- Praca na moim stanowisku nie jest łatwa. W różnych klubach różnie się dzieje. Najczęściej w danym klubie trenerzy są przez dwa lata. To taka średnia. Dla mnie praca trenerska jest satysfakcjonująca, ale prawdziwa radość jest wtedy, kiedy są wyniki i zdobywa się trofea - mówi Adam Skórnicki, trener Orła Łódź.
Orzeł Łódź sezon żużlowy rozpocznie na własnym obiekcie, na którym podejmie ekipę ROW-u Rybnik w pierwszej kolejce. Ekipa, prowadzona przez trenera Adama Skórnickiego, stawiana jest przez niektórych w roli tzw. czarnego konia tegorocznych rozgrywek w eWinner 1. Lidze. Potwierdza to również sam szkoleniowiec, wskazując na cele, które zespół będzie starał się zrealizować w najbliższych miesiącach. – Na pewno stać nas na awans do fazy play-off. Obecnie wygląda to tak, że jesteśmy przynajmniej trzecią siłą ligi. To jednak na spokojnie. Skupmy się najpierw na wejściu do play-offów, a potem pomyślimy o pierwszej trójce – przekonuje w rozmowie z portalem lodzkisport.pl.
Siłą Orła, jak podkreśla również były żużlowiec, będą mogli być jego młodzieżowcy. – Wszystko wskazuje na to, że nadszedł czas na naszych juniorów. Od dwóch lat startują już w naszym klubie, czynią postępy. Wychodzi na to, że to właśnie ten sezon, w którym będą mogli odgrywać znaczące role w naszej drużynie. Co prawda początek sezonu nie będzie dla nich łatwy, bo do tej pory byli amatorami, wszystko zapewniał im klub, a teraz otrzymali kontrakty zawodowe i każdy z nich samemu martwi się o sprzęt, mechanika i busa, którymi musi dostać się na zawody. Pewnie w pierwszych meczach może pojawić się jakiś problem, by ci młodzi ludzie odnaleźli się w nowej rzeczywistości, ale mam nadzieję, że na play-offy wszystko będzie poukładane – opowiada.
45-latek zdradził również kulisy własnej przynależności klubowej i czy zastanawiał się nad zmianą pracodawcy. – Oczywiście, że tak. Praca na moim stanowisku nie jest łatwa. W różnych klubach różnie się dzieje. Najczęściej w danym klubie trenerzy są przez dwa lata. To taka średnia. Dla mnie praca trenerska jest satysfakcjonująca, ale prawdziwa radość jest wtedy, kiedy są wyniki i zdobywa się trofea. Jeśli się ich nie zdobywa, to ciężko czerpać motywację, bo brakuje radości z sukcesów. Na pewno zastanawiałem się co zrobić. W przyszłości bardziej chyba będę zmierzał w stronę szkolenia młodych zawodników – mówi.
– Pan Witold to bardzo konkretny człowiek. Być może ta moja popularność to też zasługa klubu i pana Witolda, bo nawet gdy popełniałem jakieś błędy, to zostawało to między nami i nie było wynoszenia tego na zewnątrz. Dobrze się tutaj czuję i bardzo szybko się porozumieliśmy co do nowego sezonu. Dlatego trochę mnie drażniły te informacje o moim transferze. Niektórzy zawodnicy, którzy są po drugiej stronie globu, też to przecież czytają i trzeba później takie rzeczy prostować.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!