Co łączy rybnicki speedrower i brzmienia britpopu oraz alternatywnego rocka? Właściwsze byłoby zapytanie kto. Otóż odpowiedź brzmi: Szymon Bartkowiak - kiedyś speedrowerowiec, a dziś gitarzysta i wokalista grupy The October Leaves.
Czytelnicy naszego serwisu mogą kojarzyć Szymona oraz zespół z udziału w muzycznym show Polsatu – Must Be The Music. Z jednym z członków zespołu nie rozmawialiśmy jednak o muzyce, a o ściganiu w lewo. Wiele lat temu, Szymon i Kamil Bartkowiakowie tworzyli trzon rybnickiego speedrowera, który w późniejszych latach zaczął miewać mniejsze lub większe problemy, aż zniknął nawet z regionalnego ścigania. Teraz starszy z braci Bartkowiaków – Szymon, chciałby reaktywować swój macierzysty ośrodek.
Konrad Cinkowski, speedwaynews.pl: „Reaktywacja rybnickiego ośrodka” – brzmi pięknie, więc nie sposób zacząć od pytania o to, skąd u Ciebie pojawił się pomysł czy też chęć do tego, aby ten sport nad Rudą i Nacyną znów odżył?
Szymon Bartkowiak: Wynika to pewnie z mojej romantycznej, czasem bardzo przekornej natury i chyba zbyt dobrej pamięci. Na speedrowerowych torach spędziłem ponad połowę swojego dotychczasowego życia, najpierw jako zawodnik, później działacz i sędzia. Jako siedemnastolatek byłem nieoficjalnym kierownikiem budowy rybnickiego toru, jak się później okazało, ulubionego przez wielu zawodników. Gdy dziś zaglądam na ten obiekt, dopada mnie nostalgia, ale i żal, że to moje „dziecko” gaśnie w oczach. Definitywnego pożegnania z – jak to mawia Łukasz Nowacki – „szarżą”, nie potrafię sobie wyobrazić. Mój apetyt na to, by znowu być bliżej dyscypliny, wzrósł po ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Świętochłowicach, w ramach których miałem przyjemność sędziować finał par juniorów. Znowu poczułem ten niesamowity klimat, odżyły najlepsze wspomnienia.
– Wraz z bratem Kamilem, który swego czasu był dużym talentem gracie w zespole rockowym. Czy w świecie rock and rolla jest na tyle czasu, aby dzielić go na drugą pasję?
– Mogę uczciwie przyznać, że granie rock and rolla również jest dla nas czymś na kształt ekskluzywnego hobby, choć przez wiele lat próbowaliśmy uczynić z niego źródło utrzymania dla siebie. Jednak póki co, każdy członek naszego zespołu żyje dość statystycznie – chodzimy do pracy, poświęcamy czas swoim rodzinom… Na szczęście, jakimś cudem udaje się nam się wyszarpać parę chwil na pasje. Udaje się to nawet komuś takiemu jak ja, który podobno chciałby złapać za jeden ogon więcej srok, niż wypada (tak już mam i chyba nic na to nie poradzę).Istnieje duża szansa, że w Rybniku znów będą świadkami zmagań speedrowerzystów (fot. archiwum klubu)
– Pytam o pasję, bo zastanawiam się czy znajdziesz „sztab” ludzi, który mógłby ci pomóc. Samemu to ogrom pracy, więc może to się wydawać niemożliwe do realizacji.
– Sam zadaję sobie to pytanie i nie potrafię odpowiedzieć. Z drugiej strony bardzo się cieszę, kiedy na rybnickim torze dzieje się cokolwiek. Optymizmem napawają mnie wstępne rozmowy z kierownictwem Strażaka Mikołów, które w obliczu braku licencjonowanego obiektu, wyraziło chęć rozgrywania swoich ligowych spotkań u nas. To może być pierwszy drobny krok w kierunku reaktywacji rybnickiej drużyny, a może również bodziec dla osób chętnych spróbować jazdy na torze. Tuż obok obiektu w Rybnickiej Kuźni przebiega szlak rowerowy i ludzie często przypadkowo zatrzymują się zaciekawieni tym wciąż dość egzotycznym dla nich sportem.
– Dlaczego twoim zdaniem speedrower w Rybniku ma aż tak duże problemy, aby nie tyle zaistnieć, co w ogóle przetrwać?
– Nie chciałbym używać tej wyświechtanej kliszy, że winny sytuacji jest postęp technologiczny i wirtualna rzeczywistość – to oczywisty fakt, z którym nie ma sensu dyskutować. Przykład zza między, mam tu na myśli Świętochłowice, pokazuje jednak, że przy odrobinie dobrej woli da się oderwać dzieciaki od komputerów i tabletów. Poza tym sądzę, że brakuje nam kilku takich świrów jak Chris Naprawca, Sławek Pawliczek, czy chociażby ja. Last but not least: nawet w tak amatorskim sporcie jak speedrower (a mówimy cały czas o rozgrywkach wyłącznie regionalnych), żaden klub nie jest w stanie funkcjonować na dłuższą metę bez choćby minimalnego wsparcia Urzędu Miasta, czy Gminy. W ciągu kilku ostatnich lat funkcjonowania sekcji, mimo wielkich nadziei i wysiłków, nasze wnioski o bardzo symboliczne granty nie przekonały osób decyzyjnych w magistracie.
