prezentować. Około pierwszej w nocy wyjechaliśmy do Gdańska i spałem prawie całą podróż. Obudziłem się dopiero na stadionie. To było dosyć spore zmęczenie. Udało mi się jednak zająć drugie miejsce w tym półfinale. Potem był dzień przerwy. Pojechaliśmy następnie do Torunia na finał Indywidualnych Mistrzostw Świata na „dwieście pięćdziesiątkach”. Tam było naprawdę bardzo ciężko. Początek nie napawał optymizmem. Na koncie miałem cztery punkty po pierwszych trzech biegach. Później dopasowaliśmy motor i udało się zdobyć to wicemistrzostwo świata.
Ten dzień przerwy spędziliście w Gdańsku?
– Nie, spędziliśmy go właśnie w domu. Po półfinale wróciliśmy do Drezdenka. Kolejną podróż odbyliśmy do Torunia w piątek rano.
W finale zająłeś wspomniane drugie miejsce. Do półfinału dostałeś się z dziewięcioma punktami. Czego zabrakło w finale, aby jednak pokonać reprezentanta Niemiec?
– Zabrakło doświadczenia na „dwieście pięćdziesiątkach”. Nie jeździłem w tej klasie, nie ścigałem się w niej. Tak naprawdę wcześniej jechałem tylko w Jawa Cup, w 2017 roku w Toruniu. Zdałem licencję na 250cc i później jechałem od razu ten półfinał mistrzostw świata. To na pewno odegrało dużą rolę. Dodatkowo Ben Ernst był bardzo szyki tego dnia.
Jak wyglądają Twoje plany, jeśli chodzi o tę klasę na przyszłość? Coraz częściej bierzesz już jednak udział w zawodach, startując na „pięćsetkach”.
– Myślę, że w 2019 roku ten rozdział będzie raczej całkowicie zamknięty.
Byłeś w składzie na „domowy” finał Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych, 20 lipca w Gorzowie. Ostatecznie nie pojawiłeś się na torze ani razu. Dlaczego tak było i czy żałujesz, że nie wyjechałeś choć raz? Ostatecznie w kolegami zdobyłeś srebrne medale.
– Taka była decyzja trenera. Jej się nie podważa. Nie byłem zły na to, że nie wyjechałem. Chłopakom szło bardzo fajnie – Hubertowi Czerniawskiemu i Rafałowi Karczmarzowi. Nie byłem zły. Cieszę się, że zdobyliśmy wicemistrzostwo Polski w parach.
Była jednak możliwość, że wyjedziesz na tor w trakcie tych zawodów?
– Była taka szansa, żebym wyjechał, ale gdyby chłopakom nie szło. Z racji tego, że oni dobrze jechali tamtego dnia, nie było potrzeby zmiany. Na pewno nie byłem zły z tego powodu.
Na początku sierpnia odbył się finał MIMP w Częstochowie. Byłem na tym turnieju i pamiętam, że zostałeś wykluczony i cztery razy przyjeżdżałeś trzeci. Jak to wspominasz? Byłeś jednym z najmłodszych finalistów MIMP w historii.
– Nie wiem tego, czy byłem najmłodszy w historii. Z tych zawodów na pewno wyciągnąłem dużo nauki. Było to dla mnie przetarcie z najlepszymi juniorami w Polsce – Maksymem Drabikiem, Danielem Kaczmarkiem, Bartoszem Smektałą. Fajnie, że mogłem znaleźć się w tej szesnastce. Zdobyłem dużo doświadczenia.
Nie byłeś jakoś specjalnie „rozczarowany” zdobyciem czterech punktów?
– Był lekki niedosyt. Pokazało to jednak, ile jeszcze mi brakuje do tej krajowej czołówki.
Później zaliczyłeś kolejne dobre występy w DMPJ i były „dwucyfrowe” zdobycze – 9+1 w Zielonej Górze i Wrocławiu oraz dwa w Rybniku – 9 w trzech i 10 w czterech startach. Im dalej w sezon prezentowałeś się chyba coraz lepiej? Czy też tak to odbierasz?
– Również tak to odbieram, ponieważ nabierałem takiej pewności siebie i doświadczenia. Poznawałem różne tory i to mnie rozwijało, jako zawodnika. Cały czas to się dzieje. Tak jak Pan powiedział – im dalej, tym było lepiej.
Na drugą część rozmowy zapraszamy Państwa już w piątek, 21 grudnia. W niej poruszymy temat m.in. końcówki sezonu, srebrnych medali w finale DMPJ oraz porozmawiamy o planach i nadziejach na sezon 2019.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!