21 grudnia (sobota) - w siedzibie „Tygodnika Pilskiego” miała miejsce promocja książki wieloletniego spikera Polonii Piła - Wojciecha Dróżdża: „Po pilsku o żużlu”. Po premierze pierwszej prawdziwej książki o pilskim speedwayu, udało nam się porozmawiać z jej autorem.
Mikołaj Dowejko, speedwaynews.pl: Dzień Dobry. Bardzo mi miło, że znalazł pan chwilę, aby porozmawiać ze mną i podzielić się informacjami na temat swojej książki z czytelnikami serwisu speedwaynews.pl.
Wojciech Dróżdż: Witam bardzo serdecznie.
Jak wyglądały przygotowania do książki i co pana najbardziej zmotywowało do napisania jej?
– Zamiłowanie do żużla to był punkt wyjściowy, ja bardzo lubię żużel od zawsze i kiedy zacząłem nagrywać filmiki na YouTube, marnej jakości, bo nie miałem sprzętu. W pewnym momencie zauważyłem, że oglądalność tych filmików spada, więc postanowiłem spisać to, co powiedziałem, uzbrajając całość w cytaty kibiców, to było dla mnie bardzo ważne. Zawsze podkreślam, że kibic to jest ta cząstka sukcesu, historii, o której, niestety, nie zawsze się pamięta.
Co działo się w ostatnich tygodniach przed premierą książki? Jak przebiegały przygotowania do premiery książki?
– Ostatnie tygodnie to był właściwie czas oczekiwania. Wszystko zostało napisane, można powiedzieć, nawet w sierpniu, potem czytałem całość raz, drugi, trzeci, to było trochę żmudne, trochę kłopotliwe, ale przebrnąłem przez to. Kiedy już wszystko było gotowe, znalazłem drukarnię, która bardzo mi sprzyjała, dziękuję bardzo Tomkowi Borysewiczowi, który całość ładnie poskładał i dał mi kilka interesujących podpowiedzi. Było nerwowo. Książka miała być już pod koniec listopada, a potem te terminy się przedłużały, co jest normalną sprawą i zdarza się w tym natłoku grudniowych zamówień. Dla mnie było ważne, żeby książka była przed świętami, co drukarnia w 100 procentach zrealizowała, aczkolwiek rzeczywiście przestępowałem z nogi na nogę, bo otrzymałem ją dzień przed premierą. Premiera to trochę za dużo powiedziane, bo ja wcale nie obnosiłem się z tym wielce, że książka zaczyna swój żywot. Po prostu zaprosiłem kibiców, zaproponowałem im produkt, który udało się wyprodukować. Myślę, że w tym przypadku słowo produkt nie brzmi źle, impreza sportowa nie jest – moim zdaniem – produktem, a książka jest. Mam nadzieję, że sprawi radość tym, którzy ją przeczytają.
– Ciekawe były też okoliczności premiery książki, gdyż były wystawione programy dostępne dla każdego, które obejmowały okres po reaktywacji w 1992 roku. Można powiedzieć, iż było to prawdziwe spotkanie z historią. Skąd ten pomysł i co pana skłoniło do takiego działania?
– Programy, które znalazłem wczoraj w szafie postanowiłem wziąć ze sobą dzisiaj, również dlatego, że dostałem je kiedyś od kibiców. One były na różne konkursy przeznaczone, głównie na te internetowe, ale ponieważ w pewnym momencie przerwałem nagrywanie, uznałem, że będzie dobrym momentem, kiedy ja tymi programami podzielę się z kibicami. Poza tym zależało mi na tym, żeby ci, którzy przyjdą dzisiaj dostali coś jeszcze. Książka – za nią trzeba zapłacić, to jest normalna sprawa. Programy, mam nadzieję sprawią komuś radość, zwłaszcza kolekcjonerom, którzy być może pewnych programów już w domu nie mieli.
– Nie uważa pan, że moment premiery miał miejsce w bardzo ważnym i kryzysowym momencie dla pilskiego żużla?