– Jakie prace trzeba wykonać, aby speedrower do Rybnika powrócił? Domyślam się, że nie są to tylko kwestie związane z uporządkowaniem obiektu.
– Od początku istnienia drużyny pod szyldem SPR Rybnicka Kuźnia, byliśmy raczej ewenementem. Działaliśmy bowiem w ramach stowarzyszenia, którego cele statutowe nie są zorientowane wyłącznie na sport, a na szeroko pojętą promocję regionu. Nie mam pojęcia, w jakim stopniu ten fakt wpływał każdorazowo na decyzję o przyznaniu bądź nie przyznaniu nam grantu na działalność z miejskiej kasy, ale to już historia. Uważam jednak, że dobrym ruchem byłoby założenie własnego odrębnego i stricte sportowego stowarzyszenia. W obliczu nowelizacji ustawy, od paru lat jest o to nieco łatwiej i przypuszczam, że wraz z kolegami przynajmniej damy szansę podobnemu przedsięwzięciu.
Jeden z pozytywnych świrów wymienianych przez Bartkowiaka – Sławomir Pawliczek (fot. archiwum klubu)
– Czegoś w tej chwili wam najbardziej potrzeba?
– Od lat marzy mi się wymiana nawierzchni toru. Jestem pewien, że gdybyśmy tylko zastąpili mączkę ceglaną czerwonym łupkiem, to przy tej geometrii i odpowiednim przygotowaniu, ściganie byłoby jeszcze szybsze i bardziej atrakcyjne zarówno dla zawodników, jak i potencjalnych widzów. Szacuję, że około 15 ton sortowanego materiału w zupełności wystarczyłoby , by znacząco podnieść jakość wyścigów i bezpieczeństwo podczas jazdy.
Zawsze byłem pod wielkim wrażeniem utrzymania obiektów na Wyspach Brytyjskich. Sporo cennych rad odnośnie do kosmetyki toru, zasięgnąłem u menedżerów tamtejszych klubów, którzy często traktują te małe stadiony jak swój własny ogródek. Swoją drogą, gdy jeszcze mieszkałem w sąsiedztwie toru w Rybniku, robiłem to samo. Tak czy inaczej, chciałbym zaapelować o wsparcie do wszystkich mniejszych i większych firm oraz osób prywatnych, które w jakikolwiek sposób mogłyby pomóc w przywracaniu naszemu miejscu – podkreślam: do niedawna jednemu z najlepszych obiektów speedrowerowych w kraju – dawnego blasku. Przypomnę, że tor powstawał systemem gospodarczym, dzięki dobrym ludziom, którzy nieodpłatnie przekazywali nam niezbędne materiały i użyczali ciężki sprzęt – pozostała praca była już w naszej gestii. Dlaczego więc i teraz mielibyśmy nie wrócić do sprawdzonych metod?
– Tradycją w kalendarzu speedrowerowym były Otwarte Mistrzostwa Rybnika. Wiem, że to może pytanie zbyt daleko wybiegające w przyszłość, ale czy jest szansa, że właśnie OMR będzie takim zwieńczeniem prac i rozpoczęciem nowej historii klubu? Masz jakieś pierwsze plany związane z tą imprezą?
– Zależy mi na tym, by ta flagowa impreza nadal odbywała się w naszym mieście, jednak i tutaj potrzebujemy radykalnych zmian. Słuchałem wielu zawodników i głównie na ich sugestiach oparłem swoje przemyślenia. Podejmując decyzję o odwołaniu ubiegłorocznej edycji, miałem mieszane uczucia. Z jednej strony żal, że tradycja została w jakiś sposób przerwana, z drugiej zaś pewien rodzaj ulgi. W moim odczuciu, dotychczasowa formuła OMR wyczerpała się. Już jakiś czas temu zauważyłem, że dla kilku lokalnych działaczy zaangażowanych w organizację dzielnicowego festynu, speedrower liczył się tylko przez parę dni w roku. Uznaliśmy w końcu, że nie ma sensu organizować imprezy, która choć zawsze obsadzona zawodnikami ze światowej czołówki, stała się „zapchajdziurą” w programie wydarzenia – co tu kryć – nienajwyższych lotów. Ten turniej, jak i cały cycle speedway zasługuje na lepsze „opakowanie”! Nie możemy dłużej jeździć w samo południe, przy pełnym sierpniowym słońcu, w tumanach kurzu i akompaniamencie pseudośląskich „szlagierów pod nóżkę”. Szanujmy się.
– Załóżmy, że ten rok jest dla Was rokiem tzw. „robocizny”. Na pewno bierzesz się za reaktywację ośrodka z jakąś wizją na przyszłość – na rok, trzy czy pięć. Chciałbym poznać taki twój osobisty plan minimum na rok 2021 dla SPR Rybnicka Kuźnia, jeśli taki w ogóle masz.
