31 maja 2016 roku Gniezno powróciło na żużlową mapę Polski. Tego dnia, w Gnieźnie płuca kibiców ponownie wypełnił radosny śpiew, gdyż został założony GTM Start Gniezno. Dzisiaj wypadają piąte urodziny tego towarzystwa motorowego.
Nie da się ukryć, że żużel w pierwszej stolicy przybrał miarę „sportu narodowego”. Bardzo ciężko znaleźć osobę, która choć raz nie pojawiła się na stadionie przy Wrzesińskiej 25. Nawet młodsze dzieciaki ze znaczną ochotą przybywają, aby poznać to, czym fascynują się ich rodzice. Sport w Gnieźnie to głównie żużel, hokej na trawie i koszykówka. Istnieje Mieszko, który reprezentuje miasto na arenie piłkarskiej, ale ostatnie perypetie wokół klubu sprawiają, że zespół, ponownie, popada w marazm i szykuje się na spadek z trzeciej ligi. Hokej na trawie to już tradycja na wielkopolskiej ziemi, a koszykówka zaczyna podbijać serca spragnionych tego sportu kibiców.
Brak zgłoszenia Startu do rozgrywek w 2016 roku bardzo przybił fanatyków „czarnego sportu”. Wszystko rozpoczął ekstraligowy sen, który miał miejsce w sezonie 2013. Tuż pod koniec egzystencji klubu, prezes Arkadiusz Rusiecki dla portalu gniezno.naszemiasto.pl przyznał się, że awans był błędem: — Rzeczywiście, w naszym przypadku ekstraliga odcisnęła bardzo bolesny ślad, choć wcześniej również bywało bardzo trudno. W 2013 roku nie byliśmy w stanie sprostać KSM-owi, tamtemu systemowi rozgrywek i jeszcze wywalczyć siódmego miejsca w lidze. To wyzwanie dla beniaminka było misją niewykonalną! Skutki, które odczuwamy dziś, choć nie tylko, są w znacznej mierze pokłosiem sezonu 2013. Nie powinniśmy byli wówczas startować w ekstralidze, i dziś to wiemy – Przyznaje twarz projektu SKS Start Gniezno.
Sport motorowy zamarł, ale nie na długo. Na początku lata, za pośrednictwem fanpage’u, do wiadomości publicznej została podana informacja o wskrzeszeniu Startu w nowej odmianie. Zrezygnowano z poprzedniego przydomku, a na żużlowe salony wkroczyło Gnieźnieńskie Towarzystwo Motorowe Start. W reaktywacje została zamieszane kilka osób, ale głównym nazwiskiem był Rafael Wojciechowski. Człowiek, który pracuje przy tutejszym żużlu od kilkunastu lat. Nikt nie zna tego środowiska jak on sam. Prezesem został jego brat – Tomasz. Po paru dniach od ogłoszenia, przy W25 została zwołała konferencja. Miasto podpisało z GTM umowę najmu budynku biurowego oraz warsztatu. Rafael Wojciechowski zdradził kibicom, że klub ma zamiar odbudować szkółkę oraz polegać głównie na wychowankach. Sam prezydent Gniezna – Tomasz Budasz nie krył radości z ponownego powołania towarzystwa: – Moje serce raduje się, że powstało nowe stowarzyszenie. To jest coś, co przywraca wiarę naszym mieszkańcom, będę wspierał to przedsięwzięcie. Chcę jednak podkreślić, że będę przyglądać się tym działaniom, żeby nie dopuścić do takich sytuacji, które miały miejsce w poprzednim roku (2015) czy na początku roku bieżącego (2016 dod. red.).
Jak rozwinęła się sytuacja? Ligowy byt powrócił do życia w następnym sezonie i natychmiast został wywalczony awans do 1. Ligi. W składzie można było zobaczyć czterech, a formalnie trzech wychowanków gnieźnieńskiego szkolenia. Mowa tutaj o Adrianie Gale, Mirosławie Jabłońskim i jego bracie – Krzysztofie. Tym nieformalnym był Norbert Krakowiak. Historia dość powszechna, ale witkowianin zdobywał swoje pierwsze szlify na W25. Dopiero pewne niejasności z zarządem klubu sprawiły, że Norbert zdawał licencję jako adept TŻ Ostrovii Ostrów Wielkopolski. Pod miotłą nowego zarządu, gnieźnieński żużel odzyskał dawny blask i stał się on pewnego rodzaju przykładem, jak dobrze wykorzystywać swoich wychowanków. Wszak to w sezonie 2019, do Gniezna powrócił Oskar Fajfer. Oznaczało to, że na czterech polskich seniorów, aż trzech zaczynało swoją przygodę na Stadionie Miejskim im. płk. Franciszka Hynka.
Start zasłynął również niecodziennymi wyborami w kontekście budowania składu. To w tym zespole, pełnie swoich możliwości ukazał Olivier Berntzon, Maksymilian Bogdanowicz, Damian Stalkowski czy Kim Nilsson. Pod bacznym okiem trenera Jabłońskiego szkolą się nowi adepci. Duże nadzieje pokładane są w Mateuszu Jabłońskim, Oskarze Huryszu oraz Mikołaju Czapli. Każdy z nich ma w sercu czerwono-czarne barwy i mają być oni wychowankami z krwi i kości. Pokuszę się o stwierdzenie, że nie ma już śladu po perypetiach z poprzednim zarządem. Wraz z powstaniem GTM-u, klub zaczął wszystko od nowa i zyskał poparcie swoich najwierniejszych kibiców. Każdy z nich liczy, że zostanie napisana nowa historia tej dyscypliny w tym mieście. Czy tak się stanie? Zobaczymy za kolejne pięć, a nawet i dziesięć lat.
źródło: inf. własna + gniezno.naszemiasto.pl
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!