Koronawirus, deszcze, przekładane mecze… wiele bolączek miały kluby w pierwszych tygodniach rozgrywek. A to nie koniec. W niektórych ekipach brakuje bowiem zdobyczy punktowych „drugiej linii”, co odzwierciedla się w wynikach.
Nie ma szczęścia żużel w 2020 roku. Jak nie koronawirus, to pogoda. Aż 6 z 12 dotychczas planowanych meczów nie odbyło się w pierwotnie zaplanowanym terminie. Nie pamiętam tak trudnego początku sezonu (możecie przypomnieć w komentarzach). Pecha ma na pewno GKM Grudziądz, którego wszystkie trzy mecze przekładano. Najpierw w Częstochowie (słynne „my chcemy noł, a sędzia kaman”), potem u siebie (z Rybnikiem), a ostatnio w Zielonej Górze. Uszczypliwie dodam tylko, że może warto, by sponsorem „Gołębi” został portal pogodynka.pl. To pomysł na przyszłość, bowiem GKM ma teraz nieco inne problemy. Chodzi o tzw. „drugą linię”.
Mam tu na myśli postawę podopiecznych trenera Kempińskiego. Tak naprawdę grudziądzanie mogą dziś być pewni jedynie formy Artioma Łaguty. Rosjanin lata gdzie chce i jak chce. Efekt? Po dwóch kolejkach jest niepokonany. Na przeciwnym biegunie jest Przemysław Pawlicki, któremu nie idzie, co odnotowali także kibice. Tydzień temu, we wtorek informację o tym, że w biegu 10 28-latka zastąpi Roman Lachbaum fani przyjęli z entuzjazmem. To wiele mówi. A przecież, gdy Pawlicki przychodził do Grudziądza miał być jedną z czołowych postaci drużyny! Nadzieją dla niego jest z pewnością start w Zielonej Górze, choć jak mówi stare porzekadło „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. O wiele lepiej można mówić o Duńczykach w barwach GKM-u. Pedersen i Bjerre zawiedli tylko w Częstochowie, co, obok Łaguty, czyni ich liderami drużyny. Owszem, można wyciągnąć tu feralny piętnasty bieg z meczu z Falubazem, tylko po co? Gdyby nie duńskie szarże w pierwszych czterech seriach, ten ostatni wyścig nie decydowałbym o niczym.
Wspomniałem o Zielonej Górze, a tam huśtawka nastrojów. Falubaz sezon rozpoczął znakomicie, ale Myszy szybko zostały sprowadzone na ziemię przez Włókniarz. O tym, że Antonio Antonio Lindbäck gwarantem punktów w każdym meczu nie jest, wiedziałem przed sezonem. Ale że Michael Jepsen Jensen? W życiu bym się tego nie spodziewał. Podobnie zresztą jak słabej postawy Patryka Dudka. 6 punktów jednego z liderów drużyny i to u siebie – mizeria. Najlepszym podsumowaniem jego występu był chyba bieg 7 – jedyny, który tego dnia Falubaz wygrał! Zielonogórzanie prowadzili podwójnie, ale na samej kresce Madsen ograł „Duzersa” i skończyło się na 4:2. Trener Żyto słabszy start swojej drużyny tłumaczył torem… cóż, nie mnie oceniać, ale coś może być na rzeczy. Falubazowi dotąd deszcz utrudnił start u siebie dwukrotnie i wówczas jazda nie wygląda tak, jak powinna. Mecz z Grudziądzem wprawdzie udało się wygrać, ale tak minimalnie, że walka o bonus będzie niezwykle trudna.
Żeby nie było tak negatywnie, czas na promyczek nadziei. Ale taki naprawdę drobny, nie rozpędzajmy się. ROW w końcu wygrał! Może i najmniej jak tylko się da, ale wygrał! To dobry sygnał dla rozgrywek, bo dotąd Rekiny były w Ekstralidze niczym firanki w domu – funkcja głównie ozdobna, którą od czasu do czasu się pierze. I w tych firankach zaplątała się Stal. Głównie dzięki Robertowi Lambertowi i Kacprowi Worynie, ale nie zapomnijmy, że do plątania rywali dołączył Siergiej Łogaczow. To bardzo ważna zmiana, bowiem Rosjanin nie otrzymywał w tym sezonie szans. Przyszedł jego moment i kto wie czy to nie jest game changer dla Rybnika. Przy niezłej postawie Milika oraz dużym wkładzie wspomnianej wcześniej dwójki liderów ekipa Lecha Kędziory nie potrafiła się postawić. Brakowało czwartego do brydża. I się znalazł. Pytanie jakie przychodzi mi do głowy brzmi „czy nie za późno?”. Patrząc w terminarz widzę szanse na triumfy u siebie jedynie z GKM-em i (przy bardzo sprzyjających okolicznościach) z Motorem. To wciąż może być za mało.
Na pewno za mało punktów, zdaniem kibiców z Gorzowa, ma Stal. Ale ciężko, by drużyna Stanisława Chomskiego miała większy dorobek, gdy w składzie widnieje dwóch, w porywach do dwóch i pół zawodnika. Gorzowianie dziś mogą być pewni jedynie dobrej postawy Zmarzlika i Thomsena. Reszta jest wielką niewiadomą. Pierwszy mecz udany miał Woźniak, który jednak na wyjazdach wypada beznadziejnie (4 punkty w 9 startach). O wiele stabilniejszy jest Kasprzak, ale od zawodnika aspirującego do miana jednego z liderów ekipy oczekuje się więcej niż 9 „oczek” w meczu. Rozczarowuje Iversen, z którym wielu wiązało duże nadzieje, dużą niewiadomą jest postawa juniorów, a do tego ten terminarz… Owszem, można powiedzieć, że gorzowianie trafili najgorzej jak tylko mogli, ale chcąc walczyć o play-offy Stal powinna mieć już na koncie przynajmniej 2 punkty i dobre pozycje wyjściowe do walki o bonusy. Tymczasem Gorzów zamyka ligową tabelę z zerem na koncie, w dodatku mogąc powalczyć o dodatkowy punkt tylko z ROW-em. Nie wygląda to dobrze…
Podsumowując problemy wspomnianych drużyn, ciśnie się na usta hasło „druga linia”. Brakuje takich punktów, które w innych ekipach dowożą choćby Holta, Przedpełski, Lidsey czy Smektała. Liderzy są. Może nie zawsze Ci sami, ale są. Same gwiazdy jednak meczu nie wygrają.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!