Przyznam się Wam z ręką na sercu – nie nadążam za współczesnością. Tablety, instagramy, tatuaże, reklamy, lans… Aha, jeszcze masowe oprotestowywanie wszystkiego, co się tylko da. Zwłaszcza w sieci internetu. Jak ma się odnaleźć w takim świecie zagubiony człowiek przed czterdziestką?
Trzeba wziąć się w garść i wędrować z duchem czasu, powiecie. Racja, święte słowa. Bo tak po prawdzie to moje nienadążanie jest kwestią wyboru. Pewnych rzeczy po prostu nie robię, żeby być w zgodzie z samym sobą. Chcę poczuć autentyczną wolność, która nie wikła się w masowe protesty i polityczne walki. Od walki to ja mam sport. Uprawiany i oglądany.
No właśnie, sport. Niech będzie, że ten czarny. Już wieki temu zauważyłem, że wiele spraw we współczesnym żużlu mnie nie bawi. Nie interesują mnie wycieczki żużlowych sław do dalekich krajów. Nie wczytuję się w ich życie prywatne, nie patrzę na nowe dziary. Ani na zdjęcia, które robią sami sobie. Nie zaglądam do ich portfeli. Ignoruję niekończące się dywagacje, kto zamierza wywędrować do klubu z siedzibą na wschodzie, a kto wzmocni ekipę z północy. Przecież jak podpiszą kontrakty, to i tak się dowiem. Po co robić sztuczny wiatr? Słuchajcie, jestem nawet takim ignorantem, że niespecjalnie zwracałem uwagę na nowy skład bardzo mi bliskiej Polonii Piła. Dlaczego? Bo nie chcę zaśmiecać swojego uczucia do żużla. Fakt powrotu Polonistów jest dla mnie wystarczająco radosny. Do szczęścia potrzebuję tylko warkotu motocykli i kapkę tego niepowtarzalnego zapachu na świeżym powietrzu. A skład? Spokojnie, każdy będzie dobry. Ważniejszy jest stadion, bez niego Piła zostanie w blokach startowych. Na szczęście rusza przetarg na bandy. To dobry znak. Ale miałem mówić o czymś innym.
Czysty żużel to jest to! Zawody, jazda, kibice, atmosfera… A później lata złych i dobrych wspomnień. Te złe z czasem pokryje patyna niepamięci, a dobre zostaną w głowie na zawsze. Kibicuję wszystkim, wszędzie. Podziwiam finezję najlepszych, współczuję pokonanym. Liczę na nowe ośrodki, zwłaszcza za granicą. I z wielką chęcią odwiedzę każdy stadion na swojej drodze. Mogę zająć miejsce na trawie, nie potrzebuję krzesełka. Może padać, nie potrzebuję parasola. Może wiać, nie jestem w hali. Byleby jeździli. To mi do szczęścia wystarczy.
Dziś rzadziej niż kiedyś można takiego żużla posmakować. Jak pada, to szybko odwołują. Jak braknie krzesełek – nici z licencji. Z drugiej strony profesjonalizacja to znak czasu. A że ja jestem starej daty? Cóż, wybieram sam… Jedno uczciwie podkreślić trzeba: bez względu na otoczkę i zasieki z przepisów, ściganie jest dzisiaj wspaniałe. Wiele meczów elektryzuje, trzyma w napięciu do końca. Nawet na tak nielubianych przez fachowców twardych torach.
Nie mam tatuaży, tabletu i konta na instagramie. Swoich protestów nie uzewnętrzniam. Rozumiem tych, którzy przeżywają zmiany w oknie transferowym i pasjonują się życiem osobistym swoich idoli. Jednocześnie stoję od tego wszystkiego z daleka. Tęsknię za czystym żużlem w każdej postaci. Również młodzieżowej. Bez didaskaliów.
Czy ktoś z Was ma tak jak ja?
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!