Australijski mistrz świata z 2017 roku miał w listopadzie ubiegłego roku poddać się operacji bicepsu. Po powrocie do Australii miało to rozwiązać kłopot ze starym urazem, jednak Jason Doyle uznał, że kontuzja nie jest na tyle poważna, by wymagała operowania i nie przeszkadza mu podczas jazdy.
Operacja na Antypodach musiała zostać opóźniona, a ostatecznie Doyle podjął decyzję o tym, że nie będzie wracać do Australii podczas międzysezonowej przerwy i zostanie na Wyspach Brytyjskich. Nowy zawodnik Fogo Unii Leszno brał pod uwagę możliwość operowania ramienia w Niemczech, jednak lekarze odradzili mu taki zabieg.
Australijczyk postanowił zrezygnować z powrotu do ojczyzny – Powrót do Australii i przeprowadzenie zabiegu w czasach Covid-19 jest nieco niebezpieczne. W Australii mają z tego powodu spore zaległości jeśli chodzi o operacje i nie sądzę, aby moja była konieczna – mówi 35-latek.
Pojawiła się możliwość naprawy ramienia w Europie, jednak w tym przypadku kluczowa okazała się opinia medyków. – Na szczęście jeden z moich sponsorów oraz Max Dilger postanowili mi pomóc z operacją w Niemczech w listopadzie. Ostatecznie postanowiliśmy jej nie wykonywać, ponieważ niemiecki lekarz stwierdził, że wszystko jest w porządku i nie ma potrzeby operowania – przyznaje Jason Doyle.
Australijczyk ma problem z mięśniem bicepsu. – Jest naderwany i moje prawe ramię przypomina rękę Popeye'a. Lewa została zoperowana w Australii i wszystko dobrze się skończyła i sądziłem, że to samo należy zrobić z prawą. Jeden z najlepszych chirurgów, który operuje hokeistów uznał jednak, że w tej sytuacji nie powinniśmy dokonywać zabiegów i po prostu nad tym mięśniem popracować – opowiada mistrz świata z 2017 roku. – Nie przeszkadza mi to w jeździe na motocyklu, tylko np. w momencie, gdy doznam skurczy, ale to nie jest dla mnie wielki problem – zaznacza zawodnik Fogo Unii Leszno.
źródło: speedwaygp.com
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!