Oprócz standardowego budowania formy na pierwsze spotkania, kluby i żużlowcy podczas przedsezonowych treningów muszą przyzwyczajać się do nowego reżimu sanitarnego. W tym sezonie problemy zdrowotne mogą być podstawą do niedopuszczenia zawodnika do jazdy.
Obecność jednego mechanika, konieczność zachowywania odległości pomiędzy teamami, obowiązkowe maseczki, rękawiczki i dezynfekcje rąk. Nowy reżim sanitarny ma ograniczyć ryzyko wystąpienia ogniska koronawirusa w środowisku żużlowym, jednak nie jest zbyt naturalny dla żużlowców, co po pierwszym treningu przyznał m.in. Patryk Dudek.
– Na szczęście mamy jeszcze instytucję komisarza sanitarnego. U nas pełni ją Ewelina Kędziora, która na co dzień jest ratownikiem medycznym drużyny. To bardzo stanowcza osoba i muszę powiedzieć, że twardo nas pilnuje. Jeśli komuś zdarzy się wejście do parkingu bez maseczki, od razu jest reprymenda, tak samo każdy musi dezynfekować ręce – mówił kierownik zielonogórskiej drużyny, Tomasz Walczak, w „Rozmowie na 96FM” Radia Index.
Jednocześnie Walczak uważa, że jego zespół na tle innych radzi sobie w nowych realiach całkiem nieźle. – Staramy się zachować ten dwumetrowy odstęp. Nie zawsze się to udaje, ale jest nas tak mała grupa, że tego miejsca na stadionie i w parku maszyn jest aż nadto. Widzimy też na filmikach, które są wyświetlane na portalu Falubazu, że ten reżim jest zachowywany. Bardzo poważnie do tego podchodzimy. To obostrzenia nałożone przez Ekstraligę i staramy się je wypełniać w sposób profesjonalny. W Polsce nie wszystkim klubom się to udaje, widzę to na filmach z innych treningów. My chcemy bezpiecznie wejść w sezon, żeby się nie wydarzyła żadna sytuacja w związku z pandemią i żeby żaden nasz zawodnik w błahy sposób nie wykluczył się z jazdy.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!