Długa przerwa międzysezonowa to idealny czas, by przyjrzeć się młodym i perspektywicznym zawodnikom, którzy lada moment zajmą miejsce w światowej czołówce. „Młodzi i gniewni” to autorski projekt redakcji speedwaynews.pl. W trzecim odcinku zachęcamy do zapoznania się bliżej z Czechem – Janem Kvěchem.
Myślisz czeski speedway – mówisz Vaclav Milik. Zawodnik m.in. Betard Sparty Wrocław to obecnie najbardziej znany reprezentant tego kraju spośród nadal uprawiających ten sport. Po chwili zastanowienia przyjdą Wam na myśl zapewne jeszcze „Pepe” Franc czy Eduard Krcmar i Matej Kus, których mamy szansę oglądać w poszczególnych drużynach w polskich ligach żużlowych. Ci, którzy starają się śledzić wyniki z różnego rodzaju imprez, powoli zaczynają kojarzyć nazwisko Kvěch, ale dla „przeciętnego” fana żużla to wciąż postać anonimowa. Tymczasem dla naszych południowych sąsiadów to jedna z dwóch największych nadziei na sukcesy w juniorskim, a następnie także i seniorskim speedwayu.
Jan Kvěch na świat przyszedł 18 października 2001 roku w miejscowości Strakonice (położonej ok. 130 kilometrów na południe od Pragi). Potrzebował szesnastu lat, aby po raz pierwszy pojawić się w mediach. Startował bowiem w ubiegłym roku w Pradze w w półfinale FIM Speedway Youth World Championship w klasie 250cc. Niestety na domowej, praskiej Markecie nie do końca poszło po jego myśli, bowiem z ledwie trzema punktami zajął dopiero piętnaste miejsce. Zbyt mocno zatem w stawce półfinalistów nie namieszał, ale dał znać, że istnieje. Pozostało zatem oczekiwać jego przenosin na pięćsetkę i pierwsze zawody w „dorosłym'” sporcie. A to przyszło bardzo szybko, bowiem już w sezonie 2018.
Zawodnik AK Markety Praga sezon zainaugurował oczywiście przed własną publicznością w corocznym turnieju Prague Open. Nagrodą było miejsce w roli rezerwowego podczas Grand Prix Czech, lecz dla nastolatka podstawowym zadaniem było po prostu odebrać kilka punktów znacznie bardziej doświadczonym rywalom. Udało się przy swoim nazwisku zapisać trzy „oczka”. Brak umiejętności był też nieco zauważalny w pierwszej fazie sezonu w rozgrywkach ligowych, gdzie Jan nie był zbyt skuteczny, ale rozkręcał się z rundy na rundę. Wszystko mogło napawać optymizmem, a co najważniejsze – miało to zaprocentować. Ostatecznie nie czekaliśmy zbyt długo na błysk Kvěcha. W kwietniu stał już na podium 2. rundy Indywidualnego Pucharu Czech. W Březolupach zdobył dwanaście punktów, a w lepszym rezultacie przeszkodziło tylko wykluczenie. Równie ciekawie zapowiadała się walka o tytuł najlepszego młodzieżowca w Czechach. Poziom tego czempionatu nie należy do najwyższych, więc poza Filipem Hajkiem oraz Patrikiem Mikelem to właśnie nasz bohater oraz Petr Chlupač mieli zawalczyć o tytuł. I potwierdził to na torze, będąc od początku w czołówce.
Śmiało można mówić, że wyniki na „domowym podwórku” to nic nadzwyczajnego i prawdziwy test przychodzi na arenie międzynarodowej. Jan Kvěch śmiało ten egzamin zdał. Uzyskał przyzwoitą ocenę, a jego wyniki go tylko broniły. Wraz z Chlupačem otarli się o medal Pucharu Europy Par Juniorów, tracąc do trzecich do Łotyszy tylko dwa punkty. Podczas półfinału Drużynowych Mistrzostw Świata Czesi zajęli w Glasgow trzecie miejsce, a Kvěch zdobył 15 z 26 punktów całej drużyny. Dodatkowo udźwignął ciężar startu w roli jokera, przywożąc do mety ważnych sześć „oczek”.
Indywidualnie awansował do europejskich finałów – mistrzostw oraz pucharu juniorów. Nim jednak o nich, warto zaznaczyć, że zdobył dwa medale w krajowym czempionacie. W mistrzostwach Czech do lat 21 przegrał złoto z Filipem Hajkiem o jeden punkt, z kolei do lat 19 już stanął na najwyższym stopniu podium. Zatem śmiało można mówić, że jest w czołówce czeskiej juniorki. W IPEJ, w którym triumfował Mads Hansen przed Szymonem Szlauderbachem, Czech z siedmioma punktami został sklasyfikowany na siódmym miejscu przed m.in. Kamilem Nowackim, którego pokonał także w bezpośrednim starciu – tak samo jak Alana Szczotkę. Nieco gorzej było w IMEJ, bowiem trzy punkty dały mu dopiero czternaste miejsce, a za swoimi plecami przywoził on Huberta Czerniawskiego i Arsłana Fajzulina. Dobre wyniki zaowocowały „dziką kartą” na 3. finał Indywidualnych Mistrzostw Świata w Pardubicach. Wynik dobry – pięć punktów w stawce z najlepszą formacją młodzieżową na świecie. Gorycz porażki z Kvěchem musieli przełknąć m.in. Davis Kurmis, Nick Škorja czy Daniel Kaczmarek.
Z bardzo dobrej strony zaprezentował się na pardubickim owalu dzień później. Przy nieco mniejszym ciśnieniu i bardziej „luzackiej” atmosferze wjechał do finału 44. Zlaty Stuhy. W nim przyjechał do mety za zdecydowanie lepszą od siebie stawką – Patrickiem Hansenem, Lukiem Beckerem, Przemysławem Liszką i Frederikiem Jakobsenem.
Przed nim świetlana przyszłość. Jeśli tylko będą omijały go kontuzje, ma szansę szybko dołączyć do młodzieżowej czołówki świata. Menadżerowie powinni mieć jego nazwisko w swoim notesie, w kontekście zbliżającego się i otwierającego za kilka dni (1 listopada) okienka transferowego. Nie jest to zawodnik, który od razu przedrze się do podstawowego składu i będzie robił wynik w okolicach "dwucyfrówki", ale na pewno jest to inwestycja na kilka lat. Przypomnijmy sobie debiut np. Taia Woffindena. Brytyjczyk też miewał problemy we Włókniarzu, by zostać w przyszłości trzykrotnym Indywidualnym Mistrzem Świata.
W piątek przedstawimy wam kolejnego młodego i utalentowanego żużlowca. Choć nie ma jeszcze osiemnastu lat, jest już mistrzem świata. Jego sportowym wzorem z „czarnego toru” jest Australijczyk Jason Doyle, lecz on sam chce być jak Hans Nielsen i Nicki Pedersen. O kogo chodzi? Dowiecie się w piątek, punktualnie o godzinie 20:00!
Od redakcji: cykl „Młodzi i gniewni” będzie publikowany w stałych terminach – we wtorki oraz piątki. Dodatkowe odcinki zaprezentujemy na naszym portalu w święta.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!