– Nie przeceniam swojej roli, ani nie uważam, żeby to był wyjątkowy moment dla książki, bo to jest drobna część całości, a rzeczywiście ten okres w dziejach pilskiego żużla jest trudny. Jeden klub został zlikwidowany, wierzę, że powstanie następny, wierzę, że w styczniu usłyszymy dobre informacje, które nas zbudują. Moim zdaniem i założeniem było już wcześniej, żeby tą książka pokazać, że mimo, iż nie jest dobrze, żyjemy żużlem w Pile. Jestem przekonany, że kibiców żużla w Pile, choć nie zawsze widocznych, jest bardzo wielu. Wiem, co mówię, ponieważ rozmawiam z ludźmi. Ludzie rozmawiają ze mną, zaczepiają mnie i są to często osoby nieznane mi. Natomiast bardzo często jestem zagadywany o to, co w Pile, czy będziemy jechać, więc widać, że ludziom bardzo tego żużla na co dzień potrzeba.
– Czyli widzi pan przyszłość pilskiego klubu w jasnych barwach?
– Muszę widzieć, zresztą w książce mogłem się pokusić o zmianę zakończenia, ale nie zrobiłem tego. Napisałem, że żużel w Pile przetrwa, pisałem to wszystko w październiku, kiedy jeszcze nie było wiadomo, czy klub zostanie zlikwidowany. Nie zmieniłem tego, nie wyjąłem książki z druku, nie dopisywałem rozdziału w najczarniejszych barwach, bo uznałem, że to trochę nie fair wobec kibiców, którzy cały czas nie tylko żyją nadzieją, ale żyją wspomnieniami i chęcią powrotu do dawnych czasów. W związku z tym przetrwamy, dlatego, że my jesteśmy, kibice to jest klub – Polonia to my! Brzmi to trochę pretensjonalnie, bo bez żużlowców nie byłoby żużla, ale bez kibiców również i jestem pewien tego, co mówię.
Co bardzo by pan chciał zobaczyć w przyszłym pilskim klubie?
– Chciałbym stabilizacji, tu nie chodzi o Ekstraligę, nie chodzi o potomków Nielsena i Dobruckiego, o to czy będziemy mistrzem Polski, czy nie. Przypuszczam, że nie, na razie nas na to nie stać i podejrzewam, że przez wiele lat możemy o tym zapomnieć, ale solidny drugoligowy, czy pierwszoligowy klub, to jest taka baza, którą możemy spokojnie stworzyć. Popatrzmy jak wygląda sytuacja w Krakowie, mieście bardzo dużym, bardzo bogatym, gdzie speedway cały czas jest odsuwany na boczny tor. Tam też jest wielki problem z pozyskaniem sponsorów, pozyskaniem drużyny, która solidnie by jeździła. Jest jeszcze jeden kłopot, tam nie ma bazy kibicowskiej, my to mamy i to jest wielki atut, o którym nie możemy zapomnieć.
– Na koniec komu by pan chciał podziękować i jak podsumować proces powstawania książki?
– Zacznę od końca, jestem bardzo wdzięczny, z ręką na sercu, tym, którzy dzisiaj przyszli, Nie spodziewałem się, że będzie nas aż tylu, tym bardziej, że śniło mi się, że przyszły dwie osoby, a było dużo więcej, więc dziękuję tym, którzy czekali, mimo że czas dla żużla w Pile nieciekawy, postanowili tutaj przyjść i kupić sobie, albo komuś prezent świąteczny. Książki będzie można oczywiście jeszcze nabyć drogą internetową lub u mnie. Jeżeli chodzi o wcześniejszy etap, to dziękuję tradycyjnie mojej żonie, bo to jest dla mnie motywator, żebym wyważył wszystko rozsądnie i godził pracę z rodziną, rodzinę z pracą i jakoś się to wszystko udaje. Poza tym, ważne są też wobec wszystkich współautorów – kibiców, którzy podzielili się swoimi wspomnieniami, zdjęciami, bo są to zdjęcia unikatowe i tym, którzy byli mi życzliwi, a takich osób było naprawdę dużo.
– Dziękuję za rozmowę.
– Ja również dziękuję bardzo.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!