– Kilkanaście lat działalności w speedrowerze nauczyło mnie pokory, dlatego jestem bardzo ostrożny w snuciu planów. Nadchodzący sezon zamierzam potraktować w kategoriach szansy powrotu na tor dla moich wychowanków, którzy jeszcze nie tak dawno ścigali się na arenie krajowej i międzynarodowej. Kamil Niemiec, Mateusz Syrek, czy Łukasz Kubicki, dla którego w drużynie widzę stanowisko instruktora i skauta, mają po dwadzieścia parę lat. Na przykładzie wielu starszych zawodników, mogę stwierdzić, że ci chłopcy, przy odrobinie zaangażowania, mają przed sobą jeszcze parę sezonów ścigania na całkiem przyzwoitym poziomie. Pamiętajmy jednak cały czas o tym, że nasza dyscyplina zawsze była, jest i będzie amatorska. Większość zawodników, w obliczu braku możliwości treningu i spotkania z kumplami na torze po godzinach pracy, da sobie spokój, zamiast szukać jazdy na obiektach oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów. Pozytywnym wyjątkiem jest jeżdżący w Mikołowie weteran, Sławek Pawliczek, z którym jestem w stałym kontakcie.
Niewykluczone, że drużyna Kazimierza Kuchty (w środku) z wychowankiem SPR RK (z lewej) skorzysta z rybnickiej gościnności (fot. archiwum klubu)
– Udana reaktywacja to jednak nie wszystko. Myślisz, że w Rybniku jest kim i dla kogo ten speedrower tworzyć tworzyć?
– Jak już wspomniałem, wbrew pozorom mamy naprawdę spore zaplecze kadrowe. O ile wspólnie stworzymy sobie odpowiednie warunki również w kwestiach sprzętowych i logistycznych, to sądzę, że kwestią czasu będzie powrót do drużyny również braci Jakubiaków. Klimat dla speedrowera zawsze był w Rybniku, czy też samej Rybnickiej Kuźni, bardzo dobry i przy odpowiedniej promocji, na zawody przychodziło po kilkuset widzów. Pokazał to choćby przykład sezonu 2015, kiedy podjęliśmy próbę reaktywacji wraz z Christopherem Naprawcą i Arturem Pisarkiem.
– Rozmawiając z Arturem Poprawskim o Rawiczu pytałem go, czy ewentualne wsparcie Anity Włodarczyk w działaniach medialnych/promocyjnych mogłoby coś pomóc w odbudowie tamtejszego speedrowera. W Rybniku macie wiele znanych postaci czy także żużlowy klub ekstraligowy. Myślicie o jakimś „wykorzystaniu” tego czy raczej będziecie chcieli opierać się na własnych, drobnych działaniach?
– Z zazdrością patrzę na ośrodki współpracujące z klubami żużlowymi, jeśli tylko w swojej miejscowości mają taką możliwość. Kiedy zaczynałem jazdę w RTS-ie Rybnik jako junior, podczas każdych zawodów żużlowych przy Gliwickiej, spiker przedstawiał wyniki naszych meczów i zdobycze punktowe poszczególnych zawodników. To była znakomita promocja, ale także niewyobrażalny prestiż dla każdego młodego chłopaka z naszej drużyny. W ówczesnym RKM-ie Rybnik działali wtedy ludzie, którzy potrafili dostrzec pokrewieństwo naszych dyscyplin i nie traktowali nas protekcjonalnie. Dziś jest nieco inaczej.
Skoro już jesteśmy przy żużlu, przypomnę tylko, jaką burzę wywołał Wojciech Kowalczyk krytykując zwycięstwo Bartka Zmarzlika w plebiscycie na Sportowca Roku. Odebrał żużlowi status pełnoprawnego sportu. Ale zachowanie byłego piłkarza nie było dla mnie niczym nowym, bo podobną ignorancją i arogancją wobec nas wykazał się kilka lat temu prezes żużlowego ROW-u Rybnik, Krzysztof Mrozek. Pytany o szansę na jakąkolwiek współpracę, odparł, że nie zamierza sobie zawracać głowy jakąś niepoważną zabawą dzieciaków w żużel, bo na co dzień pracuje z prawdziwymi facetami. Z tego, co wiem, pan prezes nie pojawił się dotąd na żadnych zawodach speedrowerowych, ale mam nadzieję, że wzorem żużlowego mistrza świata, w niedalekiej przyszłości osobiście będę mógł go na takowe zaprosić.
Nie zapominamy też o innych dyscyplinach rowerowych, otwarta jest choćby kwestia współpracy z Bartkiem Giemzą, kolarzem ekstremalnym, który kiedyś z dobrym skutkiem startował w speedrowerowej ekstralidze. Jednak nie ma co się łudzić – to jedynie drobne „smaczki” pośród ogromu własnej pracy u podstaw.
– Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!