Koronawirus miesza w głowach. Wszystkim. Zawodnikom, działaczom, kibicom. Wszyscy chcielibyśmy już zacząć sezon i mieć to całe zamieszanie za sobą. Tylko jak tu pozostać spokojnym, gdy wokół tyle bodźców, które całe środowisko funduje sobie samo?
Za dużo. Zdecydowanie za dużo dzieje się w żużlu w ostatnich tygodniach. Człowiek chciałby napisać dłuższy tekst, w którym odniesie się do sytuacji, ale po prostu się nie da, bo sytuacja jest dynamiczna. Ten nie podpisze, bo granice zamknięte, tamten, bo za mało płacą. Chwilę później jeden komunikat zmienia wszystko i obaj się zgadzają na podane warunki. Ten jest zły, bo zdradził i nie kocha klubu, a tamten to bohater miasta, bo zrzekł się pieniędzy. A za chwilę odwrotnie. Wszystko zmienia się w ciągu kilku godzin. Cieszę się, że okienko jest za nami, że Ci co mieli podpisać, podpisali, a Ci co nie chcieli – nie.
Nieustannie, od lat, z dużym dystansem zerkam na tęsknotę kibiców do rzeczywistości sprzed 20 lat. Przywiązanie do barw klubowych, sporadyczne transfery itp. Te czasy już minęły. Dziś, gdy w innym mieście dają Ci więcej, idziesz właśnie tam. To normalne, że każdy chce walczyć o najwyższe laury, ale i zarobić na swoje. Nie rozumiem piętnowania tej postawy. Prosty przykład – firma z Twojej branży chce Cię podebrać Twojemu aktualnemu pracodawcy, proponuje Ci o wiele atrakcyjniejsze warunki zatrudnienia. Idziesz? Oczywiście. Trzeba przecież wyżywić rodzinę, a najlepiej coś odłożyć na czarną godzinę. Tak samo zawodnicy. Ok, rzucasz argumentem „ale oni zarabiają setki tysięcy” i całkowicie to rozumiem. Tylko oni wydają też na sprzęt, który służy do wykonania swojej pracy, na mechaników, tunerów i cały team. Pi razy oko – 400-700 tysięcy złotych w skali roku, co zżera lwią część zarobku. Można lubić klub, kibiców w miejscu, w którym się jeździ. Wszystko ma jednak swoje granice. Nikt nie pójdzie pod most z miłości do drużyny. Ludzie, wyłączcie romantyzm, czas zejść na ziemię!
Nie bez powodu o tym piszę. Hejt jaki spadł na Nickiego Pedersena, Leona Madsena, braci Pawlickich czy Emila Sajfutdinowa jest niewyobrażalny. I choć trzech z wymienionych wyżej ostatecznie podpisali aneksy, niesmak pozostał ogromny. Praktycznie obnażył polskie „kibicowanie”. Owszem, byli też wierni, którzy podeszli ze zrozumieniem, ale niestety – byli w mniejszości. „Wyp…. Z Leszna”, „Rusku idź w p… do Putina”, „Zwykła p… do widzenia!” – to tylko kilka z setek komentarzy w social mediach, które adresowane były do tych zawodników. Typowe podejście „nam należy się wszystko, Wam nic” niezwykle popularne w naszym kraju. Nikt nie spojrzy na perspektywę drugiej osoby, nikt się nie wczuje w to, co tkwi w zawodniku. Jak u Koterskiego – „moja racja jest najmojsza”.
To, że koronawirus działa również na naszą mentalną sferę wiadomo, zresztą widać to wszędzie wokół. Wydaje mi się, że odcięcie Internetu zrobiłoby dobrze wielu przypadkom. I (o zgrozo) nie mówię tego tylko o „kibicach”. Niektórzy prezesi postanowili ewentualne fiasko rozmów przykryć płachtą z napisem „tak miało być, a te durne media dały się nabrać”. Coraz więcej elementów podpowiada mi, że propaganda lat 80. żyje i ma się dobrze, a co gorsza – ludzie potrafią się na nią nabrać. Profile psów i naciski, by wyciągnąć jak najwięcej od telewizji i zawodników pozostawię bez komentarza, bo niektóre pomysły i sposoby działania są naprawdę nie warte kolejnych linijek tekstu.
Jak widzicie, autorowi też nieco aktualny stan sprawił, że marudzi niemiłosiernie. Dla równowagi plus. Tak, żebyśmy odzyskali spokój i nastawili się pozytywnie w trudnym czasie. (Prawie) wszyscy się dogadali i Ekstraliga ruszy. Może nie znajdziemy się na stadionach, ale żużel będziemy mogli śledzić. Skończy się zastanawianie czym tu dziś zająć mózg, a to już coś. Znów będzie ekscytacja tym, kto szybszy, a kto nie. Znów będziemy przeżywać wydarzenia torowe, skończą się kontraktowe spekulacje, przynajmniej na jakiś czas. A to już chyba całkiem spory pozytyw, prawda?
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!